- Pacjentki zaczynają się bać, że nie dadzą sobie rady, bo w szpitalu może zdarzyć się tak, że nikt im nie pomoże. Straszne śmierci ciężarnych kobiet, które wydarzyły się w krótkim czasie, bardzo dominują w ich myśleniu. Obserwuję też rosnący lęk przed planowaniem dziecka u kobiet w dojrzałym wieku - mówi Marlena Ewa Kazoń, psychoterapeutka par i terapeutka traumy.
Przypominamy tekst, który pierwotnie ukazał się w lipcu 2023 roku.
22 października 2020 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że dopuszczalne wcześniej przeprowadzanie aborcji w przypadku uszkodzenia lub wad płodu jest niezgodne z polską konstytucją. Obecnie w Polsce aborcja jest dopuszczalna tylko w dwóch przypadkach:
- gdy ciąża jest skutkiem gwałtu;
- gdy ciąża zagraża życiu kobiety.
Choć rozwiązanie ciąży jest dopuszczalne, gdy zagraża ona życiu kobiety, po wejściu w życie wyroku TK umierają na porodówkach cztery młode ciężarne.
- Wrzesień 2021 roku - na porodówce w szpitalu w Pszczynie w wyniku wstrząsu septycznego umiera 30-letnia Iza. Była w 22. tygodniu ciąży, u płodu wcześniej stwierdzono wady rozwojowe. Lekarze mieli zwlekać z zakończeniem ciąży. Trzech z nich usłyszy potem zarzuty prokuratorskie, nie przyznają się do winy. Iza osierociła kilkuletnią córkę. Jej śmierć wywołuje protesty w całym kraju.
- Styczeń 2022 roku - w szpitalu w Częstochowie umiera 37-letnia Agnieszka, kilka tygodni wcześniej straciła ciążę bliźniaczą. Najpierw obumarł jeden płód, czekano aż siedem dni na obumarcie drugiego. Agnieszka była leczona w trzech szpitalach. Zmarła na sepsę. Osierociła troje dzieci.
- Kwiecień 2022 roku - na porodówkę w szpitalu w Katowicach trafia 36-letnia Marta, jest w 20. tygodniu ciąży. Ma dreszcze i gorączkę, przez telefon mówi mężowi, że boi się sepsy. Wynik CRP, który bada się, by sprawdzić poziom zakażenia, stale rośnie. Mimo to lekarze nie decydują, by przyspieszyć poronienie martwego już płodu. Po trudnym porodzie Marta umiera na sepsę.
- Maj 2023 roku - na porodówce w szpitalu w Nowym Targu umiera 33-letnia Dorota. Na oddział trafia w piątym miesiącu ciąży, przedwcześnie odeszły jej wody płodowe. Położne każą jej leżeć z nogami w górze, bo "wody może napłyną". Zdaniem rodziny lekarze mimo zagrożenia życia nie przerywają ciąży. Kilka godzin później USG wykazuje obumarcie płodu, Dorota umiera na sepsę.
To, że Polki boją się zachodzić w ciążę, widać w badaniach United Surveys dla RFM FM i "Dziennika Gazety Prawnej", przeprowadzonych pod koniec 2021 roku. Pytanie brzmiało: "Czy Pani/Pana zdaniem wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji i wynikające z niego zaostrzenie prawa aborcyjnego miało wpływ na decyzję Polek i Polaków o posiadaniu dzieci?". 45,5 proc. ankietowanych odpowiedziało, że wyrok TK "zmniejszył chęć posiadania dzieci". Kolejne śmierci młodych kobiet w ciąży potęgują strach.
CZYTAJ TAKŻE: DWA LATA PO ZAOSTRZENIU PRAWA DO ABORCJI. "BYŁAM W SZOKU, ŻE MOŻNA SKAZYWAĆ CAŁE RZESZE KOBIET NA TORTURY" >>>
O strachu ciężarnych rozmawiam z Marleną Ewą Kazoń, psychoterapeutką par i małżeństw, psychoterapeutką traumy EMDR i brainspotting, psychoonokolożką.
