Tylko w środę znaki zignorowało blisko 700 kierowców, którzy mimo zakazu ruchu chcieli wjechać na Gubałówkę. - Kierowcy łamią zakaz, bo tak ich prowadzi nawigacja - opowiadają zakopiańscy strażnicy miejscy, którzy mogliby masowo wręczać surowe mandaty - nawet od 500 złotych.
Sytuacja od kilku dni była tak absurdalna, że sami strażnicy miejscy z Zakopanego nie do końca wiedzieli, jak ją interpretować. Oto bowiem kierowcy masowo zaczęli ignorować znak zakazu wjazdu na Gubałówkę.
- Od czterech lat jest tak, że poruszać mogą się tu tylko mieszkańcy, przedsiębiorcy i turyści mieszkający na Gubałówce - opowiada Marek Trzaskoś, komendant zakopiańskich strażników miejskich.
Ze znakiem w ostatnim czasie nie stało się nic złego - stoi jak dotąd. A mimo to na drodze zrobił się ruch jak w ulu.
- Wczoraj zatrzymaliśmy blisko 700 kierowców, którzy zignorowali znaki. Niewiele lepiej było w poniedziałek i wtorek - mówi komendant Trzaskoś.
Nawigacjo, prowadź!
Okazało się, że za drogową rewoltą stoi technologia. A dokładniej: błąd w jednej z najpopularniejszych nawigacji GPS.
- Aplikacja proponowała użytkownikom objazd, dzięki któremu unikną korków w Zakopanem - mówi komendant straży miejskiej.
I to właśnie na nawigację winę zrzucali kierowcy. Tyle, że to w ogóle ich nie tłumaczy.
- Kierowca musi przecież patrzeć na znaki i to on odpowiada za ich zignorowanie - podkreśla Marek Trzaskoś.
Strażnicy - gdyby chcieli - mogliby w ostatnich dniach zrobić żniwa mandatowe. Bo za każdy bezprawny wjazd na Gubałówkę można wystawić mandat do 500 złotych. W praktyce, jak zapewnia komendant strażników, najczęściej kończyło się upomnieniem.
Jak ustalił Maciej Stasiński, reporter TVN24 zajmujący się sprawą, błąd w nawigacji został już naprawiony.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Google Street View