Postępowanie dotyczące wypadku kolumny rządowej Beaty Szydło, do którego doszło w 2017 roku w Oświęcimiu, "ukierunkowane było na udowodnienie z góry przyjętej tezy". To jeden z wniosków z raportu Prokuratury Krajowej o działalności prokuratury pod rządami Zjednoczonej Prawicy. Śledczy wracają do sprawy, zapowiadając "rozpatrzenie zachowania prokuratorów pod kątem odpowiedzialności karnej".
W częściowym raporcie dotyczącym działań prokuratury z czasów rządów PiS nowe kierownictwo Prokuratury Krajowej nie zostawiło suchej nitki na śledztwie dotyczącym wypadku kolumny rządowej byłej premier Beaty Szydło w Oświęcimiu.
W sprawie tej Sebastian Kościelnik, kierowca seicento, został uznany za winnego, ale sąd warunkowo umorzył postępowanie na rok próby. Rozstrzygnięcie jest prawomocne. Sąd potwierdził m.in., że w momencie wypadku samochody rządowej kolumny nie miały włączonych sygnałów dźwiękowych, tym samym nie były one kolumną uprzywilejowaną. Stwierdził ponadto, że do wypadku przyczynił się kierowca Biura Ochrony Rządu.
Możliwa odpowiedzialność karna prokuratorów
W trakcie prezentacji częściowego raportu Prokuratury Krajowej przewodnicząca specjalnego zespołu, dyrektor Departamentu Postępowania Przygotowawczego Katarzyna Kwiatkowska, informowała, że choć sprawa zakończyła się prawomocnym wyrokiem, to prokuratura podejmie "wszelkie działania, aby złożyć wniosek o wznowienie tego postępowania".
- Od początku to postępowanie było ukierunkowane tylko i wyłącznie na wówczas bardzo młodego człowieka Sebastiana Kościelnika. Od początku wykluczany był udział w tym postępowaniu funkcjonariuszy BOR-u - mówiła prokurator Kwiatkowska.
W częściowym raporcie czytamy też, że "w wyniku dokonanej analizy uznano, że zachodzi konieczność rozpatrzenia zachowania prokuratorów pod kątem odpowiedzialności karnej".
ZOBACZ W TVN24 GO: Życie po zderzeniu z rządową limuzyną >>>
Śledztwo pod tezę
Szczegóły tak krytycznej oceny znajdujemy w opublikowanym przez prokuraturę dokumencie. Podkreślono w nim m.in., że Sebastianowi Kościelnikowi przedstawiono zarzut dotyczący spowodowania wypadku "wyłącznie w oparciu o dowody w postaci zeznań kierowców oraz pasażerów jadących autami kolumny rządowej, całkowicie bezkrytycznie przyjmując ich wersje wydarzeń za słuszną i prawdziwą". Miało to miejsce 20 minut po północy z 10 na 11 lutego 2017 r., czyli zaledwie sześć godzin po zdarzeniu.
Zaznaczono jednocześnie, że postępowanie "ukierunkowane było na udowodnienie z góry przyjętej tezy, że winę za zaistnienie ustalonego wypadku drogowego, z udziałem pokrzywdzonej ówczesnej Prezes Rady Ministrów Beaty Szydło, ponosi wyłącznie kierowca Fiata Seicento", Sebastian Kościelnik.
Prokuratura zwraca też uwagę, że w protokole przesłuchania uznano, iż Kościelnik miał przyznać się do zarzutu, jednak "nawet pobieżna analiza złożonych przez niego wyjaśnień przeczy powyższej tezie".
W częściowym raporcie podkreślono też rolę premier Beaty Szydło, której nie dostrzegał wówczas m.in. jej bliski współpracownik, poseł PiS Rafał Bochenek. Polityk twierdził, że szefowa rządu "była tylko pasażerem na tylnym siedzeniu pojazdu, który uczestniczył w tym wypadku". Jednak prokuratura dostrzega jej rolę: "funkcjonariusz BOR mógł dopuścić się umyślnego naruszenia zasad ruchu drogowego, przy dorozumianej akceptacji a nawet za zgodą lub na wyraźne polecenie osób pokrzywdzonych, w tym wpływowego polityka partii, w owym czasie rządzącej, piastującego, w okresie prowadzonego śledztwa, funkcję Prezesa Rady Ministrów".