Iga Dzieciuchowicz: Na co dzień współpracuje pani z osobami, które doświadczyły różnych traum. To często kobiety po ciężkich chorobach, poronieniach, pacjentki, które od wielu lat starają się o dziecko. To też kobiety w ciąży, które odczuwają rozmaite lęki i potrzebują wsparcia. Czy coś je łączy?
Marlena Ewa Kazoń: Moment, w którym kobieta decyduje, że chce zostać matką lub dowiaduje się, że jest w ciąży – to czas wielkiej wewnętrznej przemiany. W ciąży często dokonujemy wielu zmian, nie tylko dla siebie, lecz przede wszystkim dla dziecka. Jeżeli na przykład byliśmy wychowywani w dysfunkcjonalnej rodzinie, to nie chcemy podobnego losu dla swojego dziecka. Często obserwuję ogromny progres terapeutyczny właśnie wtedy, gdy kobieta przygotowuje się psychicznie i emocjonalnie do roli matki. Wiele z nich właśnie wtedy rozpoczyna psychoterapię. Najczęściej pracuję z nimi metodą analizy prenatalnej więzi, by każda z kobiet zaczęła czuć i miała świadomość bycia i stawania się mamą. Kobiety chcą być świadome, czuć się bezpiecznie. To dla nich czas przełomu, bo dla dziecka są w stanie zrobić o wiele więcej niż przez całe życie dla siebie samej.
W jakim sensie?
Kobiety zaczynają wówczas stawiać granice w relacjach partnerskich i rodzinnych, czasem podejmują decyzje radykalne i opuszczają relacje, które im nie służą. Bywa, że opuszczają relacje nawet z ojcem dziecka. Zrywają z nałogami. Często mówią o tym, że po raz pierwszy naprawdę o siebie dbają: zdrowo jedzą, ćwiczą, chodzą na spacery, starają się odciąć od negatywnych emocji, przeżyć i wspomnień. Bez poczucia winy stawiają siebie na pierwszym miejscu, formują się do roli matki, są bardziej pewne siebie. Być może to atawizm, instynktowna potrzeba chronienia potomstwa, ale podczas ciąży wiele kobiet przechodzi ogromną przebudowę osobowości. Potrafią powiedzieć "nie" – nie chcą być dalej w roli ofiary, stają się bardziej stabilne emocjonalnie. Z drugiej strony odczuwają nowy nieznany wcześniej rodzaj strachu. To strach o zdrowie swoje i dziecka.
Czego się boją?
Potrzebują psychologicznego wsparcia na różnych etapach ciąży. Niektóre przychodzą do mnie już w zaawansowanej ciąży, bo boją się samego porodu, a więc czegoś nieznanego, zwłaszcza jeśli są w pierwszej ciąży. Lękowo przeżywają wyobrażenia, jak to będzie, chcą mieć nad tą sytuacją pełną kontrolę. Jest też spora grupa pacjentek, które od wielu lat starają się o dziecko. One z kolei obawiają się o zdrowie dziecka, wykonują szereg badań w klinikach niepłodności i to u kilku lekarzy. Dopiero po wynikach podejmują decyzję, co dalej: czy urodzą, czy też przerwą ciążę. Przychodzą po pomoc, by poradzić sobie z tym dylematem. Są też pacjentki we wczesnej ciąży, które nie są w stanie się z niej cieszyć.
Dlaczego?
Boją się, że będą kolejną Dorotą z Nowego Targu albo Izą z Pszczyny. Mówią: "Boję się być w ciąży, bo dziewczyny w moim wieku umierają". Odczuwają strach, że lekarz nie powie im prawdy na temat zdrowia dziecka i zasłoni się klauzulą sumienia, bo czytają w mediach o takich historiach. Boją się poważnych wad płodu, bo to oznacza szukanie pomocy za granicą, koszty i poczucie bezsilności.
