Bycie rozpoznawalnym nigdy nie było dla mnie wartością samą w sobie. Jest to raczej cena do zapłacenia, ponieważ ten zawód wiąże się z obecnością na scenie, z oddaniem pewnej części prywatności - mówi Baasch w rozmowie z Tomasz-Marcinem Wroną, dziennikarzem tvn24.pl.
Baasch jest jednym z tych artystów polskiej sceny muzycznej, którego można byłoby opisać wieloma przymiotnikami. Jest jednocześnie jednym z tych, którego najtrafniej można opisać jako "artystę świadomego". Zarówno w jego muzyce ilustracyjnej, jak i w piosenkach, słychać precyzję, przemyślany pomysł na to, czym chce się dzielić ze swoimi słuchaczami. Jest również w pełni niezależny: sam komponuje, pisze teksty, produkuje swoje pomysły i zachwyca mocną, głęboką barwą głosu.
Jako solowy artysta debiutował w 2013 roku minialbumem "Simple Dark Romantic Songs", którym wzbudził ogromne zainteresowanie krytyków muzycznych i publiczności. W tym samym roku pojawiła się debiutancka fabuła Tomasza Wasilewskiego "Płynące wieżowce", do której Baasch skomponował muzykę. I tak jego kariera ruszyła równolegle dwoma torami - artysty scenicznego oraz autora muzyki ilustracyjnej. Po współpracy z Wasilewskim, Baasch pisał muzykę do kolejnych projektów artystycznych. W 2020 roku skomponował muzykę pierwszego polskiego spektaklu teatralnego, zrealizowanego w warunkach całkowitej izolacji. Krążek ze ścieżką nominowany był w 2022 roku do Fryderyka w kategorii Album Roku Elektronika. W październiku 2020 roku, gdy na ulicach polskich miast trwały strajki kobiet, przygotował muzykę do projektu "Dziady na Mickiewicza" - spektaklu performatywnego, zorganizowanego w oknach budynku w sąsiedztwie domu Jarosława Kaczyńskiego na warszawskim Żoliborzu.
W tym samym roku ukazał się jego czwarty album studyjny - a zarazem pierwszy polskojęzyczny w jego dorobku - "Noc" , który uhonorowany został Fryderykiem w kategorii Album Roku Elektronika. Artysta regularnie koncertuje w Polsce i za granicą, między innymi w Niemczech, Francji, Chinach czy na Islandii.
Podczas tegorocznej edycji Audioriver Festival w Płocku, drugiego dnia imprezy Baasch zagrał bardzo dobry koncert. Mimo intensywnych opadów deszczu, przed główną sceną zgromadził się spory tłum. Publiczności nie przeszkadzały warunki pogodowe - świetnie się bawiła i śpiewała wspólnie z artystą.
Z Baaschem podczas Audioriver Festival 2022 w Płocku rozmawiał Tomasz-Marcin Wrona, dziennikarz tvn24.pl.
Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl: Dałeś się poznać jako autor muzyki ilustracyjnej - do filmów, projektów teatralnych - oraz jako twórca piosenek. Która część twojej twórczości jest ci bliższa?
Baasch: Ta moja autorska część działalności - nazwijmy ją sceniczną, związaną z pisaniem piosenek - jest mi bliższa, jest dla mnie ważniejsza. Jednocześnie bardzo lubię pracować z obrazem, z różnymi reżyserami, ekipami, bo są to bardzo inspirujące i rozwijające doświadczenia.
Czym różni się proces twórczy tych odsłon twojej działalności?
To są dwie różne rzeczy. Podczas współpracy przy jakimś projekcie, pomagam zrealizować pewien zamysł, wizję reżyserską. Pomagam zilustrować konkretne emocje. Oczywiście, są na to bardzo różne rozwiązania - można na przykład to zrobić na kontrze wobec konkretnych obrazów.
Natomiast pracując nad swoim materiałem, nie mam żadnego briefu. Jedyną postacią, z której zdaniem muszę się liczyć jest mój odbiorca.
Masz w gronie najbliższych czy wśród współpracowników kogoś, kto sugeruje ci jakieś konkretne decyzje artystyczne?
To się zmienia, bo z wiekiem coraz rzadziej się konsultuję, coraz rzadziej szukam potwierdzenia słuszności tego, co robię. Sam czuję, czy osiągnąłem to do czego dążyłem czy jeszcze nie. Naturalnie, jestem ciekaw opinii innych, jednak jestem świadom, że co człowiek, to opinia i wychodząc naprzeciw każdej z nich, można zwariować.