Czytaj też: Wypadek kolumny Beaty Szydło. Prokuratura na dobre kończy śledztwo w sprawie uszkodzonych dowodów
Śledczy uznali również, że prokuratura za czasu rządów PiS prowadziła postępowanie "z jawnym i oczywistym pogwałceniem przepisów prawa, wyłącznie w celu uchronienia w szczególności kierowcy rządowego Audi A8 przed poniesieniem odpowiedzialności karnej".
Naciski na prokuratorów
W komunikacie prokuratury zwrócono też uwagę, że w początkowej fazie postępowania grupa prokuratorów chciała sprawdzić, czy funkcjonariusze BOR przyczynili się do wypadku. Nie zgodził się na to jednak prokurator okręgowy Rafał Babiński, który ostatecznie sam przejął prowadzenie tego postępowania. Jednak również wcześniej - czytamy w częściowym raporcie PK - "samodzielność decyzyjna prokuratorów referentów poddawana była szeregu naciskom ze strony kierownika jednostki". Sam Babiński nie widział też powodu m.in. do tego, by ścigać funkcjonariuszy BOR za składanie fałszywych zeznań co do użycia przez nich sygnałów dźwiękowych, co nie miało miejsca. Nowe kierownictwo prokuratury uważa, że działania Babińskiego "trudno nie analizować w kategoriach nieuprawnionego wpływu na kierunki śledztwa".
- Ta sprawa to kopalnia wiedzy i źródło tego, jak nie powinni postępować prokuratorzy. Jak duże były naciski ze strony prokuratorów sprawujących zwierzchni nadzór, w jaki sposób ingerowali w kierunku postępowania, jak również próbowali wyhamowywać dobre pomysły prokuratorów referentów. Dlatego też do tej sprawy będziemy chcieli wrócić - deklarowała na konferencji prasowej prokurator Katarzyna Kwiatkowska.
Czytaj też: Kaczyński o "nieprawdziwych" tezach i "opinii publicznej, która nie we wszystkim się orientuje"
"Wyrok zostanie najprawdopodobniej wzruszony"
Mec. Władysław Pociej, obrońca Sebastiana Kościelnika, w rozmowie z TVN24 podkreślił, że informacje z raportu PK są "nie tylko porażające", ale też "wskazują na to, że doszło do nieprawidłowości, które mogły skutkować wydaniem wyroku niewłaściwego w tej sprawie".
- Nie wiedziałem wielu rzeczy, które zostały ujawnione w tym raporcie. W szczególności nie wiedziałem (...), że są dokumenty, które nie były dołączane do akt głównych, a które miały znaczenie dla tego postępowania. To jest rzecz niezwykle bulwersująca, że prokurator podjął tego typu działania - powiedział adwokat.
Przypomnijmy: sądy pierwszej i drugiej instancji skazywały co prawda Sebastiana Kościelnika, ale jednocześnie podkreślały, że swoją rolę odegrali w tym wypadku również funkcjonariusze BOR. Nie usłyszeli oni żadnych wyroków, bo nie byli objęci aktem oskarżenia. Sąd pierwszej instancji zawiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez jednego z funkcjonariuszy, ale postępowanie nie zostało wszczęte.
- Czytając ten raport znalazłem wiele informacji odnośnie tego, że cały wyrok zostanie najprawdopodobniej wzruszony, że będą pociągnięci do odpowiedzialności również funkcjonariusze BOR, jak również zostanie wyjaśniona kluczowa dla mnie kwestia zniszczonej płyty, która była kluczowym dowodem w sprawie - powiedział TVN24 Sebastian Kościelnik.
Kierowca seicento odniósł się w ten sposób do informacji przekazanej w 2019 roku przez ekspertów z Biura Ekspertyz Sądowych z Lublina, że nie da się odzyskać nagrania z uszkodzonej płyty z kamer monitoringu. W sprawie uszkodzonych dowodów prokuratura umorzyła śledztwo.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24