Wiele pacjentek, z którymi pracuję online, na czas ciąży przeprowadza się z małego do dużego miasta, takiego jak Warszawa, Kraków czy Wrocław.Marlena Ewa Kazoń
Też ze strachu?
Boją się, że w swoich miejscowościach w razie komplikacji nie otrzymają pomocy od lekarzy. Mówią, że przeprowadzka na ten ostatni okres ciąży opłaca im się bardziej niż życie w lęku.
Kobiety przeprowadzają się, bo chcą mieć pewność, że w razie powikłań dostaną się na przykład do warszawskiego szpitala na Żelaznej, który cieszy się zaufaniem rodzących.Marlena Ewa Kazoń
Trudno jest im pomijać tragiczne wiadomości o śmierciach na porodówkach, nie utożsamiać się z nimi. A trzeba pamiętać, że nie wszystkie kobiety mają wsparcie rodziny, partnerów. Bywają samotne i przerażone. Jednak najwięcej kobiet, z którymi rozmawiam, to kobiety po 35. roku życia, które chciałyby mieć jeszcze dzieci, ale zwlekają z tą decyzją.
Czekają na wynik wyborów?
W szybką zmianę raczej nie wierzą. Nie mają zaufania do lekarzy, spotkały się z brakiem empatii w gabinetach ginekologicznych, mają za sobą traumy powikłanych ciąż, pamiętają sytuacje, w których zostały poniżone na porodówce. To wszystko razem sprawia, że nie ufają ani swojemu organizmowi, ani medycynie. Myślą o sobie w kategorii "inkubatora", który musi urodzić. W jakimś sensie odczłowieczają się, bo taka jest atmosfera wokół prokreacji.
Z drugiej strony rządzący kuszą 800 plus i programami prorodzinnymi, ale to w kobietach wzbudza raczej śmiech. Kogo to przekonuje? Nikogo. Kobiety od lekarzy słyszą, że są już w dojrzałym wieku, a to większe ryzyko poważnych powikłań, przede wszystkim wad genetycznych płodu.
Lekarze dodają: "Przecież pani wie, w jakim kraju żyjemy", co oznacza oczywiście, że dziś legalnie nie przerwą w Polsce ciąży obciążonej wadą letalną.Marlena Ewa Kazoń
Wiedzą, że są w grupie ryzyka, że mogą poronić, urodzić chore dziecko i są narażone na to bardziej niż dwudziestokilkulatki. Kobieta młoda podchodzi do ciąży inaczej niż kobieta po czterdziestce. Te dojrzałe matki chcą mieć wszystko ułożone według swojego planu i pomysłu.
Wszystkie kobiety, i te w ciąży, i te, które planują ciążę, zadają to samo pytanie: "Czy można stracić ciążę z powodu stresu?".
Można?
Wtedy przytaczam takie dane, z których wynika, że w czasie międzywojnia rodziło się bardzo dużo dzieci, bo pragnienie życia po rozmaitych konfliktach zbrojnych było ogromne. Według statystyk GUS-u z czasów II Rzeczpospolitej w latach 1926-1930 rodziło się co roku milion dzieci. W ubiegłym roku w Polsce urodziło się najmniej dzieci od czasów II wojny światowej – tylko 305 tysięcy.
CZYTAJ TAKŻE: "ZAKAZ ABORCJI JAKO POLITYKA PROKREACYJNA? PRZERAŻAJĄCE". STRATEGIA RZĄDU TO DROGA DONIKĄD >>>
Teraz oczywiście to pragnienie życia nadal w ludziach jest, ale zagłuszają je lęki, których kobieta planująca ciążę nie powinna odczuwać. Poza zupełnie naturalnym strachem o zdrowie swoje i dziecka kobiety zastanawiają się, czy nie są na ciążę już za stare, czy partner nie jest za stary, bo za wiele wad odpowiada tryb życia i wiek mężczyzny. Mam pacjentki z Polski, ale pracuję też z parami, w których partner kobiety jest cudzoziemcem. To również w świecie Zachodu poważny dylemat. Z badań wynika, że narkotyki, dopalacze i sterydy mogą mieć wpływ na wady płodu: kardiologiczne czy neurologiczne.
