- Jechałem po ludzi. Poczułem, że coś mi śmierdzi. Widziałem, że się dymi. Miałem zamiar zjechać z wiaduktu, ale autobus tu mi stanął, bo jest elektryczny i instalacja się rozłączyła. Zanim straż przyjechała, spłonął doszczętnie. Światła pogasły i pan który jechał za mną, nie widział w tym dymie, że autobus stoi. Uderzył we mnie - opowiada kierowca spalonego autobusu.
Dzisiaj po godzinie piątej rano na drodze krajowej 91 w Rudnikach pod Częstochową doszło do pożaru autobusu. Na szczęście nikt nie ucierpiał.
Kierowca podróżował sam w kierunku Kłomnic.
- Dopiero jechałem po ludzi i miałem ich z powrotem wieźć z Częstochowy - opowiedział nam Bartłomiej Sikora.
W pewnym momencie, będąc na wiadukcie kolejowym poczuł swąd i zobaczył dym. - Chyba zapaliła się instalacja w komorze silnikowej - przypuszcza.
Zamierzał zjechać z wiaduktu i zatrzymać się w bezpiecznym miejscu, jednak sterowany elektrycznie autobus stanął sam. Wtedy wziął dokumenty i wyszedł. Na szczęście, bo autobus spłonął doszczętnie, zanim przyjechała straż pożarna.
Ale w tył stojącego autobusu uderzył kierowca citroena berlingo.
- Światła pogasły i pan, który jechał za mną nie widział w tym dymie, że autobus stoi - opowiada pan Bartłomiej.
Jednak policja okazała się mniej pobłażliwa. Ukarała kierowcę citroena mandatem, bo - jak czytamy w komunikacie - nie dostosował prędkości do warunków panujących na jezdni".
DK91 była całkowicie nieprzejezdna. Ruch został przywrócony dopiero po godzinie ósmej.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice