W środę rano w kopalni Szczygłowice doszło do zapalenia metanu. W rejonie zagrożenia było 44 górników. Nie ma ofiar śmiertelnych, 16 osób jest rannych, mają rozległe poparzenia oraz urazy nóg i rąk. Stan siedmiu z nich jest bardzo ciężki.
Sześciu górników trafiło do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich po tym, gdy zostali poszkodowani w środowym wypadku na kopalni Szczygłowice. Jak poinformowała po godzinie 15 reporterka TVN24 Małgorzata Marczok, wkrótce również siódmy z najciężej poszkodowanych ma być przetransportowany do tej lecznicy.
Górnicy, którzy trafili do Siemianowic Śląskich, mają od 29 do 50 lat.
Jak poinformowali na briefingu po godzinie 14 przedstawiciele szpitala dyrektor Mariusz Nowak i chirurżka Karolina Ziółkowska, dwóch górników hospitalizowanych jest na oddziale intensywnej opieki medycznej. Ma tam trafić kolejnych dwóch, którzy transportowani są ze szpitala w Rybniku. W sumie w placówce będzie siedmiu.
- Stan wszystkich jest bardzo ciężki - powiedział Nowak. Medycy kilka razy zaznaczyli, że nie mogą ujawniać szczegółów na temat zdrowia pacjentów, ponieważ się na to nie zgodzili.
Wiadomo tylko, że mają oparzenia drugiego i trzeciego stopnia, nawet do 85 procent powierzchni ciała, także górnych dróg oddechowych. - Na pewno będzie potrzebna pomoc psychologiczna - przyznał dyrektor.
Ziółkowska poinformowała, że wdrożone będzie "każde leczenie". - Użyjemy komory hiperbarycznej, produkty z banku tkanek - wymieniła.
Zapalenie metanu 850 metrów pod ziemią
"W kopalni Knurów-Szczygłowice Ruch Szczygłowice najprawdopodobniej doszło do zapalenia metanu, w ścianie XVII pokład 405/1 poniżej poziomu 850 m. Trwa akcja wyprowadzania pracowników z tego rejonu" - podała w środę rano Jastrzębska Spółka Węglowa, do której należy kopalnia.
Do wypadku doszło przed godziną 9. Górnicy, którzy pracowali w okolicy, mówili dziennikarzom TVN24, że poczuli tylko podmuch. - Bardziej ucierpieli ci, co byli na przodku - mówili. - Czarno było i siarką było czuć i nic więcej.
44 górników w strefie zagrożenia
Na briefingu zarządu JSW przed godziną 12 wiceprezes spółki ds. technicznych Adam Rozmus potwierdził, że wypadek polegał na zapaleniu metanu. - W rejonie zagrożenia znajdowało się 44 górników - powiedział. Do akcji ratowniczej przystąpili ratownicy kopalniani, a potem z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.
Poparzenia i urazy kończyn
Wszyscy górnicy do południa zostali wycofani z rejonu zagrożenia. Nie było to łatwe, ponieważ wypadek miał miejsce dwa kilometry od szybu, co oznacza nawet godzinę marszu. W momencie trwania konferencji prasowej ostatni pracownik wciąż był transportowany na powierzchnię. Rozmus podkreślił, że górnik jest przytomny. Ratownicy jednak informowali służby, że stan poszkodowanego nie jest dobry. Ostatecznie został wydobyty po godzinie. 13.
Wszyscy przeżyli. W sumie 16 osobom udzielono pomocy medycznej. 14 trafiło do szpitali specjalistycznych między innymi w Siemianowicach Śląskich, Gliwicach, Rybniku, Knurowie i Krakowie. Byli transportowani karetkami naziemnymi i śmigłowcami Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Jak przekazał na briefingu Łukasz Pach, dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach, prócz poparzeń górnicy mają urazy kończyn górnych i dolnych, potłuczenia. - Była sytuacja zagrożenia życia, ale pacjent jest już stabilny, śmigłowcem został przetransportowany do szpitala. - dodał dyrektor.
Marcin Podgórski, dyrektor LPR przekazywał nam po godzinie 10 na antenie TVN24 pierwsze informacje o poszkodowanych. Mówił, że w pogotowiu będą dwa śmigłowce oraz samolot transportowy, by rozwozić rannych do szpitali.
Przyczyny zdarzenia bada Wyższy Urząd Górniczy, Okręgowy Urząd Górniczy, Państwowa Inspekcja Pracy oraz służby pracodawcy.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Michał Meissner