Kobiety nie wiedzą też, gdzie i jak urodzić, czy dostaną odpowiednią opiekę. Zastanawiają się, w jaki sposób zminimalizować ryzyko: badać się w Polsce u kilku lekarzy, a może jechać na wizytę za granicę? Niektóre myślą o przeprowadzce na stałe.
Jak reagują na takie informacje, jak ta o śmierci Doroty z Nowego Targu?
Od razu do mnie piszą i pytają się, co robić. Może coś wykombinować? Może lepiej wyjechać? Uciekać stąd, zbierać pieniądze? Zastanawiają się nad prywatnym szpitalem, idą robić kolejny pakiet badań. Wtedy radzę, by nie czytały tych informacji w sieci, bo to pobudza dodatkowe lęki, generuje planowanie nieadekwatne do sytuacji.
A pani? Też jest pani mamą. Co pani przeżywa, gdy ogląda wiadomości?
I to mamą, która pierwsze dziecko urodziła w wieku 37 lat, a drugie w wieku lat 42. To była moja świadoma decyzja, robiłam wszelkie możliwe badania, by mieć pewność, że będę miała zdrowe dzieci. Dziś odczuwam duży strach, bo kobiety w Polsce nie mogą świadomie decydować o tym, czy chcą mieć dzieci, czy nie. Dodatkowo walka o życie kobiet nie jest dla mnie wystarczająca i nie dba się o nie dostatecznie dobrze. U lekarza powinnyśmy czuć się bezpiecznie i powinnyśmy być wystarczająco szybko o wszelkich zagrożeniach informowane.
Czasem widać na demonstracjach kobiety w ciąży. Czy to dobry pomysł, by tam wykrzyczeć swój gniew?
Tak, taka globalna rozpacz, kolektywna świadomość i krzyk "Nie!" to niezwykła autoterapia dla każdej z nas.
Niestety, pacjentki zaczynają bać się, że nie dadzą sobie rady, bo przecież w szpitalu może zdarzyć się tak, że nikt im nie pomoże. Te straszne śmierci ciężarnych kobiet, które wydarzyły się w tak krótkim czasie, bardzo dominują w myśleniu. Dlatego obserwuję rosnący lęk przed planowaniem dziecka u kobiet w dojrzałym wieku.
Jak mogą radzić sobie z tym strachem?
Zawsze pytam je, czy chęć posiadania dziecka jest ich własnym pragnieniem. Nie zawsze tak jest. Ale jeśli przed sobą przyznają, że naprawdę głęboko w sobie chcą zostać matkami, to zadaję im pytanie, czy ktokolwiek może mieć prawo do zatrzymania ich w tym pragnieniu. Czy mogą zrobić to trudne przeżycia, wyrok Trybunału Konstytucyjnego, lekarz czy rząd? Przecież nikt nie wie, co będzie dalej. Ale kobiety muszą być zabezpieczone pod względem emocjonalnym, psychicznym i przede wszystkim medycznym, by chciały się odważyć zostać matkami.
To trudne, gdy słyszymy w gabinetach ginekologicznych, że idąc do szpitala, mamy mieć numer telefonu do Fundacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA. Bo tam pomogą, jeśli w szpitalu odmówią nam pomocy.
To jest skandaliczne, bo poczucie bezpieczeństwa jest dla kobiety najważniejsze. Ona musi wiedzieć, że już przy pierwszych badaniach przesiewowych, które można zrobić po 10. tygodniu ciąży, usłyszy od lekarza prawdę. Badania genetyczne, które nazywają się NIFTY, kosztują około 2,5 tysiąca zł. Dodatkowo są testy PAPPA, darmowe w Polsce dla kobiet po 35. roku życia. Moim zdaniem testy powinny być dostępne dla każdej pacjentki, bo wady płodu zdarzają się też u kobiet młodszych.
