Ktoś zabija koty. Fundacja chce monitorować działki, zarząd mówi "nie"

Brutalne zabójstwa kotów na działkach w Zgorzelcu
Aktywiści alarmują: znęcanie się nad zwierzętami wciąż łagodnie karane (wideo z 2019 roku)
Źródło: Bartłomiej Ślak | Fakty po południu
Na terenie ogródków działkowych w Zgorzelcu od kilku miesięcy ktoś zabija koty. Jak alarmują aktywiści, zwierzęta były trute, a ostatnio znaleziono poćwiartowane ciało czworonoga. Policja i organizacje społeczne próbują ustalić, kto stoi za sprawą. Fundacja chciała zamontować fotopułapki, by wykryć sprawcę przemocy wobec zwierząt. Zarząd Rodzinnego Ogrodu Działkowego "Nysa" odmówił zgody, powołując się na brak konsultacji i obawy prawne.

Od kilku miesięcy na terenie ogródków działkowych "Nysa" w Zgorzelcu dochodzi do brutalnych aktów przemocy wobec kotów.

- Od maja bieżącego roku znaleziono pięć otrutych kotów i jednego malutkiego kota, którego zwłoki zostały poćwiartowane - relacjonuje Karolina Piech z Interwencyjnego Centrum Pomocy Kotom.

W działania zaangażowali się między innymi lokalni wolontariusze, Głos Zwierząt oraz Interwencyjne Centrum Pomocy Kotom, które aktywnie monitoruje sytuację i wspiera śledztwo.

Postępowanie policji

Sprawa została zgłoszona policji przez jedną z działkowiczek.

- Policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Zgorzelcu prowadzą postępowanie w kierunku artykułu 35 ustawy o ochronie zwierząt - przekazała nadkomisarz Agnieszka Goguł ze zgorzeleckiej policji.

Zgodnie art. 35 ustawy o ochronie zwierząt, kto zabija, uśmierca zwierzę albo dokonuje uboju zwierzęcia podlega karze pozbawienia wolności do trzech lat.

Nasza redakcja skontaktowała się z zarządem Rodzinnego Ogrodu Działkowego "Nysa" w Zgorzelcu.

Działkowcy podkreślają, że w dalszym ciągu trwa postępowanie wyjaśniające prowadzone przez policję.

"Celem śledztwa jest ustalenie, czy do śmierci zwierzęcia doszło z udziałem człowieka, czy też sprawcą była dzika zwierzyna. Nasz ogród graniczy bezpośrednio z parkiem oraz lasem, z którego wielokrotnie pojawiała się dzika fauna, m.in. lisy, kuny, szopy, sarny czy ptaki drapieżne" - czytamy w odpowiedzi zarządu ROD "Nysa". Działkowcy deklarują "pełną gotowość do współpracy z organami ścigania i dalszego wspierania śledztwa".

Brak zgody na monitoring

Aktywiści postanowili zamontować kamery monitoringu na terenie ogrodów działkowych, żeby móc namierzyć sprawcę przemocy nad zwierzętami.

- Chcieliśmy zamontować na terenie ogródków działkowych fotopułapki, czyli takie kamery leśne i starać się zidentyfikować sprawcę. Te kamery zostały zakupione, ludzie się na nie złożyli, ale pan prezes Rodzinnych Ogródków Działkowych "Nysa" w Zgorzelcu stwierdził, że nie wyraża zgody, w żaden sposób nie uzasadniając swojej decyzji - twierdzi Piech.

Zarząd Rodzinnego Ogrodu Działkowego "Nysa" w Zgorzelcu odpiera zarzuty, wskazując na brak wcześniejszych konsultacji ze społecznością działkowców. 

"Nasz zdecydowany sprzeciw wobec działań fundacji ICPK wynika z faktu, że stowarzyszenie nie skontaktowało się z nami w żadnej formie przed rozpoczęciem publicznej zbiórki środków na montaż fotopułapek na naszym terenie. Uważamy, że biorąc pod uwagę trwające postępowanie wyjaśniające, tego typu działania są na tym etapie nieuzasadnione. Co więcej, nielegalny montaż fotopułapek bez wiedzy i zgody Zarządu oraz użytkowników działek budzi poważne wątpliwości natury prawnej - również w kontekście ochrony danych osobowych (RODO)" - odpowiedział tvn24.pl Zarząd Ogrodu Działkowego "Nysa" w Zgorzelcu.

Sprawa wywołała poruszenie wśród lokalnej społeczności. Z jednej strony - potrzeba ochrony zwierząt. Z drugiej - prawo do prywatności i procedury. 

- Oni się zasłaniają RODO, natomiast w momencie, kiedy umieszcza się informację o monitoringu, to nie stanowi naruszenie przepisów RODO. Publicznie dostępne tereny są monitorowane i na innych ogródkach działkowych są kamery, nie ma z tym żadnego problemu - uważa Maja Wojciechowska z Interwencyjnego Centrum Pomocy Kotom.

Komentarze internautów, działkowcy odpowiadają

Postawa działkowców oburzyła niektórych internautów. "Chroni oprawcę zwierząt, wstyd" - skomentowała Wiktoria. A Ania dodała: "Skandaliczna decyzja prezesa ROD, sprawia, że morderca kotów jest wciąż bezkarny. Postawa godna potępienia, budząca obawy o dalsze losy działkowych kotów i budząca głęboki żal".

"Po podjęciu prób kontaktu oraz przedstawieniu naszego stanowiska, Zarząd i członkowie ogrodu zostali poddani zorganizowanej fali hejtu - w mediach społecznościowych fundacji pojawiły się treści podżegające do nienawiści, co przełożyło się na liczne wiadomości nękające, wulgarne komentarze i mailowe ataki na naszą społeczność. Takie działania są nieakceptowalne i godzą w dobre imię naszego ogrodu oraz jego użytkowników" - czytamy w oświadczeniu zarządu Ogrodu Działkowego "Nysa"

Aktywiści nie chcą czekać

Wolontariusze postanowili pomóc kotom na własną rękę.

- Jedziemy z Wrocławia do Zgorzelca i będziemy po prostu wyłapywać koty z terenów działkowych i z terenów pobliskiego parku, gdzie są dokarmiane, żeby nie stały się kolejnymi ofiarami. Te koty trafią do nas do azylu - mówi nam Wojciechowska.

Na sytuację reaguje również Renata Boczar lokalna działaczka, która od 11 lat prowadzi portal Głos zwierząt i tworzy dom tymczasowy dla psów i kotów. Według niej od lat w parku, który znajduje się tuż przy ogrodach działkowych, zamieszkują bezdomne koty. A tam są dokarmiane.

- Bezdomność kotów bierze się stąd, że ludzie przynoszą tę koty na działki, nie kastrują - częściowo już zostały wykastrowane, bo na moją prośbę burmistrz wprowadził całoroczną akcję kastrowania kotek, ale nie wszyscy z tego korzystają - więc ciagle pojawiają się kocięta, czyli nowe koty bezdomne - opisuje Boczar.

Według niej rozwiązanie jest proste. - Od początku moim dążeniem było to, żeby działki zgorzeleckie "posprzątać" z kotów, ale nie w taki sposób, jak zrobili to, ci działkowicze z działek "Nysa". Trzeba te koty złapać, wykastrować i przekazać do adopcji - wyjaśnia Boczar.

TVN24 HD
Dowiedz się więcej:

TVN24 HD

Czytaj także: