Oświęcimski sąd złożył w prokuraturze zawiadomienie o możliwości złamania przepisów ruchu drogowego przez kierowcę rządowej limuzyny, która w 2017 r. zderzyła się z fiatem seicento. Prokuratura uważa jednak, że zawiadomienie jest zbyt lakoniczne i zapowiada, że zwróci się do sądu o jego uzupełnienie.
Wyrok w sprawie wypadku Beaty Szydło zapadł 9 lipca. Sąd uznał winę kierowcy seicento, jednak warunkowo umorzył postępowanie na okres próby wynoszący rok.
Co dla kierowcy fiata oznacza decyzja sądu w sprawie wypadku Szydło? "Jest to taki wyrok salomonowy"
- Niekwestionowane są okoliczności dotyczące tego, kiedy i gdzie doszło do wypadku drogowego, który był przedmiotem rozpoznania. Odnośnie stanu faktycznego, to jest najistotniejszych jego okoliczności, sąd ustalił, że pierwszy z trzech pojazdów rządowych poruszał się, mając włączone światła błyskowe niebieskie i czerwone, to jest przeznaczone dla pojazdu uprzywilejowanego. Drugi z pojazdów miał światła niebieskie, a trzeci z pojazdów miał również włączone światła błyskowe w kolorze niebiesko-czerwonym. Pojazd pierwszy i trzeci światła te miały również na dachach. Sąd ustalił tę okoliczność w oparciu o pierwsze wyjaśnienia samego oskarżonego, który wprost podał, że zobaczył w lusterku wstecznym pojazd z włączonymi światłami uprzywilejowania w kolorze niebiesko-czerwonym, i było to wtedy, gdy zamierzał skręcić w lewo – powiedziała w uzasadnieniu decyzji sędzia Agnieszka Pawłowska.
Sędzia zaznaczyła, że informacja o światłach uprzywilejowania znalazła się także w zeznaniach świadków zdarzenia oraz że widać te światła na kolorowych nagraniach z monitoringu. – Powyższe dowody są ze sobą zgodne i przez to przekonujące – podkreśliła sędzia Pawłowska.
- W kwestii sygnałów dźwiękowych sąd ustalił, iż nie były one używane. Powyższe wynika z zeznań wielu świadków, którzy znajdowali się w pobliżu miejsca zdarzenia, i nie ma wątpliwości co do tego, że gdyby takie sygnały były używane, to bez problemu by je usłyszeli. Oskarżony również takich sygnałów nie słyszał – zaznaczyła sędzia w dalszej części uzasadnienia.
Zdaniem sądu trzy rządowe auta nie stanowiły kolumny uprzywilejowanej, gdyż używały tylko sygnalizacji błyskowej świetlnej. Brak było sygnałów dźwiękowych. Tylko połączenie obu sygnalizacji, dźwiękowej i świetlnej, daje status kolumny uprzywilejowanej.
Wniosek sądu, odpowiedź prokuratury
Tym samym kierowca samochodu, w którym jechała była premier, nie mógł wyprzedzać na skrzyżowaniu oraz przekraczać podwójnej ciągłej linii. Sędzia uznała, że mógł złamać przepisy. Dlatego do prokuratury trafił wniosek w tej sprawie.
- We wniosku sądu nikt personalnie nie został wymieniony. Sąd napisał zawiadomienie dość enigmatycznie. Jest ono jednozdaniowe. Zwrócimy się o uzupełnienie, o jakie czyny i o które osoby chodzi. Wystąpimy ewentualnie o dołączenie do zawiadomienia uwierzytelnionych materiałów, na podstawie których sąd zwrócił się o prowadzenie postępowania – powiedziała prokurator rejonowa w Oświęcimiu Grażyna Pniak.
Tymczasem zdaniem mecenasa Władysława Pocieja, obrońcy kierowcy seicento, żądanie prokuratury jest "trochę niewytłumaczalne". - Rzeczą sądu oczywiście będzie, czy sąd będzie doprecyzowywał jakiekolwiek informacje. Dla mnie ta sytuacja jest jednoznaczna i oczywista. Mamy ustalony krąg osób, które brały udział w tym zdarzeniu i nie jest rzeczą sądu przy zawiadomieniu o przestępstwie dokonywać ocen kto i co. To należy do prokuratury w ramach postępowania, które ma zostać przeprowadzone. W związku z tym nie wiem, czego jeszcze oczekuje prokuratura. Dla mnie sytuacja jest jednoznaczna – ocenia prawnik.
Wypadek w Oświęcimiu
Sprawa dotyczy wypadku, do którego doszło w lutym 2017 r. w Oświęcimiu. Trzy rządowe samochody z ówczesną premier Beatą Szydło (pojazd, w którym jechała, był w środku) wymijały fiata seicento, który zatrzymał się, gdy zobaczył sygnały uprzywilejowania. Jego kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto z ówczesną szefową rządu, które w konsekwencji wjechało w drzewo. Poszkodowana została premier oraz funkcjonariusz BOR.
Krakowska prokuratura okręgowa oskarżyła kierowcę fiata o nieumyślne spowodowanie wypadku. Wyrok sądu rejonowego zapewne nie zakończył sprawy. Obrońca Sebastiana Kościelniaka już zapowiedział apelację.
- Uważam, że przy tym splocie wydarzeń w żaden sposób nie można uznać Sebastiana Kościelnika za winnego spowodowania tego wypadku. Bijemy się tu o zasady. Nie może być tak, żeby kierowcy samochodów nieuprzywilejowanych taranowali inne samochody na drodze, jadąc rażąco niezgodnie z przepisami, i żeby za winnego takiego zdarzenia uznawać staranowanego kierowcę małego samochodu – ocenił mecenas Władysław Pociej, obrońca kierowcy seicento.
Apelację rozważa też prokuratura. – Zapoznam się na pewno z uzasadnieniem pisemnym. Dwa lata temu złożyliśmy propozycję łagodniejszą, rozstrzygnięcie jest takie samo. Czy ten proces był potrzebny, sami państw oceńcie – powiedział krótko po rozprawie prokurator Rafał Babiński. W ustnym uzasadnieniu nie znalazłem odpowiedzi na kluczowe pytania postawione przez prokuraturę. Przede wszystkim sąd użył formuły, że rządowy samochód wyprzedzał, a nie mijał fiata. To zmienia spojrzenie na rolę poszczególnych osób.
Obie strony zwróciły się do sądu z wnioskiem o pisemne uzasadnienie wyroku.
Źródło: PAP/TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24