Częstochowska prokuratura umorzyła prowadzone od blisko roku śledztwo w sprawie trutki na gryzonie znalezionej w mleku w proszku wykorzystywanym do produkcji słodyczy. Nie udało się ustalić, kto mógł jej dosypać.
Granulat i fragmenty opakowania po trutce w workach z mlekiem znalazł prawie rok temu pracownik firmy Magnolia z woj. lubuskiego. Inspekcja sanitarna ustaliła wtedy, że podejrzana partia mleka została wyprodukowana 20 lipca 2012 roku przez Okręgową Spółdzielnię Mleczarską "Rokitnianka" ze Szczekocin (Śląskie). Kupiło ją osiem firm w kraju. Jej jedynym dystrybutorem była firma "Janex" z Włocławka.
Po badaniach okazało się, że granulat znaleziony w mleku to bromadiolon – toksyczny środek gryzoniobójczy. Biegły zaznaczył, że ilość granulatu znaleziona w workach z mlekiem nie mogła zagrażać życiu ani zdrowiu ludzi.
Kiedy trutka trafiła do mleka w proszku?
Prokuratorzy badali, czy trutka na gryzonie znalazła się w workach z mlekiem na etapie produkcji, czy też dopiero po wywiezieniu ich z zakładu. Jak przekonywał zarząd "Rokitnianki", nie można potwierdzić, że znalezione substancje dostały się do mleka w proszku w zakładzie produkcyjnym mleczarni.
Do innych wniosków doszła prokuratura, która posiłkuje się opinią biegłego z zakresu mechanoskopii i uznała, że mleko zostało zanieczyszczone już w Szczekocinach.
W zakładzie przeprowadzono eksperyment procesowy, w którym wykorzystano opakowanie takiego samego środka, jaki znaleziono w mleku. Okazało się, że na całej linii produkcyjnej jest tylko jedno miejsce, w którym do mleka może dostać się cokolwiek z zewnątrz – to otwór rewizyjny. To właśnie tam opakowanie z trutką musiało wpaść lub zostać wrzucone i później „zmielone” przez ruchome elementy - uznał biegły, który porównał powstałe uszkodzenia do tych z fragmentów opakowania znalezionych w workach, które trafiły do firmy Magnolia. Wykluczył, by do zanieczyszczenia mogło dojść gdzie indziej.
Sprawa umorzona, bo sprawca nie został wykryty
Jak mówi prok. Tomasz Ozimek z częstochowskiej prokuratury okręgowej, na fragmentach opakowania znalezionego w workach z mlekiem, które trafiły do Magnolii, znaleziono ślady linii papilarnych, ale nie nadawały się one do identyfikacji. Z uwagi na niewykrycie sprawcy sprawa musiała zostać umorzona.
Śledztwo było prowadzone pod kątem art. 165 Kodeksu karnego. Mówi on o sprowadzeniu niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób lub szkody dla mienia w wielkich rozmiarach poprzez wprowadzenie do obrotu środków spożywczych, które nie odpowiadają warunkom jakości.
- W tym przypadku, mimo braku realnego zagrożenia dla zdrowia i życia, niewątpliwie doszło do szkody materialnej - trzeba było nie tylko wycofać całą podejrzaną partię mleka, ale też wyroby, które z niej wyprodukowano - tłumaczy Ozimek.
Decyzja o umorzeniu śledztwa nie jest prawomocna. Mogą ją zaskarżyć firmy, do których trafiło mleko z podejrzanej partii. Na drodze cywilnej mogą też domagać się ewentualnych odszkodowań od spółdzielni.
Feralne mleko w proszku miało wyprodukowane przez Okręgową Spółdzielnię Mleczarską "Rokitnianka" ze Szczekocin:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: jsy/roody / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn 24