Starorzecze Wisły w rejonie Podgórek Tynieckich w Krakowie zostało rozjechane przez koparkę, która pracowała tam na zlecenie krakowskich Wodociągów. Pracownicy Wód Polskich zawiadomili policję. Ciężki sprzęt wyciągał z wody między innymi konary drzew, w których gniazdowały ptaki i tarły się ryby. Pracownicy wykarczowali też rośliny wzdłuż brzegów.
Podgórki Tynieckie to południowo-zachodni kraniec Krakowa, graniczący z pobliską gminą Liszki. Po tym, jak w 1990 roku na przepływającej tamtędy Wiśle otwarto stopień wodny Kościuszko, fragment rzeki został odcięty od jej głównego koryta, tworząc starorzecze.
W praktyce dawna część koryta, przypominająca z lotu ptaka podkowę, to dwa zbiorniki stojącej wody, połączone pod wiaduktem autostrady A4 wąskim kanałem.
Mimo bliskości pędzących po autostradowej obwodnicy Krakowa samochodów jest tam względnie spokojnie. W wodzie żyje nawet kotewka - ściśle chroniony gatunek rośliny, rzadko w Polsce spotykany.
ZOBACZ: Liczebność obserwowanych dzikich zwierząt spadła o 73 procent w ciągu 50 lat. "Liczba dramatyczna"
Nie wiemy na razie, czy kotewka, przykrywająca lustro wody postrzępionym zielonym obrusem, przeżyła bliskie spotkanie z koparką. Brzeg starorzecza Wisły został jednak rozjechany i rozkopany.
Ciężki sprzęt i dokonywanie przez niego spustoszenie zauważyli jako pierwsi 28 października wędkarze, którzy powiadomili o sprawie władze Polskiego Związku Wędkarskiego (PZW).
- Chodziło głównie o wyciąganie z wody zatopionych drzew i rozgrzebywanie brzegów w rejonie znajdującej się tam oczyszczalni. Na drugi dzień z samego rana na miejsce pojechali strażnicy rybaccy. Kierowca koparki poinformował ich, że ma na prace pozwolenie Wód Polskich - powiedział tvn24.pl Łukasz Jarzyna z okręgu krakowskiego PZW.
Strażnicy zadzwonili do Wód Polskich, by zweryfikować tę informację. Pracownicy Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej (RZGW) w Krakowie zaprzeczyli jednak - jak relacjonuje Jarzyna - by mieli wydawać taką zgodę. Inspektorzy przyjechali na miejsce, by ocenić sytuację. Uznali, że doszło do bezprawnej dewastacji starorzecza i powiadomili policję o "wystąpieniu zagrożenia dla środowiska wodnego". Koparki wtedy już jednak nie było - służby nie wiedziały więc, kto dokładnie odpowiadał za zniszczenia.
"Trudna do zrozumienia" dewastacja, "zniszczone siedliska zwierząt"
Ciężki sprzęt wrócił w rejon starorzecza według Jarzyny jeszcze kilka razy, kontynuując pracę. Ostatnio 4 listopada.
Inspektorzy Wód Polskich ponownie udali się na miejsce, tym razem jednak zastali pracowników. I rozkopane oba brzegi starej Wisły.
Paweł Chodkiewicz, strażnik rzek WWF, podkreślił, że "teren został w wielu miejscach wycięty jak od linijki i wykarczowany". - To zbrodnia na naturze. Zostały zniszczone siedliska zwierząt, wycięte połacie trzcin i innej roślinności wodnej. W wyciągniętych z wody drzewach gniazdowały ptaki, tarły się ryby. W miejscach przeoranych do gołej ziemi wyrosną niedługo inwazyjne gatunki jak rdestowiec czy nawłoć kanadyjska, które zdominują rodzimą florę. Efektem tego będzie zubożenie środowiska, zmniejszenie populacji zwierząt. Wielka strata, bo takich miejsc jak to jest pod Krakowem coraz mniej - uważa aktywista.
Profesor Mariusz Czop, hydrogeolog i specjalista z zakresu ochrony wód z Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, powiedział tvn24.pl, że zniszczenia, obejmujące kilka odcinków od kilkudziesięciu do około 100 metrów każdy, są "trudne do zrozumienia".
- Najbardziej porażający, poza skalą dokonanych zniszczeń, jest całkowity bezsens i brak logiki tej dewastacji - podkreślił, wskazując, że wraz z konarami drzew z wody wyciągnięto ryby, ślimaki i małże, spośród których część może być chroniona. Czop podkreślił też, że na tym odcinku starorzecza znajduje się łowisko tzw. "no kill". - W ramach ochrony populacji ryb i ochrony bioróżnorodności i puli genowej dużych okazów wprowadzono tam zakaz zabierania i zabijania ryb - wyjaśnił naukowiec.
