W sekretariacie przed gabinetem Witolda Kozłowskiego (PiS), marszałka województwa małopolskiego, stoi "szafa" z lustrem weneckim. W środku siedzi ochroniarz, który obserwuje petentów i gości samorządowca. Rzeczniczka marszałka Magdalena Opyd tłumaczy, że dwóch ochroniarzy zatrudniono z powodu... "napięć na wschodzie i kwestii ekonomicznych". Dlaczego siedzą w takim miejscu? - Nie było innego - mówi Opyd.
W poniedziałek rano radni sejmiku województwa małopolskiego Krzysztof Nowak (Koalicja Obywatelska) i Tomasz Urynowicz (radny niezależny), którzy utworzyli zespół kontrolny radnych o nazwie "Przejrzysta Małopolska", poinformowali dziennikarzy o nietypowym sposobie ochrony marszałka województwa Witolda Kozłowskiego (PiS).
Według przedstawicieli opozycji w jednej ze ścian sekretariatu marszałka znajduje się ukryte pomieszczenie, w którym siedzi ochroniarz - pracownik wewnętrznej służby ochrony. Pokoik na pierwszy rzut oka wygląda jak bardzo duża szafa. Na jej rogu znajduje się lustro, jak się okazuje - weneckie.
"Niektórzy nazywają tę konstrukcję szafą, inni aneksem kuchennym"
- Na pierwszy rzut oka sekretariat wygląda na najzwyczajniejszy w świecie. Blisko biurek pań sekretarek znajduje się coś, co przypomina szafę z lustrem. Wydaje się, że ustawiono je dla gości, by przed ważnym spotkaniem z marszałkiem mogli się w nim przejrzeć. Okazuje się jednak, że jest to lustro weneckie, za którym siedzi ochroniarz, obserwujący, co dzieje się w sekretariacie. W sekretariacie nie ma żadnego komunikatu, że jest się obserwowanym - relacjonuje Renata Kijowska, reporterka "Faktów" TVN, która widziała "szafę" z bliska.
- Niektórzy nazywają tę konstrukcję szafą, a inni aneksem kuchennym. W środku znajduje się lodówka, ekspres do kawy, umywalka oraz, pośrodku tego wszystkiego, krzesło dla ochroniarza. Na ścianie jest też instrukcja postępowania na wypadek napadu - dodaje dziennikarka.
Część wyposażenia ukrytego pomieszczenia widać na zarejestrowanych przez kamerę "Faktów" TVN nagraniach.
O tym, że takie pomieszczenie z ochroniarzem znajduje się w sekretariacie, radni dowiedzieli się, prowadząc w urzędzie kontrolę. - Nasze zaciekawienie wzbudziła faktura wystawiona za zakup pałek teleskopowych, gazu pieprzowego i kajdanek wraz z kaburą. Od tego zaczęła się cała sprawa. Zaczęliśmy sprawdzać celowość tego zakupu - mówił dziennikarzom radny Tomasz Urynowicz.
Pytania o pieniądze za ochroniarzy "z szafy"
Kilka dni temu radni otrzymali odmowę przekazania dokumentów w tej sprawie. Zdaniem Urynowicza bezprawnie, bo sprawa dotyczy wydatków publicznych. - Nie udzielono nam również informacji dotyczącej kosztów funkcjonowania tej służby ochrony - zaznaczył samorządowiec.
Jak podkreślił radny Krzysztof Nowak, decyzja o zatrudnieniu ochroniarzy zapadła w urzędzie w marcu ubiegłego roku. Wówczas marszałek Kozłowski złożył wniosek do komendanta wojewódzkiego policji o utworzenie wewnętrznej służby ochrony. Mimo że pozytywna odpowiedź nadeszła w maju, już 15 kwietnia urząd miał zatrudnić dwóch ochroniarzy.
