Tylko w TVN24 GO
"Jego serce jeszcze biło"
Powiedzieli, że przyszli nas wyzwalać i zapytali, gdzie są naziści? - mówi Pawłowi Szotowi Iryna Abrahamowa, mieszkanka Buczy. Kobieta wspomina w rozmowie z reporterem TVN24 tragiczne wydarzenia w podkijowskiej miejscowości. Mówi, że jeden z rosyjskich żołnierzy powiedział, że wojnie winni są Ukraińcy. - Powiedział, że trzeba nam zrobić takie rzeczy, żebyśmy się poczuli, tak jak w Donbasie, żeby nam było tak samo źle - relacjonuje Iryna. Tego dnia, kiedy Rosjanie drugi raz wkroczyli do Buczy, kobieta straciła męża i dom. - 5 kwietnia z samego rana znowu usłyszeliśmy, że jadą. Nasze okna wychodzą na ulicę, więc wiedzieliśmy, co się dzieje. Wiedzieliśmy, czego się spodziewać, że będą strzelać. Pobiegliśmy do ojca. Zdążyliśmy tylko wskoczyć do środka, a tamci już zaczęli strzelać od furtki. Wyłamali furtkę i bramę i usłyszałam straszny wybuch. Pomyślałam sobie, że nie mamy już domu. Zaczęli strzelać w kierunku drzwi i okien. Mąż krzyczał: nie strzelajcie, jesteśmy cywilami. Krzyknęli, żebyśmy wyszli, więc wyszliśmy z podniesionymi rękami i zobaczyliśmy czterech żołnierzy - opowiada Iryna. Dodaje, że po krótkiej wymianie zdań jeden z Rosjan powiedział im, że mogą ugasić dom i że ma gaśnicę. - Mąż poszedł po tę gaśnicę, a oni kazali mu się rozebrać i położyć. Wyciągnęli go na dwór, rzucili na kolana i strzelili mu w głowę z karabinu. Oleh, Oleh - wołałam. Zobaczyłam go pod płotem, leżał równiusieńko jak żołnierz. Rączki, nóżki prosto. Z ucha leciała mu krew. Jego serce jeszcze biło. To było może minutę po tym, jak go zastrzelili. Zaczęłam krzyczeć, a oni pili wodę po drugiej stronie drogi. Krzyczałam do nich: to mnie też zabijcie. Ojciec wyszedł i zaczął mnie odciągać. Żałuję, że to zrobił. Wolałam, żeby mnie zabili - relacjonuje mieszkanka Buczy.