Tylko w TVN24 GO
Aktorka Zofia Domalik była w "policyjnym kotle". Opowiada, co się wydarzyło
Mam 25 lat. Nie sądziłam, że będę protestować w tak ważnej dla mnie sprawie. Myślę, że to się nie skończy, to powoli jest odbieranie coraz większej ilości praw. I to będzie eskalowało - mówiła aktorka Zofia Domalik. Podczas czwartkowego Strajku Kobiet razem z grupą innych osób została "zamknięta w policyjnym kotle". Opuściła go kilka godzin później, w nocy z czwartku na piątek, po tym, jak została spisana przez funkcjonariuszy. W piątek, w rozmowie z reporterką TVN24 Marią Mikołajewską, opisała to, co się wtedy wydarzyło. - Z naszej strony nie było agresji. Kiedy zostaliśmy zamknięci w tym kordonie, wiedzieliśmy, że musimy być spokojni. Policjantów było więcej niż nas. Mieliśmy się na nich rzucać? To by było absurdalne - oceniła. - Gdy patrzyłam na tych policjantów, zastanawiałam się, ilu z nich byłoby po naszej stronie, gdyby nie fakt, że wykonują swoją pracę i nakaz, z którym ja się nie zgadzam – dodawała. Zdobywczyni Złotych Lwów za debiut w filmie "Wszystko dla mojej matki" przyznała, że protestuje, bo chce mieć prawo wyboru. - Temat aborcji jest tematem szalenie trudnym i bolesnym. Ja jako osoba wierząca miałabym duży problem z taką decyzją, ale nie chcę prawa do tej decyzji zabierać komuś innemu. To jest trauma, z którą będzie żyła ta kobieta czy jej rodzina. To nie jest moja trauma – tłumaczyła. W jej ocenie, "pokojowe protesty zawsze mają sens". - Wiem, że są hasła, które wiele osób oburzają, tylko że miło już było (…) Wydaje mi się, że osoby, które chcą nas zatrzymać, nie zdają sobie sprawy, ile człowiek ma siły, by walczyć o swoje przekonania i swoją wolność. Historia Polski powinna nas przekonać, że naprawdę, jako naród, mamy dużo siły i że to się tak szybko nie skończy – twierdzi.