Dzięki defibrylatorowi AED i szybkiej reakcji ratownika Bieszczadzkiego Pogotowia Ratunkowego udało się uratować życie 63-letniego turysty. Mężczyzna zasłabł i stracił przytomność, przestał oddychać. Na pomoc ruszył ratownik, który tego dnia miał akurat wolne i grał ze znajomym koncert w jednej z bieszczadzkich restauracji. - Odrzuciłem gitarę i ruszyłem na pomoc - opisuje.
Ratownikiem jest Piotr Hołubowski. Na co dzień pracuje w Bieszczadzkim Pogotowiu Ratunkowym, ratownikiem jest od 30 lat.
W wolnych chwilach gra z zespołem w bieszczadzkich lokalach. Tak było w niedzielę (16 października) w Solinie w Bieszczadach na Podkarpaciu. - Razem z kolegą graliśmy koncert. W pewnym momencie pan siedzący z żoną przy stole zaczął tracić świadomość i osuwać się z krzesła. Myślałem, że zadławił się jedzeniem. Odrzuciłem gitarę i ruszyłem na pomoc - relacjonuje nam ratownik.
Okazało się, że mężczyzna stracił przytomność i nie oddycha. - Rozpocząłem resuscytację krążeniowo-oddechową, kierownik sali przyniósł mi defibrylator. Podłączyłem sprzęt i na szczęście już po drugim wyładowaniu u pacjenta powrócił oddech, krążenie i świadomość - relacjonuje ratownik.
Czytaj też: Pasażer stracił przytomność w autobusie PKS. Na pomoc ruszył kierowca, dołączyli strażacy
"Gdyby nie AED mężczyzna mógłby nie przeżyć"
Karetka dotarła na miejsce po kilkunastu minutach. 63-letni mężczyzna został przetransportowany śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do szpitala w Sanoku. Przeżył. Jest po operacji. - Śmierć mózgu następuje po kilku minutach, gdyby nie AED mężczyzna mógłby nie przeżyć - mówi ratownik i podkreśla, że w każdym miejscu, w którym są duże skupiska ludzi, taki sprzęt powinien być ogólnodostępny. - Dzięki defibrylatorom możemy uratować komuś życie. Jego obsługa jest bardzo prosta. Urządzenie wydaje polecenia w języku polskim. Wystarczy słuchać tych poleceń i postępować zgodnie z nimi - wyjaśnia.
I przekonuje, aby w takich sytuacjach jak ta, do której doszło w niedzielę, nie bać się reagować. - Zaszkodzić poszkodowanemu już bardziej nie możemy, a dzięki temu, że podłączymy osobie nieprzytomnej defibrylator, możemy uratować jej życie. Pamiętajmy, że czas dojazdu karetki do poszkodowanego, szczególnie w Bieszczadach, gdzie mamy trudno dostępne miejsca, może czasem wynieść kilkanaście minut, na pomoc może być już wtedy za późno, dlatego nie bójmy się sięgać po AED - podkreśla ratownik.
Czym jest AED?
AED to z angielskiego Automated External Defibrillator, co oznacza Automatyczny Defibrylator Zewnętrzny. Najczęściej stosowany jest w przypadku ratowania życia lub zdrowia osób, u których doszło do nagłego zatrzymania krążenia.
Jeszcze kilka lat temu takich urządzeń w Bieszczadach było zaledwie kilka, dzisiaj już kilkadziesiąt. Znajdziemy je w urzędach, przychodniach, halach sportowych, a także coraz częściej restauracjach, czy hotelach.
Czytaj też: Pierwsza pomoc - jak i kiedy trzeba jej udzielić? Jak chroniony jest udzielający pierwszej pomocy?
- Jestem tym pozytywnie zaskoczony. Są lokale, w których AED jest na każdym piętrze. Przez Bieszczady przewija się w szczycie sezonu turystycznego tysiące ludzi. To ważne, aby sprzęt ratujący życie był łatwo dostępny, bo dzięki niemu możemy kogoś uratować. Najlepszym potwierdzeniem moich słów jest wczorajsza akcja - zaznacza Hołubowski.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock