Beyonce wydała swój siódmy solowy album studyjny i zaskoczyła fanów. "Renaissance" to pierwsza opublikowana odsłona trzyczęściowego projektu nagranego w ciągu ostatnich trzech lat. Na płycie znajduje się 16 piosenek, w których pop i r'n'b miesza się elementami house, disco, dance, neo-soul oraz afrobeat. A wszystko po to, żeby zapomnieć o przytłaczającej rzeczywistości i ruszyć do tańca.
Premiera każdego krążka Beyonce to wydarzenie. Zwłaszcza że na pełnowymiarowy album Queen Bey kazała czekać fanom sześć lat. Jedna z najczęściej nagradzanych wykonawczyń muzyki w historii w 2016 roku wydała fenomenalny "Lemonade" - określany jej najlepszym wydawnictwem w karierze. Od tego czasu w jej dyskografii pojawiły się jeszcze trzy płyty: "Homecoming", "The Lion King: The Gift" oraz "Everything Is Love", którą nagrała z mężem jako The Carters. "Homecoming" był zapisem jej legendarnego występu podczas festiwalu Coachella, gdzie była pierwszą czarnoskórą headlinerką. "The Lion King: The Gift" to natomiast jej projekt audiowizualny, zawierający muzykę z aktorskiej wersji filmu "Król Lew".
CZYTAJ TEŻ: Królowa jest tylko jedna. 'Teksańska wieśniaczka', która stała się głosem dyskryminowanych
Beyonce o płycie "Renaissance"
"Renaissance" może się okazać równie ważnym momentem w karierze 41-letniej piosenkarki, kompozytorki, aktorki, producentki i biznesmenki, jak wydanie "Lemonade". W książeczce dołączonej do najnowszej płyty Beyonce napisała: "Ten projekt w trzech odsłonach został nagrany w ciągu trzech minionych lat, w czasie pandemii. Był to czas zawieszenia, ale jednocześnie dla mnie okazał się być najbardziej kreatywny". Nie wiadomo na razie, w jaki sposób i kiedy Beyonce podzieli się pozostałymi odsłonami "Renaissance".
"Tworzenie tego albumu pozwoliło mi zrealizować marzenia i znaleźć ucieczkę w strasznych czasach dla świata. Pozwoliło mi poczuć się wolną i zaryzykować w czasie, gdy niemal wszystko stanęło w miejscu. Moim założeniem było stworzenie bezpiecznego miejsca, miejsca bez osądów. Miejsca bez perfekcjonizmu i nadmiernego analizowania. Miejsca do krzyczenia, odpuszczania, czucia się wolnym. To była piękna, odkrywcza podróż" - napisała Beyonce.
"Renaissance" - ukłon Beyonce w stronę społeczności LGBTQ+ i imigrantów
I faktycznie 16 utworów, które pojawiły się w piątek, zabierają słuchaczy w zaskakującą podróż w te obszary, do których Amerykanka nie zapuszczała się zbyt często, co sugerował już pierwszy singiel z krążka "Break My Soul". Wykorzystano w nim sample między innymi z house'owego klasyka z 1993 roku "Show Me Love" Robina S oraz "Explode" autorstwa Big Freedia - jednego z najpopularniejszych przedstawicieli nowoorleańskiej sceny bounce'owej. Krążek najlepiej brzmi, gdy słucha się go od początku do końca - ma się wówczas wrażenie, że poza jednym kawałkiem "All Up in Your Mind" - słucha się blisko godzinnego miksu, w którym Beyonce bardzo odważnie bawi się gatunkami i estetykami: jest słynna linia basowa Nile'a Rogersa, własna interpretacja refrenu z piosenki "I'm Too Sexy" zespołu Right Said Fred.
Ci, którzy znają dotychczasową twórczość Beyonce, wiedzą, że królowa popu od blisko dekady bardzo mocno stawia na spójność narracyjną każdego ze swoich wydawnictw. Tak jest i tym razem. W warstwie tekstowej najważniejszym przesłaniem jest własne zadowolenie, samoakceptacja. W warstwie muzycznej wybrzmiewa zaś kampowa, eklektyczna energia. I chociaż "Renaissance" ma być miejscem pozbawionym perfekcjonizmu, to Beyonce nie pozwoliła sobie na prostą płytę o śmiechu i miłości.
"We don't need the world's acceptance, they're too hard on me / They're too hard on you, boy" ("Nie potrzebujemy akceptacji świata, jest dla mnie zbyt surowy/ Jest zbyt surowy dla ciebie, chłopcze") - śpiewa w "Plastic Off the Sofa". Na płycie pojawia się wiele punktów odniesienia do kultury ballroomowej, która zrodziła się na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku w Nowym Jorku (na przykład sample z artystki drag Moi Renee), dając powód do radości społecznościom imigranckim i LGBTQ+.
Beyonce bawi się na własnych zasadach
Ale w "Renaissance" najważniejsze jest to, że Beyonce po raz kolejny w swojej karierze celebruje kulturę Afroamerykanów. Robi to z niezwykła elegancją, bez zbędnego patosu. Na nowo wybrzmiewa fraza - niegdyś śpiewana przez Donnę Summer - "I Feel Love" Giorgio Morodera czy dźwięki tworzone przez czarnoskórą, transpłciową djkę i producentkę Honey Dijon. W końcu sięga również po legendarną Grace Jones, bez której nie byłoby współczesnej muzyki rozrywkowej w takim kształcie, w jakim możemy się z niej cieszyć. To tylko niektóre odwołania do kultury Afroamerykanów, ale Beyonce nie chodzi na skróty, nie odcina kuponów od tych kawałków swojego repertuaru, które wyniosły ją na szczyt. Szanując dorobek swoich poprzedników, wyznacza własne ścieżki, reinterpretuje klasykę na nowo.
Beyonce od ponad 20 lat konsekwentnie zdobywała szczyty popularności oraz niejednokrotnie zmieniała kształt i reguły przemysłu rozrywkowego. Jak? To ona zaczęła w piątki wypuszczać nową muzykę, a za nią poszli kolejni. Wokalistka od początku swojej kariery znana była jako perfekcjonistka, skrajnie bądź przesadnie zdyscyplinowana twórczyni. Ale od dekad wiadomo, że jedyną osobą, z którą rywalizuje, jest ona sama. Oczywiście trudno uwierzyć, że "Renaissance" ma być miejscem pozbawionym perfekcjonizmu. Natomiast równie trudno nie zauważyć, że królowa popu bawi się na własnych zasadach, uwodzi i kusi, by rzucić wszystko i zacząć tańczyć. I to wyszło jej doskonale.
Źródło: tvn24.pl