Pacjentki, zwłaszcza te w małych miejscowościach, boją się, że lekarz ukryje przed nimi prawdę o stanie zdrowia płodu.Marlena Ewa Kazoń
Nieraz też lekarze niczego nie tłumaczą; uważam, że dziś to już nie powinno mieć miejsca w kontakcie pomiędzy lekarzem a ciężarną. Ale widzę też drugą stronę medalu: że lekarzowi ufa się bezgranicznie i nie konsultuje wyników z innym specjalistą. To nie jest dobre. Nie można wierzyć we wszystko, co lekarz mówi.
Ale są też kompetentni lekarze. Moja pani doktor wszystko mi tłumaczyła, miałam do niej pełne zaufanie. Było to dla mnie ważne, bo moja ciąża była zagrożona i przez siedem miesięcy leżałam plackiem.
Wybór lekarza jest kluczowy. Od około pięciu lat często słyszę od kobiet, że najbardziej boją się tego, jak lekarze i położne je potraktują. Bo wiedzą, że czasem dzieją się rzeczy złe. Walka o prawa prokreacyjne kobiet i ich prawa jako pacjentek na oddziałach położniczych od kilku lat jest na pierwszych stronach gazet. Społeczeństwo jest dużo bardziej świadome, dobro rodzących stało się tematem debaty publicznej. Na szczęście empatyczni, świetnie wykwalifikowani lekarze i lekarki istnieją, a ich nazwiska są przekazywane na kobiecych forach tematycznych i pocztą pantoflową.
Lekarz prowadzący ciążę to musi być specjalista, który da nam do siebie numer, uspokoi, wytłumaczy, co widzi na ekranie monitora podczas wizyty, dlaczego to ważne, by zrobić takie, a nie inne badania. Jeśli ten lekarz jest 200 kilometrów dalej, ale daje kobiecie poczucie bezpieczeństwa, to trzeba jechać właśnie tam. To bardzo ważne, by trafić do bezpiecznych, kompetentnych ludzi.
Traumatyczne wspomnienia wizyt lekarskich czy z chwili porodu, gdzie nie uszanowano podmiotowości rodzącej, to gwarantowana depresja poporodowa.Marlena Ewa Kazoń
Niektóre moje pacjentki tak przeżyły te upokarzające dla nich momenty, że nie zdecydowały się na kolejne dzieci. Inną sprawą, z którą przychodzą do mnie pacjentki, jest zachowanie otoczenia i generowane lęki.
Na przykład?
To, że nie można jeść sushi, bo twoje dziecko umrze, nie wolno farbować włosów, obwiązywać się paskiem, za długo spacerować, podnosić rąk do góry, bo poronisz. Te wszystkie zakazy i nakazy naszych ciotek i babć, które w formie dobrych rad pojawiają się zwykle nieproszone i indukują niepotrzebny strach. Najlepsze, co można zrobić dla kobiety w ciąży, to po prostu być obok, wysłuchać. Często pracuję z parami i widać, że ten czas oczekiwania na dziecko jest zupełnie inaczej przez obie strony przeżywany.
Jak?
Mężczyźni też się boją, ale widząc zalęknioną partnerkę, nie pokazują tego. Wtedy umawiają się ze mną na sesje indywidualne.
Czym się na nich dzielą?
