W zaostrzającej się debacie na temat przyjmowania migrantów w Polsce politycy prawicy chętnie podkreślają, że bronią polskich kobiet przed przemocą seksualną. Straszą, że wraz ze wzrostem liczby obcokrajowców wzrośnie liczba gwałtów. Taki argument, mocno nacechowany emocjonalnie, może rodzić strach - szczególnie, gdy podaje się na to "dowody". A na poparcie swojej tezy politycy przytaczają statystyki z zachodnich krajów i porównują je z polskimi. Zasłynął z tego już w kampanii prezydenckiej lider Konfederacji Sławomir Mentzen, który niemal na każdym wiecu recytował zdanie: "W Wielkiej Brytanii przez ostatnie 20 lat liczba gwałtów zwiększyła się siedmiokrotnie". W ślad za nim poszli kolejni.
Populizm polityków prawicy budowany na statystykach gwałtu nasila się. Ktoś zapyta: dlaczego populizm, skoro przytaczają konkretne dane? Bo za tymi liczbami stoją różnice w systemach prawnych, decyzje podjęte już dawno w zachodnich krajach, a także różnice w świadomości samych ofiar. To z powodu słabości polskiego prawa oraz tak zwanej "ciemnej liczby statystyk" nasi politycy mogą grać kartą gwałtu. Wyjaśniamy, na czym polega ten blef.