Poza muzykami i współpracownikami, mam grupę przyjaciół, z którymi chętnie dzielę się swoją muzyką. Nie są muzykami, ale są obdarzeni wspaniałą wrażliwością i umiejętnością komunikowania tego, co im się podoba bądź nie. Mam świadomość, że są bardzo szczerzy w tym, co mówią. To bardzo wartościowe mieć przy sobie taką grupę osób.
Wspomniałeś, że to zmienia się z wiekiem. Ale twój wiek pozostaje tajemnicą. Dlaczego?
Nigdy nie był i nie jest tajemnicą. Generalnie staram się mówić o sobie jak najmniej i skupić uwagę na muzyce. Jakakolwiek moja obecność w mediach jest służalcza wobec projektu, twórczości. Pojawiam się w nich, żeby pomóc swojej muzyce i to ona powinna pozostać w centrum uwagi.
Czujesz się docenionym w Polsce artystą?
Tak. Czuję się doceniony i traktuję to jako bardzo dużą nagrodę za wiele lat pracy. Nigdy nie uganiałem się za tym uznaniem, ale dodaje mi to skrzydeł i jest to bardzo uspokajające. Ten spokój daje ogromny komfort w tworzeniu kolejnych rzeczy. Jednym z takich ważnych momentów był Fryderyk za najlepszy album muzyki elektronicznej.
Natomiast wiem, że nigdy nie przekonam do siebie wszystkich. Z muzyką jest tak, że jednym się podoba, innym nie. To świadczy tylko o tym, że muzyka, jak i pozostałe obszary sztuki mają swoje DNA, które nie trafia do każdego. Byłoby to niepokojące, gdyby moja muzyka podobała się każdemu (uśmiech).
Muzyka elektroniczna nie jest łatwym obszarem twórczym. Był to świadomy wybór artystyczny?
Zupełnie szczerze, nie zastanawiałem nad tym. Komponując, nie myślę o przyszłości danego utworu. Nie preparuję hitów, nie analizuję rynku, nie próbuję zbliżać się do jakichś konkretnych artystów, którzy odnieśli sukces. Skupiam się na tym, co wypływa z mojego strumienia świadomości i dopiero kiedy nagrania już powstaną, zastanawiam się, co mogę zrobić z nimi dalej.
Mam jednak świadomość, że gram muzykę alternatywną i że zawsze taką będzie. Nie mam zamiaru iść na żadne kompromisy - udało mi się ich uniknąć przez tych 10 lat i to się nie zmieni. Pamiętam jednak, gdy nagrywałem swoją pierwszą EP-kę jako Baasch, wróciłem po dłuższym pobycie za granicą i uświadomiłem sobie wtedy, że w Polsce odbiorców muzyki elektronicznej jest mniej. Z muzyką alternatywną, elektroniczną trzeba dotrzeć do odpowiednich jednostek. Wierzę, że jest ich u nas coraz więcej.
Wsłuchując się w twój repertuar, szybko można wyłapać pewnego rodzaju smutek, gorycz, tęsknotę. Teksty mają w sobie gorzki posmak. Taki klimat związany jest z potrzebą ekspresji własnych przeżyć i emocji, czy po prostu: lubisz taką estetykę?
To mieszanka kilku rzeczy. Najczęściej tworzę w specyficznych momentach. Kiedy jestem wesoły i mam w sobie pewnego rodzaju harmonię to wychodzę z przyjaciółmi, jadę na wakacje, udzielam się towarzysko. Natomiast, gdy rodzi się we mnie jakieś napięcie to odczuwam silną potrzebę przekucia tego w muzykę. To mój sposób na rozładowanie tych emocji i przepracowanie pewnych przeżyć. Jednocześnie granie i nagrywanie tej muzyki jest dla mnie wielką przyjemnością.
Poza tym, sam lubię muzykę, która trochę mną "szarpie". Nie interesują mnie dźwięki wobec których jestem obojętny. Oczywiście, jestem w stanie docenić kunszt danej kompozycji, to jak została wyprodukowana. Ale jeśli nawet dobra warsztatowo piosenka nic ze mną nie robi, to do niej nie wrócę. W muzyce lubię to, że mnie porusza, jest dla mnie wyzwaniem. Nie lubię, gdy jakaś piosenka się do mnie łasi. Wolę te, które wymagają ode mnie pokonanie pewnej bariery, bo wiem, że często za nią czeka mnie coś ciekawego, takie piosenki zostają ze mną na dłużej.