Boją się tego, że dziecko będzie chore, boją się bezsilności, że nie będą mogli nic zrobić w czasie porodu. Z drugiej strony często mówią o tym, że już kochają to dziecko, że relacja z partnerką stała się dla nich bardziej wartościowa. Rozmawiamy o tym, jak widzą siebie w roli ojca, jakie mieli wzorce rodzinne. Jeśli nie chcą być przy porodzie, to staram się dociec, skąd te lęki. Choć od czasu pandemii, gdy wiele osób bało się trafić do przypadkowego szpitala bez prywatnego lekarza, starają się być obecni. Według mnie należy ustalić między sobą też to, co zrobimy, jeśli coś pójdzie nie tak. Trzeba to omówić i mieć świadomość, że mamy wspólny plan: że dzwonimy do konkretnego lekarza, wzywamy karetkę, że to partner odbiera wyniki, bo partnerka się boi. To też jest elementem budowania poczucia bezpieczeństwa.
Co jeszcze może być generatorem lęków?
Internet, gdzie zwykle nie ma szczęśliwych rozwiązań. Przed kobietą w ciąży otwiera się zupełnie nowy świat, którego wcześniej nie znała. Odradzam czytanie forów, gdzie forumowicze piszą, że taki pieprzyk to już nowotwór, a plamy na brzuchu oznaczają zakażenie w ciąży. I tu znów wracam do tego, by mieć kogoś zaufanego. Jeśli kobieta nie ma takiej osoby, to niech weryfikuje, sprawdza, nie boi się zadawać pytań.
Spotkała pani pacjentki, które zdecydowały się urodzić chore dziecko?
Miałam pacjentkę, która bardzo długo starała się o dziecko, zaszła w ciążę, ale badania wykazały poważną wadę. Było wiadomo, że dziecko umrze tuż po porodzie. Dla tej kobiety niezwykle ważne było, że jej ciało wyda na świat to dziecko. Nie była religijna, ale bardzo chciała, by jej dziecko miało pogrzeb i grób. Zdecydowała się tę ciążę donosić, miała ogromne wsparcie męża i rodziny, razem to dziecko pożegnali. Potem urodziła kolejne dziecko, zdrowe. Ale mam też sporo pacjentek, które zdecydowały się na przerwanie ciąży. To kobiety pogodzone ze swoją sytuacją, które zrobiły wszystko, by to była wyłącznie ich decyzja.
gdy ciąża jest skutkiem gwałtu;
gdy ciąża zagraża życiu kobiety.
Wrzesień 2021 roku - na porodówce w szpitalu w Pszczynie w wyniku wstrząsu septycznego umiera 30-letnia Iza. Była w 22. tygodniu ciąży, u płodu wcześniej stwierdzono wady rozwojowe. Lekarze mieli zwlekać z zakończeniem ciąży. Trzech z nich usłyszy potem zarzuty prokuratorskie, nie przyznają się do winy. Iza osierociła kilkuletnią córkę. Jej śmierć wywołuje protesty w całym kraju.
Styczeń 2022 roku - w szpitalu w Częstochowie umiera 37-letnia Agnieszka, kilka tygodni wcześniej straciła ciążę bliźniaczą. Najpierw obumarł jeden płód, czekano aż siedem dni na obumarcie drugiego. Agnieszka była leczona w trzech szpitalach. Zmarła na sepsę. Osierociła troje dzieci.
Kwiecień 2022 roku - na porodówkę w szpitalu w Katowicach trafia 36-letnia Marta, jest w 20. tygodniu ciąży. Ma dreszcze i gorączkę, przez telefon mówi mężowi, że boi się sepsy. Wynik CRP, który bada się, by sprawdzić poziom zakażenia, stale rośnie. Mimo to lekarze nie decydują, by przyspieszyć poronienie martwego już płodu. Po trudnym porodzie Marta umiera na sepsę.
Maj 2023 roku - na porodówce w szpitalu w Nowym Targu umiera 33-letnia Dorota. Na oddział trafia w piątym miesiącu ciąży, przedwcześnie odeszły jej wody płodowe. Położne każą jej leżeć z nogami w górze, bo "wody może napłyną". Zdaniem rodziny lekarze mimo zagrożenia życia nie przerywają ciąży. Kilka godzin później USG wykazuje obumarcie płodu, Dorota umiera na sepsę.
Autorka/Autor: Iga Dzieciuchowicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock