Bez polityki

Daniel Rycharski: to w Warszawie się bałem. Na wsi jako osoba LGBT czuję się bezpieczniej

Mam coraz mniej strachów, wiele z nich przepracowałem, przestałem się bać innych ludzi. Ten film był dla mnie kolejnym etapem przezwyciężenia strachu – powiedział w programie "Bez polityki" Daniel Rycharski. Film "Wszystkie nasze strachy", który opowiada historię Rycharskiego, nagrodzono Złotymi Lwami na festiwalu filmowym w Gdyni. Artysta w rozmowie z Piotrem Jaconiem mówił, co dla niego znaczył ten film. – On był okazją, żeby zaprezentować moją osobę na przykład mojej lokalnej społeczności. Pokaz w Sierpcu był dla nas najważniejszym sprawdzianem, bo tam byli ludzie, o których to był film – tłumaczył. Podkreślił, że "odbiór na pokazie przerósł oczekiwania, ludzie mówili, jak bardzo są poruszeni". - Chyba udało nam się osiągnąć to, co chcieliśmy, czyli zrobić film nie dla środowiska artystycznego w Warszawie czy Krakowie, ale dla zwykłych ludzi, którzy nie interesują się kulturą – wyjaśnił Rycharski. Artysta zdradził, że strachy, które musiał przezwyciężyć, kiedy pracował nad filmem były związane "z tożsamością jako osoby LGBT, w moim środowisku lokalnym i jako osoby wierzącej w środowisku artystycznym".

 

Mówił, że "homofobia na wsi jest do przepracowania i on próbuje to robić". - Ten film by nie powstał, gdyby nie projekt "Krzyż", który jest o homofobii na wsi. Mam wrażenie, że jest dużo niesprawiedliwych stereotypów, które są wokół wsi i ja z nimi walczę – wyjaśnił.

 

Gość Piotra Jaconia odniósł się też do projektu ustawy "Stop LGBT”, która może prowadzić do zakazu organizacji parad równości. - To jest coś, czego się strasznie boję. Instytucje sztuki w Polsce od momentu, kiedy zrobiłem wystawę "Strachy" zaczęły mnie unikać. Od trzech lat nie jestem w stanie zrobić wystawy indywidualnej w Polsce, wszystkie robiłem za granicą. Zostałem też odcięty od środków finansowych od instytucji publicznych – wyliczał. Dodał, że gdyby ten projekt wszedł w życie, to pewnie "zostałby artystą zakazanym w Polsce i musiałby z niej wyjechać".