Filmik ze "spaceru" w okolicach Bukowiny Tatrzańskiej (woj. małopolskie), pojawił się na profilu Stop Cham Reels na Facebooku. Na krótkim, zaledwie pięciosekundowym nagraniu widać niebieskiego leksusa na wrocławskich tablicach rejestracyjnych. Z okna pojazdu po stronie kierowcy wychodziła smycz, którą na końcu przypięto do obroży psa. Zwierzę biegło środkiem jezdni, między jadącymi samochodami.
Sam lexus poruszał się - jak na drogowe warunki - dość powoli i częściowo poboczem. Wyraźnie widać jednak, że pies nie mógł zwolnić. Chyba że jego opiekun zatrzymałby pojazd lub zwolnił jeszcze bardziej.
"Zagrożenie dla życia psa"
Autor nagrania, który przesłał je do Stop Cham Reels, zamieścił komentarz, z którego wynika, że miał on zgłosić tę sprawę. "Oczywiście próbowaliśmy zainteresować tym policje, ale trochę olali temat" - czytamy w opisie filmiku. Nie podano jednak żadnych dodatkowych okoliczności - nie wiemy między innymi tego, jak długo trwał ten osobliwy "spacer", co stało się z psem albo czy inni kierowcy zareagowali na sytuację.
- Taka sytuacja stwarza poważne zagrożenie dla życia i zdrowia psa - oceniła w rozmowie z tvn24.pl Izabela Kadłucka, zoopsycholożka, biegła sądowa z zakresu psychologii zwierząt i dobrostanu oraz członkini Krajowej Komisji Etycznej ds. Doświadczeń na Zwierzętach w Ministerstwie Nauki. - Może on się potknąć, upaść przy zbyt dużej prędkości pojazdu, zostać wciągnięty pod koła, nabawić się kontuzji stawów czy oparzeń łap od rozgrzanego asfaltu. Na nagraniu widać dodatkowo, że zwierzę porusza się z trudnością i kuleje. Mimo odczuwanego dyskomfortu, a być może nawet bólu, stara się dotrzymać kroku jadącemu samochodowi - dodała Kadłucka.
Zdaniem działaczki kierowca spowodował także ryzyko dla bezpieczeństwa w ruchu drogowym. - Kierowca powinien w pełni koncentrować się na prowadzeniu pojazdu, a w takiej sytuacji dodatkowo musi obserwować biegnącego obok psa. Zwierzę znajdujące się na środku jezdni może stworzyć realne niebezpieczeństwo na drodze - skomentowała Izabela Kadłucka. Dodała, że dla zwierzęcia szybki bieg po asfalcie i w słońcu może doprowadzić do udaru cieplnego.
Jak poinformował nas asp. sztab. Roman Wieczorek, oficer prasowy zakopiańskiej policji, funkcjonariusze wszczęli czynności sprawdzające na podstawie doniesień medialnych.
Policja: pies nie był ciągnięty
- Nie otrzymaliśmy 10 sierpnia żadnego zgłoszenia dotyczącego tej sytuacji. Chcemy dotrzeć do osoby, która zamieściła nagranie. Trwa ono zaledwie kilka sekund, więc to za mało, by na tym etapie ocenić, czy doszło do złamania prawa - powiedział rzecznik tatrzańskich policjantów.
- Nie znamy dokładnych okoliczności tego zdarzenia. Może był to pies przybłęda, którego turysta chciał gdzieś odprowadzić, tego nie wiemy. Mógł to też być korek, w którym pojazdy czekały. Zwróćmy uwagę, że samochód jechał bardzo powoli, praktycznie się toczył. Oczywiście takie zachowania są karygodne i powinny być piętnowane. Było to nieodpowiedzialne i niebezpieczne - dodał Wieczorek. I ocenił, że pies "nie był ciągnięty, co widać po smyczy".
Rzecznik podkreślił, że w takich przypadkach należy dzwonić na numer alarmowy 112.
Nieodpowiedzialni właściciele psów
To nie pierwszy raz, kiedy w mediach społecznościowych pojawia się nagranie psów ciągniętych na smyczy za samochodem lub obok niego. W maju informowaliśmy, że mieszkaniec Pniówka (woj. śląskie) przywiązał dwa psy do tylnego zderzaka samochodu i w ten sposób "prowadził" je do domu po tym, jak uciekły mu z posesji. 73-latek został ukarany wówczas mandatem.
Nieodpowiedzialność innego opiekuna doprowadziła z kolei pod Tatrami do śmierci czworonoga. Na polanie Szymoszkowej latem 2024 roku z kolejki krzesełkowej spadł pies. Zwierzę przebywało w kolejce samo, bez opieki. Pies nie przeżył. Niedawno zakopiańska prokuratura po raz drugi umorzyła śledztwo w tej sprawie, jednak aktywiści odwołali się od tej decyzji do sądu.
Autorka/Autor: bp/gp
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Stop Cham Reels