Mauzery z "substancją zagrażająca zdrowiu i życiu, żrącą i rakotwórczą", a kilkadziesiąt metrów dalej - budynki mieszkalne, szkoła i dom dziecka. Od co najmniej 2018 roku mieszkańcy Stąporkowa (woj. świętokrzyskie) żyją w cieniu składowiska odpadów niebezpiecznych, a lokalne władze - jak twierdzą mieszkańcy - przerzucają się odpowiedzialnością. - Lada moment może nastąpić wyciek i skażenie, o pożar nie jest trudno - mówi gminny radny i strażak Edward Mazur. W tej sprawie przed sądem stanęły trzy osoby, jednak problem zalegających chemikaliów pozostaje nierozwiązany.
Nie od wczoraj mieszkańcy Stąporkowa w powiecie koneckim obawiają się o swoje zdrowie. Mają ku temu powody, bo przy ulicy Staszica, naprzeciwko szkoły i domu dziecka oraz w pobliżu budynków mieszkalnych, znajduje się przypominające ruinę składowisko odpadów niebezpiecznych.
O sprawie powiadomił nas - za pośrednictwem Kontaktu 24 - pan Wojciech, strażak.
- W 2018 roku zostaliśmy wezwani do odpadów nieznanego pochodzenia. W pomieszczeniu znajdowało się około 60 mauzerów, może więcej. Z informacji wynikało, że są objawy wycieków. Na miejsce została też skierowana grupa chemiczna ze Skarżyska. Po przebadaniu okazało się, że jest to substancja zagrażająca zdrowiu i życiu, żrąca, rakotwórcza - relacjonował mężczyzna.
Czytaj też: Sanepid wydał komunikat w związku z sytuacją po pożarze w Zielonej Górze. Pisze o "zasadzie ostrożności"
"Lada moment może nastąpić wyciek i skażenie"
Na miejsce przyjechała ekipa TVN24. Jak podkreślają w rozmowie z reporterem Marcinem Kwaśnym mieszkańcy Stąporkowa, od lat próbują interweniować u lokalnych władz w sprawie niebezpiecznego składowiska. Bezskutecznie.
Jak relacjonują mieszkańcy, inspektorzy Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska mieli stwierdzić po swojej kontroli, że w hali znajduje się około pięciu tysięcy metrów sześciennych chemikaliów - w tym rozpuszczalników i farb. Kilka kilometrów od tego miejsca w przyszłości ma powstać uzdrowisko, a do centrum miasta jest zaledwie kilkaset metrów.
- Ta sytuacja trwa już od sześciu lat. Próbujemy interweniować i u pani burmistrz, i we wszystkich innych możliwych władzach. Niestety nie radzą sobie z tą sytuacją (...). Są przepychanki na Facebooku między starostą a panią burmistrz, a problem dalej istnieje. Nas nie obchodzi, kto rządzi. Nas interesuje jedno: żeby ktoś przyjechał i usunął te chemikalia - mówiła Monika Gworek ze stowarzyszenia "Aktywni dla Miasta i Gminy Stąporków".
Według relacji mieszkańców, składowisko od samego początku było zaniedbane. Teren nie jest w żaden sposób zabezpieczony - każdy może tam wejść, choć potencjalnie może to zagrażać jego zdrowiu i życiu. - Czuję się zagrożona. Mam dwukrotnie przekroczoną normę aluminium w organizmie. Lekarz pytał mnie wprost, czy ja mieszkam koło odlewni aluminium (...). W ostatnich dwóch latach pięciu moich znajomych zmarło na raka. To jest ogromne zagrożenie. To już nie są żarty - twierdzi Gworek.
Czytaj też: "Albo wyjadą, albo to wybuchnie". Niebezpieczne odpady z produkcji trotylu na kolejnych składowiskach
Edward Mazur, radny gminny oraz strażak, podkreśla, że niektóre z mauzerów są nieszczelne. - Każdy taki środek żrący powoduje, że opakowania metalowe po jakimś czasie ulegają degradacji, stają się nieszczelne i to jest to najważniejsze zagrożenie. Bo gdyby była pewność, że te substancje nie dostają się do gleby czy wód gruntowych, to jeszcze można by było, z lekkim niepokojem, trochę czekać. Ale wiemy, że lada moment może nastąpić wyciek i skażenie. O pożar, czego przykład widzieliśmy w Przylepie, też nie jest trudno - zaznaczył.
Woda w Końskich i Siepli zagrożona?
Monika Gworek dodaje, że chemikalia mogły dostać się do wód gruntowych i do rzeki. - Ludzie w Sielpi (miejscowość sąsiadująca ze Stąporkowem - red.) sobie nie zdają sprawy, w czym się kąpią, w jakich chemikaliach. To nie jest (tylko - red.) problem Stąporkowa. To jest (też - red.) problem Końskich i Sielpi - mówi Gworek.
Czytaj też: Zniknęły przyczepy z toksycznymi odpadami
Aktywistka zaapelowała do minister klimatu Anny Moskwy, by przedstawiciele jej resortu przyjechali na miejsce i zajęli się sprawą.
Sprawa jest w sądzie, trzy osoby na ławie oskarżonych
Właściciele składowiska jak dotąd nie podjęli kroków, by usunąć lub zabezpieczyć niebezpieczne substancje. Jak dowiedział się Marcin Kwaśny, sprawą zajmuje się prokuratura, która oskarżyła trzy osoby, przeciwko którym toczy się postępowanie przed Sądem Rejonowym w Końskich. Oskarżonym grozi do ośmiu lat więzienia.
Nawet jednak jeśli dojdzie do skazania, problem niebezpiecznych odpadów nie zniknie. Według burmistrz Stąporkowa Doroty Łukomskiej, ich usunięcie nie jest zadaniem gminy. - Od kilku lat interweniujemy w różnych instytucjach. W jednej z odpowiedzi Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska nakazał starostwu powiatowemu, zgodnie z artykułem 26a Ustawy o odpadach, usunięcie tych niebezpiecznych odpadów - mówiła reporterowi TVN24 Łukomska.
Nasi dziennikarze poprosili o komentarz między innymi starostwo powiatowe i przedstawicieli Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Czekamy na odpowiedzi.
Źródło: TVN24, Kontakt 24
Źródło zdjęcia głównego: Stowarzyszenie "Aktywni dla Miasta i Gminy Stąporków"