41-letnia pani Anna pojechała do prywatnego szpitala w Bielsku-Białej, by urodzić dziecko. Chłopiec przyszedł na świat, ale jego mama zmarła po cesarskim cięciu. Sprawą zajęła się prokuratura, która szybko wskazała na szereg nieprawidłowości w prywatnej lecznicy, wykonującej zabiegi w ramach NFZ.
Do tej wstrząsającej historii wrócił na antenie TVN24 Łukasz Jedliński. Jego gośćmi byli: dr hab. Maciej Socha, ordynator oddziału położniczo-ginekologicznego Szpitala św. Wojciecha w Gdańsku, kierownik Katedry Perinatologii Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz dziennikarka TVN24 i autorka artykułu o pani Annie Małgorzata Goślińska z TVN24.
Porodówka bez ginekologa
- Główną nieprawidłowością było to, że na oddziale szpitalnym, na porodówce nie było lekarza ginekologa, a on przeprowadził planową operację cięcia cesarskiego u 41-letniej pani Anny i zaraz potem opuścił szpital. Nie było tego ginekologa, który przeprowadził zabieg, ani żadnego innego - mówiła w TVN24 Małgorzata Goślińska.
Jak tłumaczy autorka tekstu, to główny i bardzo poważny zarzut w tej sprawie. Według śledczych oraz wyników kontroli przeprowadzonej w placówce przez wojewodę, to jest naruszenie podstawowych zasad w sztuce lekarskiej.
- Druga rzecz, oburzająca i niezrozumiała to to, że czekano kilka godzin, mimo że były już objawy, że są powikłania po tym porodzie i nie wiadomo na co czekano. Dlaczego szef tego szpitala, zresztą lekarz z dużym doświadczeniem, nie próbował wzywać karetki i przekazać pacjentki? Biegła ginekolożka wprost wskazała, że jest związek przyczyno-skutkowy między śmiercią pani Anny a tym zwlekaniem z udzieleniem jej fachowej pomocy - relacjonowała dziennikarka.
"Obowiązkiem szpitala jest zapewnienie opieki specjalistycznej"
Łukasz Jedliński zapytał profesora Sochę, o to, co można zrobić, by w przyszłości nie dochodziło do tak dramatycznych sytuacji jak ta z Bielska-Białej.
- To, o czym my ginekolodzy położnicy od lat mówimy to fakt, że poród operacyjny, niezależnie czy poród operacyjny pochwowy czy poród operacyjny brzuszny jest operacją. Co do zasady wykonywane są one na oddziałach, które świadczą całodobową opiekę specjalistyczną. I oczywiście abstrahując od tej konkretnej sytuacji, ponieważ ja nie mam prawa na jej temat się wypowiadać, natomiast te dane, o których państwo powiedzieliście i to, co pani redaktor Goślińska przedstawiła, wydają mi się osobiście przerażające - powiedział prof. Maciej Socha.
Profesor wytłumaczył, że ginekolog, który wykonuje cięcie cesarskie nie musi jednocześnie być tą osobą, która będzie potem dyżurowała przy pacjentce, ale wskazał, że "ewidentnie obowiązkiem szpitala, który prowadzi taki oddział było zapewnienie opieki specjalistycznej.
- Tam powinien być ginekolog, specjalista, który sprawowałby nadzór nad pacjentką. Przypominam, że pierwsze dwie godziny to jest nadzór pooperacyjny, gdzie co 15 minut jest mierzone ciśnienie, badane tętno, wysycenie krwi tlenem, badana jest temperatura ciała i oczywiście kontrolowany jest ból - opowiadał ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego w gdańskim szpitalu.
Profesor zauważył również, że w medycynie kluczowe jest, by patrzeć na pacjenta całościowo. - To, o czym rozmawiamy, to nie są sprawy łatwo identyfikowalne. Samo to, że pacjentka odczuwa ból i spada jej ciśnienie, może jeszcze nie wskazywać na coś poważnego. Natomiast, jeżeli zbierzemy kilka objawów w pewien zespół, który wskazuje nam, że wysuwamy podejrzenie, że doszło do krwawienia, jednocześnie obserwujemy tę pacjentkę to coraz bardziej przybliżamy się do rozpoznania i aby je móc potwierdzić lub wykluczyć, wdrażamy dodatkowe postępowanie, a to zwykle są dodatkowe badania obrazowe jak rezonans, tomografia, ultrasonografia - wskazał profesor Socha.
- Jest to trudna sytuacja, natomiast w znakomitej większości przypadków, specjalista położnictwa i ginekologii jako najbardziej wyspecjalizowana osoba w tej sytuacji, ze wsparciem anestezjologów i koleżanek położnych, jest w stanie postawić odpowiednie rozpoznanie i podjąć działania, które co najmniej dają duże szanse na uratowanie życia pacjentki - dodał.
Śledztwo trwa
Śledztwo w sprawie prowadzi Anna Zarychta z Prokuratury Rejonowej w Bielsko-Białej. Podejrzanych jest dwóch lekarzy: anestezjolog i ginekolog.
Na zlecenie wojewody lecznicę skontrolowano w lipcu. Narodowy Fundusz Zdrowia dopiero po kilku miesiącach przeprowadził swoją kontrolę. Na początku grudnia zerwał umowę ze szpitalem.
Autorka/Autor: aa/PKoz
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24