Wydatki militarne nie uchronią Polski przed procedurą nadmiernego deficytu. Polska w maju dostanie procedurę nadmiernego deficytu - powiedział w rozmowie z biznesową redakcją tvn24.pl Sławomir Dudek, ekonomista, prezes i założyciel Instytutu Finansów Publicznych. - Nowy rząd dostał zdewastowane finanse publiczne i budżet - dodał. Maciej Samcik, autor bloga "Subiektywnie o finansach", zauważył, że nowe regulacje fiskalne w Unii Europejskiej są szansą na uzyskanie większej ilości czasu na zredukowanie budżetu, "żeby nie miał on takiej dziury".
Ministrowie finansów Unii Europejskiej zgodzili się w środę na zmiany w unijnych regułach fiskalnych, dostosowując je do postpandemicznych realiów związanych z wysokim długiem publicznym i potrzebą ogromnych inwestycji publicznych w celu walki ze zmianami klimatycznymi. Nowy system redukcji deficytu i długu odda państwom członkowskim więcej samodzielności w polityce budżetowej.
- Prace nad reformą finansów publicznych krajów członkowskich w Komisji Europejskiej trwają już od piętnastu miesięcy. Pojawiły się wtedy trzy projekty europejskich aktów prawnych, dwa rozporządzenia, jedna dyrektywa i w zasadzie 8 grudnia już je poznaliśmy, wszystko było jasne. Teraz jeszcze trwały finalne konsultacje i rzeczywiście w środę podjęto ostateczną decyzję - skomentował w rozmowie z biznesową redakcją tvn24.pl Sławomir Dudek, ekonomista, prezes i założyciel Instytutu Finansów Publicznych.
Procedura nadmiernego deficytu. "Nie uchronimy się przed tym"
Wytłumaczył, że "ramy fiskalne, czyli ogólnoeuropejskie zasady dotyczące pilnowania finansów publicznych, dotyczą różnych aspektów".
- Między innymi nowe przepisy wymagają, aby każdy kraj miał Radę Fiskalną. Polska jest jedynym krajem, który jej nie ma. Wcześniej nie było woli politycznej, aby ją powołać. Projekt większy nacisk kładzie również na planowanie wieloletnie. Dalej zostaje kryterium unijne 3 procent deficytu całych finansów i 60 procent długu. Tu się nic nie zmienia. Aczkolwiek są pewne zmiany co do procedury wychodzenia z nadmiernego deficytu - zwrócił uwagę ekonomista.
Jak dodał, od kilku miesięcy trwała dyskusja, jak traktować wydatki militarne w krajach członkowskich.
- Niestety w Polsce mieliśmy jakieś przekłamanie w tym zakresie, bo ekonomiści poprzedniego rządu próbowali tłumaczyć wysoki deficyt w Polsce, mówiąc, że można odliczyć całe militarne wydatki. To nie jest prawdą. Rzeczywiście Komisja Europejska uwzględniła odpowiednie zapisy w nowym rozporządzeniu, tak aby brać pod uwagę wydatki militarne. To dotyczy po pierwsze wydatków inwestycyjnych, zbrojeniowych, czyli na zakup sprzętu, rakiet, czołgów. Nie dotyczy wiec to wydatków na przykład na emerytury dla żołnierzy - podkreślił.
Sławomir Dudek przyznał, że Polska rzeczywiście zwiększyła łączne wydatki obronne do około 4 procent, ale tylko połowa z tych wydatków kwalifikuje się do inwestycyjnych.
- Według prognozy Komisji Europejskiej deficyt w Polsce wyniesie 5,8 procent. Czyli nawet jak odejmiemy wydatki inwestycyjne, dalej deficyt jest nadmierny i znacząco przekracza 3 procent. Mówiłem od dawna, że wydatki militarne nie uchronią Polski przed procedurą nadmiernego deficytu. To jest pewna procedura, nie ma co mówić o jakiejś wątpliwości. Polska w maju dostanie procedurę nadmiernego deficytu. Nie uchronimy się przed tym - zaznaczył.
Podał przykład Finlandii. - Z krajów europejskich ma najdłuższą granicę z Rosją. Też bardzo zwiększyła wydatki militarne. Ich deficyt w tym roku wyniesie 2,4 procent, a nasz prawie 6 procent. Nie jest więc tak ogromny jak nasz.