W końcu tworząc, lubię bawić się konwencją, bo ten mrok - który ludzie odnajdują w mojej muzyce czy w oprawie wizualnej - jest tego efektem. O ile jestem szczery i naturalny w tym co robię, to z perspektywy twórczej, zabawa formą mnie bardzo kręci.
Chodziłeś do szkoły muzycznej, potem studiowałeś psychologię. Wykorzystujesz tę wiedzę w swojej pracy?
Ostatnio się nad tym zastanawiałem. Wydaje mi się, że mam dużą uważność na drugiego człowieka. Ludzie mnie inspirują, lubię ich obserwować. W piosenkach staram się opisywać to, co dzieje się w człowieku oraz pomiędzy ludźmi. Nie wiem, czy ta uważność to efekt tych studiów, czy poszedłem na nie ponieważ już wcześniej interesował mnie człowiek. Jeżeli w jakikolwiek sposób te studia mi w czymś pomagają, to być może w pisaniu tekstów, bo nauczyły mnie obserwacji. Natomiast nie wykorzystuję jakoś świadomie wiedzy akademickiej, bo niewiele z niej dzisiaj pamiętam (śmiech).
Skoro o tekstach mowa, początkowo pisałeś w języku angielskim, następnie wróciłeś do polszczyzny. Czy to zwrot w stronę tej niszy, która w Polsce cię słucha?
Decyzja o pisaniu po polsku wynika z tego, że język angielski przestał mi wystarczać. Pisanie w ojczystym języku jest bardziej intuicyjne, słowa piszą się same. W ten sposób można sięgnąć głębiej, a to mnie kusiło od dawna. Czułem, że krążek "Noc", który jest dla mnie bardzo ważny, musiał być napisany w intuicyjny, szczery i naturalny sposób.
Od ponad dwóch lat żyjemy w cieniu pandemii, a z czasem pojawiły się bądź nasiliły się kolejne kryzysy: katastrofa klimatyczna, wojna w Ukrainie, napięcia społeczno-polityczne w kraju. Czy w tym czasie w twoim życiu wydarzyło się coś pozytywnego, jakaś dobra zmiana?
Z czysto prozaicznej perspektywy: pojawiły się projekty, które w innych okolicznościach nie miałyby szans na powstanie. Jednym z nich była "Balladyna", która była oddolną inicjatywą środowiska teatralnego. Był to spektakl, który w całości powstał zdalnie. Muzyka, którą do tego projektu skomponowałem, doceniona została nominacją do Fryderyka. Prawdopodobnie, gdyby nie lockdown, nie byłoby "Balladyny" w takiej formie.
A tak bardziej ogólnie: staram się odpowiadać swoją muzyką na to, co się dookoła dzieje. Gdy wybuchł kryzys na granicy z Białorusią, stworzyłem muzykę do kampanii społecznej na ten temat. W czasie strajków kobiet, skomponowałem ścieżkę do spektaklu ulicznego "Dziady", który był odpowiedzią na sytuację w Polsce. Ostatnio wziąłem udział w projekcie światowej sławy ukraińskiego artysty vogue'ingowego Danila Vitkovskiego, który dotyczy wojny w Ukrainie. Mam wrażenie, że te wszystkie kryzysowe wydarzenia są dla mnie punktem wyjścia do tworzenia nowych rzeczy. Oczywiście, wolałbym pisać o motylkach i kwiatkach, o samych przyjemnych rzeczach, ale jest jak jest…
Nie wierzę ci, że pisałbyś o motylkach i kwiatkach.
(śmiech) Pewnie masz rację. Niemniej jednak, jest to jakaś pozytywna odsłona tego, co się dzieje. Jako artystę popycha mnie to w nowe rejony i stanowi dla mnie jakieś źródła inspiracji. Pamiętasz, gdy nasiliła się nagonka na osoby LGBTQ+? Odpowiedziałem utworem "Miasto" i teledyskiem, który mu towarzyszył.
Pandemia pokazała nam wszystkim, jak bardzo ważni jesteśmy dla siebie nawzajem. Mam nadzieję, że ludzie zrozumieli, że jesteśmy zwierzętami stadnymi. Na dobre zmieniły się relacje między ludźmi, którzy zamknięci w domach docenili bezpośredni kontakt z bliskimi.