- Oczywiście pan marszałek ma prawo złożyć wniosek do komendanta wojewódzkiego policji o utworzenie wewnętrznych służb ochrony. Niemniej jednak ich zasady funkcjonowania, ich umundurowanie i sposób działania, a także zakres ochrony, jest uregulowany w przepisach prawa - podkreśla Urynowicz. Zaznacza jednocześnie, że ochroniarze nie są umundurowani, choć - według radnego - powinni.
Radni zwrócili się do komendanta wojewódzkiego policji w Krakowie o "przedstawienie uzasadnienia i merytorycznych podstaw do wydania decyzji w sprawie utworzenia wewnętrznej służby ochrony". - Wszystko to brzmi śmiesznie, że szafa, że pracownicy ochrony, ale zza tej szyby prowadzona jest obserwacja (...). W gabinecie nie ma żadnej informacji o tym, że prowadzona jest obserwacja osób przebywających w sekretariacie pana marszałka - dodał Urynowicz.
Marszałek do reporterki: pani nie wie, co to jest szafa
Renata Kijowska próbowała uzyskać od marszałka Kozłowskiego komentarz w sprawie nietypowej formy ochrony jego gabinetu. - Pani nie wie, co to jest szafa - odpowiedział samorządowiec. Pytany, czy czuje się zagrożony i po co mu ochrona, odpowiedział: "po to samo, co w TVN-ie". Na pytanie o środki przeznaczone na ochronę nie uzyskała żadnej odpowiedzi.
Rzeczniczka marszałka Magdalena Opyd podkreśliła, że ochroniarze zostali zatrudnieni ze względów bezpieczeństwa. Tłumaczy, że w przeszłości zdarzały się incydenty, które zakłócały zarówno pracę sekretariatu, jak i innych urzędników. Dlatego w 2021 roku podjęto decyzję, by utworzyć stanowisko, które zapewni bezpieczeństwo urzędnikom. Początkowo usługi ochroniarskie pełniła firma zewnętrzna.
- Natomiast jeśli chodzi o kwestię napięć na wschodzie oraz kwestie ekonomiczne, które się pojawiły (...), urząd marszałkowski podjął decyzję, aby zatrudnić pracowników na etat. Złożyliśmy wniosek do wojewódzkiego komendanta policji. Został on pozytywnie rozpatrzony i dwóch pracowników zostało zatrudnionych - powiedziała Opyd.
Pytana o to, dlaczego ochroniarz znajduje się w "szafie" z lustrem weneckim, rzeczniczka marszałka odpowiedziała, że "nie ma żadnej szafy". - Tam jest specjalnie przygotowywany aneks. Nie było innego miejsca, żeby lokalowo tych pracowników posadzić, dlatego monitoring został zainstalowany w tym miejscu - tłumaczy Magdalena Opyd.
Rzeczniczka: pracownicy ochrony nie są prywatną ochroną marszałka
W przesłanym później dziennikarce "Faktów" TVN Renacie Kijowskiej oświadczeniu rzeczniczka marszałka napisała, że "ze względu na ograniczenia lokalowe stanowisko monitorujące widok z kamer na korytarze zostało umiejscowione w wydzielonym miejscu sekretariatu gabinetu Marszałka Województwa Małopolskiego. Miejsce to powstało w 2020 roku i nie zostało wyposażone w lustro weneckie, a jedynie w przyciemnianą szybę".
Magdalena Opyd podkreśliła, że pracownicy wewnętrznej służby ochrony zapewniają bezpieczeństwo pracowników przy ulicach Basztowej oraz Zacisze - robią obchody i kontrolują zapisy z monitoringu umieszczonego na holach urzędu. "Nie są personalną ochroną marszałka województwa małopolskiego" - podkreśliła.
- Nieprawdą jest, jakoby pracownicy uzbrojeni byli w pałki, kajdanki oraz gaz. Zostały one zakupione przez urząd ze względu na wymagane przepisy, jednak są zdeponowane w zamkniętym pomieszczeniu - dodała Opyd.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: "Fakty" TVN