Wodociągi: mieliśmy pozwolenie. Wody Polskie: ale nie tam
Pracownicy Wód Polskich ustalili, że prace w tym miejscu były wykonywane nie na zlecenie prywatnego właściciela, a miejskiej spółki. Konkretnie Wodociągów Miasta Krakowa.
- Brzegi starorzecza Wisły zostały uszkodzone na dużą skalę, częściowo wycięta została też roślinność. Decyzją dyrektora Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie prace zostały wstrzymane do czasu uzyskania stosownych wyjaśnień przez Wodociągi - powiedziała nam rzeczniczka RZGW Magdalena Gala.
Co na to Wodociągi? Rzeczniczka tej instytucji Anna Maszadro poinformowała nas, że prace miały związek z działalnością znajdującej się w Tyńcu oczyszczalni ścieków. Wyjaśniła, że w ostatnim czasie został zauważony utrudniony odpływ ścieków z tej oczyszczalni. W odpowiedzi na nasze pytania podkreśliła, że prace były "niezbędne" i miały na celu "udrożnienie wylotu do rzeki, zgodnie z obowiązującymi przepisami i posiadanym pozwoleniem wodnoprawnym", udzielonym w styczniu 2019 roku. Uprawnia ono do odprowadzania ścieków oraz do "właściwego utrzymania istniejącego wylotu oraz odbiornika w tym rejonie".
"Należy podkreślić, że nie prowadziliśmy jakichkolwiek działań o innym charakterze. Działania te nie były niestety możliwe do wykonania w sposób bezinwazyjny. Teren na którym wykonano roboty zostanie niezwłocznie uporządkowany o czym zapewniamy, jednocześnie deklarujemy gotowość zaangażowania się we współpracy z Regionalnym Zarządem Gospodarki Wodnej w Krakowie, w działania na rzecz poprawy środowiska naturalnego w omawianym rejonie, m.in. poprzez skuteczne udrożnienie zamulonego przepustu" - odpisała nam Maszadro.
Maszadro podkreśliła, że wylot był udrażniany przez podwykonawcę, a nie przez pracowników Wodociągów. Dodała, że aktualnie w rejonie starorzecza nie są prowadzone żadne prace.
- Wydawaliśmy pozwolenie wodnoprawne, ale dotyczyło wyłącznie utrzymania wylotu i odbiornika. Prace były prowadzone w zupełnie innym miejscu i nie były związane z tym wylotem - podkreśliła Magdalena Gala z RZGW. Dodała, że urzędnicy odpowiadający za polskie rzeki będą domagać się naprawienia szkód wyrządzonych środowisku.
W tym tygodniu pracownicy Wód Polskich i Wodociągów mają spotkać się, by ustalić, jak doszło do dewastacji i porozumieć się w sprawie naprawienia szkód.
RDOŚ i WIOŚ odbijają piłeczkę, sprawą zajmie się policja
Choć mowa jest o dewastacji przyrody - w dodatku na terenie Bielańsko-Tynieckiego Parku Krajobrazowego - przedstawiciele Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska (WIOŚ) poinformowali nas, że ta sprawa nie leży w kompetencjach tej jednostki. Skierowano nas do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Rzeczniczka krakowskiego RDOŚ Ada Słodkowska-Łabuzek poinformowała nas z kolei, że tego typu zdarzenia leżą w kompetencji... WIOŚ i policji.
Zgłoszenie trafiło jednak do RDOŚ za pośrednictwem biura Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska, którego zawiadomił w tej sprawie Paweł Chodkiewicz.
- Zostało wszczęte postępowanie, które wyjaśni, czy doszło do szkody w środowisku. Trzeba jednak pamiętać, że postawione w ustawie wymogi stwierdzenia takiej szkody są bardzo wysokie. Jest to trudna procedura. Najważniejsze żeby podmiot odpowiedzialny usunął negatywne skutki wykonanych prac - stwierdziła w rozmowie z nami Słodkowska-Łabuzek.
Słodkowska-Łabuzek podkreśliła, że według ustawy o zapobieganiu szkodom w środowisku i ich naprawie działania RDOŚ skupia się m.in. na gatunkach chronionych lub chronionych siedliskach przyrodniczych, jeśli dewastacja ma "znaczący negatywny wpływ na osiągnięcie lub utrzymanie właściwego stanu ochrony tych gatunków lub siedlisk przyrodniczych". Na pytanie, czy tak się stało, pracownicy dyrekcji mają odpowiedzieć do końca listopada.
Dochodzenie prowadzi też policja. Do czasu publikacji materiału nie otrzymaliśmy z Komendy Miejskiej Policji w Krakowie odpowiedzi na nasze pytania.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: RZGW w Krakowie