Jednocześnie, myślę, że skurczył się świat, bo powszechną formą kontaktowania się z innymi stały się aplikacje komunikacyjne jak Zoom czy Skype. Okazało się, że równie często można rozmawiać z przyjaciółmi z odległych krajów, jak z tymi, którzy mieszkają w tej samej dzielnicy. To z nami zostanie. O ile można znaleźć coś pozytywnego w rzeczywistości pandemicznej, to trudno mówić o pozytywnych aspektach trwającej wojny w Ukrainie.
Wspomniałeś o inspiracjach. Niemal od początku twoja muzyka kojarzy mi się z twórczością Fever Ray, The Knife, trochę z wczesnym Moderatem. Czy to dobre skojarzenia?
Odbieram to jako komplement, bo są to artyści, których bardzo cenię. A że ich słuchałem, być może znalazło to jakieś odbicie w mojej muzyce, chociaż nie próbowałem i nie próbuję być jak oni. To są tak wspaniali artyści, że nie mam ambicji, aby się z nimi porównywać.
Jesteś skromny?
Na pewno jestem pokorny.
A to ważne?
Bardzo ważne, bo muzyka wymaga ogromnej pokory. Wymaga dużo czasu, zagłębienia się w proces i całkowitego zaangażowania. Komponowanie na kolanie zawsze daje koślawy efekt, a to jest nikomu niepotrzebne.
Masz warunki wokalne, muzyczne, warsztatowe, żeby tworzyć radiowe hity, żeby stać się rozpoznawalną postacią polskiej muzyki. Nie kusiło cię nigdy, żeby pójść na skróty ze swoją karierą?
Bycie rozpoznawalnym nigdy nie było dla mnie wartością samą w sobie. Jest to raczej cena do zapłacenia, ponieważ ten zawód wiąże się z obecnością na scenie, z oddaniem pewnej części prywatności. Byłoby bez sensu, gdybym wybrał drogę na skróty, żeby płacić jeszcze większą cenę za to, co robię. A duże pieniądze można zarobić na różne sposoby. Gdybym kiedyś postanowił być bardzo bogaty, to może poszedłbym - nie wiem - na prawo. Wydaje mi się, że jest to dużo spokojniejsze życie niż bycie popową gwiazdą.
Mówisz o sławie jako o cenie, którą trzeba zapłacić za własną twórczość. Przez tych 10 lat ugruntowałeś swoją pozycję na scenie, a co za tym idzie stajesz się coraz popularniejszy. Jesteś gotowy na zapłacenie jeszcze większej ceny?
Jestem w stanie poświęcić bardzo dużo, żeby móc robić to, co kocham. Muzyka jest dla mnie całym życiem, więc jestem gotów o nią walczyć. Natomiast każdy koncert pokazuje mi, że śpiewam dla bardzo kumatych ludzi, w sytuacji, gdy ktoś mnie rozpoznaje i zaczyna rozmowę, to są to bardzo fajne doświadczenia. Bardzo cenię sobie wszystkie rozmowy po koncertach, zresztą dotyczą w większości właśnie muzyki.
Tęskniłeś za takimi festiwalami jak Audioriver?
Bardzo.
Wolisz grać w plenerze czy w klubach?
Zarówno występy na takich festiwalach, jak i w klubach są super, ale mają zupełnie inne zalety. W przypadku festiwali, są to duże sceny, przed którymi zbiera się większa publiczność, dzieląca się niesamowitą energią. Festiwale to też coś jeszcze, to możliwość spotkania znajomych, którzy też na nim grają, zobaczenia występów pozostałych artystów. Całe życie jeżdżę na różnego rodzaju festiwale i uwielbiam tę atmosferę. Na klubowy występ ktoś przychodzi i znika zaraz po. Ta przygoda festiwalowa trwa dwa-trzy dni. Natomiast na koncertach klubowych nie ma przypadkowych osób. Ta energia jest trochę inna, bardziej intymna, skupiona. Koncerty klubowe też są super.
A masz okazję korzystać z festiwali jak za czasów, zanim wychodziłeś na największe sceny?
To zależy od kalendarza. Wczoraj byliśmy na AlterFeście w Mysłowicach, dzisiaj na Audioriver. Muszę przede wszystkim dbać o higienę pracy. A sam koncert wiąże się z wieloma obowiązkami, zanim się wystąpi: z próbą techniczną, ustawieniem sprzętu i tak dalej. To jest praca, która zajmuje kilka godzin.
Dużo masz koncertów w tym sezonie?
Około 20, więc nie jest źle. Myślę, że przy okazji nowej płyty będziemy grać z zespołem jeszcze więcej.
Kiedy się ona pojawi?
Zobaczymy (śmiech).
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fot. Maksym Rudnik