Z powodu trwających w całej Francji od wtorku rozruchów przedsiębiorcy stracili około miliarda euro - oceniła w poniedziałek Medef - największa organizacja zrzeszająca francuskich pracodawców.
Jest za wcześnie, by podać dokładne wyliczenie strat, ale obecnie to "ponad miliard euro, nie licząc szkód dla turystyki; filmy z zamieszek, które obiegły świat, psują wizerunek Francji" – powiedział przewodniczący Medef Geoffroy Roux de Bézieux w wywiadzie dla dziennika "Le Parisien". Organizacje turystyczne we Francji wskazują m.in. na masowe odwoływanie rezerwacji i przyjazdów przez turystów zagranicznych, w szczególności przez Amerykanów.
Restauratorzy i hotelarze domagają się od rządu wsparcia w związku ze zniszczeniami restauracji znajdujących się w tzw. wrażliwych dzielnicach francuskich miast oraz z masowym odwoływaniem rezerwacji przez klientów. Po zaledwie czterech nocach starć intensywność przemocy sugeruje znacznie większe żniwo niż podczas zamieszek miejskich w 2005 roku czy ruchu "żółtych kamizelek" - ocenia "Le Parisien". Zamieszki miejskie zwane "powstaniem miast" w 2005 r. rozpoczęły się po śmierci nastolatków w wieku 17 i 15 lat, porażonych prądem w stacji tranzystorowej w Clichy-sous-Bois w departamencie Seine-Saint-Denis, w której schronili się przed policyjną kontrolą. Starcia młodzieży z policja trwały wówczas 3 tygodnie.
Zamieszki we Francji
Nahel M. został zastrzelony 27 czerwca przez policjanta podczas kontroli drogowej w Nanterre pod Paryżem. Na nagraniach opublikowanych w sieci widać, że policjant strzelił do nastolatka z bliska przez szybę samochodu od strony kierowcy. Jego śmierć wywołała we Francji falę zamieszek. Funkcjonariusz, który oddał śmiertelny strzał, przebywa w areszcie, prokuratura postawiła mu zarzut zabójstwa. Pogrzeb 17-latka odbył się w sobotę.
Źródło: PAP