"Lekkie podejście do wydawania pieniędzy, kiedy mamy wojnę przy granicy"
Dudek wyjaśnia, że procedura nadmiernego deficytu oznacza, że będziemy pod nadzorem Komisji Europejskiej dwa razy w roku raportować, jakie działania podejmujemy w kierunku redukcji deficytu.
Według szefa Instytutu Finansów Publicznych, za polski deficyt odpowiada między innymi mocne spowolnienie gospodarcze, bardzo hojne osłony energetyczne i tarcze, które trafiają również do osób bogatych, tych, którzy nie cierpią na ubóstwo energetyczne. - Czyli mamy tu lekkie podejście do wydawania publicznych pieniędzy w warunkach, kiedy mamy wojnę przy granicy - ocenił.
- Mateusz Morawiecki mówił, że jego rząd zostawia finanse w stabilnym stanie. To nieprawda - zaznaczył. - Nowy rząd dostał zdewastowane finanse publiczne i budżet. Prawdziwą układankę planu finansowego poznamy dopiero w maju, bo do końca kwietnia trzeba przedstawić wieloletni plan finansów państwa. Na pewno obietnice wyborcze trzeba rozłożyć w czasie, nie realizować wszystkiego w jednym momencie. Na tę chwile mamy czterodniowy budżet. To nie jest coś, na podstawie czego powinniśmy oceniać zamiary i plany rządu - stwierdził.
"Wydatki zbrojeniowe to są bardzo drogie zabawki"
Maciej Samcik, autor bloga "Subiektywnie o finansach", ocenił w rozmowie z biznesową redakcją tvn24.pl nowe regulacje "jako szansę uzyskania większej ilości czasu na zredukowanie budżetu, żeby nie miał on takiej dziury".
- Państwa członkowskie muszą wrócić do ustawowych trzech procent w ciągu czterech lat. Natomiast państwa, które są relatywnie mało zadłużone lub takie, które przedstawią wiarygodny plan długoterminowy zmian podatkowych i inwestycji, będą miały na to siedem lat. Sukcesem jest to, że wydatki na zbrojenia w dużej części obniżą księgowy deficyt - powiedział.
Ocenił, że "Europa jest niestety w stanie wojny". - Do niedawna właściwie była ona rozbrojonym, pacyfistycznym rejonem świata. Wydatki zbrojeniowe to są bardzo drogie zabawki. Po drugie, jesteśmy po pandemii COVID i po nieprzyjemnym czasie w światowej gospodarce, więc prawdopodobnie część wydatków będzie trzeba finansować z długu. Zmiany, które proponuje Unia Europejska, mają na celu nie zniechęcać państw w inwestycje w obronność, żebyśmy byli w stanie w razie czego się bronić - zauważył.
Podał przykład, że przez ostatnie 20-30 lat, jak trzeba było gdzieś coś ciąć, to się cięło wydatki na wojsko. - Bo po co nam czołgi? To jest żelastwo, które naprawdę nic nie daje. To są wyłącznie koszty, to nie jest inwestycja. Teraz jednak Unia Europejska chce, żeby państwa zaczęły traktować wydatki na zbrojenie jako inwestycje w bezpieczeństwo - wyjaśnił.
Rząd przyjął projekt budżetu na 2024 rok
Minister finansów Andrzej Domański wspólnie z premierem Donaldem Tuskiem prezentowali we wtorek na konferencji prasowej najważniejsze założenie projektu budżetu na 2024 rok.
- Wydatki tegoroczne zaplanowane w budżecie na rok 2024 to 866 miliardów złotych, przychody - 682 miliardy złotych, co oznacza deficyt budżetowy na poziomie 184 miliardów złotych - powiedział szef resortu finansów na konferencji prasowej.
Domański zapewnił, że dojdzie do "szeregu działań na rzecz ograniczenia wysokości deficytu budżetowego". Zaznaczył, że nowy rząd przeprowadzi w najbliższych tygodniach dokładny audyt we wszystkich ministerstwach, by szukać pewnych "naturalnych oszczędności". - Będziemy dążyć do tego, aby deficyt w kolejnych latach ulegał ograniczeniu - podkreślił minister finansów..
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24