Skracali mu dialogi. Dyktowali kwestie przez słuchawkę. Traktowali jak marionetkę. W scenach z bronią obsadzali dublera. Tracił bystrość umysłu, ale wciąż dawali mu role, bo przyciągał do kin na niskobudżetowe filmy. "Los Angeles Times" opisuje, że filmowcy od lat widzieli pogarszający się stan zdrowia Bruce'a Willisa. – Wiem, dlaczego ty jesteś, i wiem, dlaczego ty jesteś, ale dlaczego ja tu jestem? – pytał aktor kolegów z planu filmowego.
Bruce Willis od początku swojej kariery w latach 70. pojawił się w ponad siedemdziesięciu filmach. Nadal jest najbardziej znany z roli detektywa Johna McClane'a w serii "Szklana pułapka". Ta rola, powtórzona w pięciu filmach, pomogła mu ugruntować status jednego z czołowych hollywoodzkich gwiazd kina akcji, zapewniając angaż w takich filmach jak "Pulp Fiction" i "Piąty element".
Ale w ostatnim czasie fani Willisa zaczęli się zastanawiać, dlaczego aktor występuje w tak wielu niskobudżetowych filmach, miażdżonych przez krytyków. Kapituła antyoscarowej nagrody Złote Maliny w tym roku stworzyła nawet osobną kategorię dla Willisa, nominując go za osiem filmów.
W minioną środę bliscy Willisa ogłosili, że aktor cierpi na afazję i kończy karierę. Dzień później Organizatorzy Złotych Malin wycofali się z nagrody dla Willisa. "Los Angeles Times" opisuje, że na planie filmowym od dawna było widać problem zdrowotny gwiazdy.
"Ktoś dyktował mu kwestie, których nie rozumiał. Był traktowany jak marionetka"
W rozmowach z "The Times" w ostatnich latach wiele osób ze świata filmu wyrażało zwątpienie, czy aktor jest w pełni świadomy tego, co się dzieje wokół niego na scenie. Płacono mu nawet dwa miliony dolarów za dwa dni pracy. A on tracił bystrość umysłu, nie mógł zapamiętać dialogów, dyktowano mu kwestie przez słuchawkę.
"Wygląda na to, że musimy zmniejszyć liczbę stron Bruce'a o około pięć stron" – napisał Mike Burns, reżyser filmu "Poza prawem" ("Out of Death") w e-mailu z czerwca 2020 roku do scenarzysty filmu. "Musimy też nieco skrócić jego dialog, aby nie było monologów itp.".
Jak mówił, widział na własne oczy, że z aktorem dzieje się coś złego. Ale współpracownicy Willisa zapewniali go, że jest coraz lepiej. Sam zrezygnował z angażowania aktora do kolejnego filmu.
Jesse V. Johnson, reżyser niskobudżetowego filmu "White Elephant" (jeszcze nie ukończony) spotkał się z Willisem przed rozpoczęciem zdjęć w kwietniu zeszłego roku. "Było jasne, że nie był Bruce'em, którego pamiętam" – powiedział.
Zaniepokojony zachowaniem Willisa zapytał wprost współpracowników aktora o jego stan psychiczny. "Stwierdzili, że Willis jest szczęśliwy, że może tam być, ale najlepiej by było, gdyby skończyli kręcić przed obiadem i pozwolili mu wyjść wcześniej" – wspominał Johnson. Filmowcy zaczęli szybko kręcić sceny z aktorem. Dwaj członkowie ekipy wspominali, że Willis ich pytał: "Wiem, dlaczego ty jesteś, i wiem, dlaczego ty jesteś, ale dlaczego ja tu jestem?".
Wszyscy skupiali się na tym, by Bruce nie wypadł źle. Jak wspominają członkowie ekipy, "ktoś dyktował mu kwestie, których on nie rozumiał. Był traktowany jak marionetka".
Johnson, po tych doświadczeniach, wraz z zespołem również postanowił, że nie zrobią już filmu z Willisem. "Wszyscy jesteśmy fanami Bruce'a Willisa, a ten układ wydawał się czymś niewłaściwym i dość smutnym końcem niesamowitej kariery. Nikt z nas nie czuł się z tym komfortowo".
Kiedy Willis trzymał broń, upewniali się, czy nikt nie stoi na linii ognia
Mimo pogarszającego się stanu zdrowia Willis ciągle otrzymywał role. Przyciągał widzów do kin na niskobudżetowe filmy. Wystarczyło umieścić jego twarz na plakacie.
Sceny akcji, zwłaszcza te z użyciem broni palnej, kręcone były przez dublera Willisa. Dlaczego?
W styczniu 2020 roku w filmie akcji "Plan ocalenia" ("Hard Kill") aktor grał ojca kobiety, w którą wcieliła się Lala Kent, gwiazda reality show Bravo "Vanderpump Rules". W jednej ze scen miał strzelić do złoczyńcy. Był odwrócony plecami do swojej filmowej córki. Przed oddaniem strzału kazano mu wypowiedzieć kwestię – sygnał dla Kent, by zrobiła unik. Zamiast tego od razu wystrzelił i Kent nie zdążyła się uchylić. Powtórzyli scenę i Willis zrobił to samo. Strzelił bez ostrzeżenia.
Reżyser filmu Matt Eskandari odmówił komentarza w tej sprawie. Nikt nie został ranny. Ale Kent i ekipa byli wstrząśnięci. "Zawsze upewnialiśmy się, że nikt nie znajduje się na linii ognia, kiedy on [Willis - red.] trzyma broń" – powiedział inny członek ekipy.
Spotkał się znów z Johnem Travoltą, był podekscytowany, robił, co w jego mocy
Jeden z ostatnich większych filmów Willisa to "Paradise City". Kręcono go na hawajskiej wyspie Maui w maju zeszłego roku. Jak powiedział Chuck Russell, reżyser filmu, Willis "był podekscytowany współpracą z Johnem Travoltą i można było zobaczyć starego dobrego Bruce'a Willisa”. Przypomnijmy, że Willis i Travolta pierwszy raz spotkali się na planie 27 lat temu w "Pulp Fiction".
Ale filmowcy, którzy rozmawiali z "The Times", powiedzieli, że są zaniepokojeni jego stanem.
– Wyglądał po prostu na zagubionego, mówił: "Zrobię, co w mojej mocy". Zawsze starał się, jak mógł – powiedziała we środę Terri Martin, kierownik produkcji przy "Białym słoniu". – Jest jednym z ponadczasowych gigantów. Zawsze będę go podziwiać i szanować za jego dokonania. Ale nadszedł czas, aby przeszedł na emeryturę – dodała.
Źródło: latimes.com