W ciągu ostatnich dni aresztowano we Francji kilka tysięcy osób, więc nastąpiło w pewnym sensie osłabienie zasobów ludzkich tych najradykalniejszych grup - mówił w TVN24 Piotr Moszyński, korespondent "Gazety Wyborczej" odnosząc się do informacji władz, że ostatnia noc w kraju, gdzie trwają zamieszki po śmierci nastolatka zastrzelonego w czasie policyjnej interwencji, była spokojniejsza. Dziennikarz zauważył także, że w odpowiedzi na działania uczestników zamieszek, "nastąpiła też z drugiej strony naprawdę poważna radykalizacja opinii publicznej", która "żąda" przywrócenia porządku. - Władze muszą się z tym liczyć i ostatniej nocy najwyraźniej się już z tym liczyły - dodał.
Francuskie ministerstwo spraw wewnętrznych poinformowało w niedzielę rano, że ostatniej nocy rozruchów i walk z policją aresztowano we Francji ponad 700 osób. Drugiej nocy z rzędu trwających zamieszek w całym kraju zmobilizowano 45 tysięcy policjantów i żandarmów, z czego 7 tysięcy w samym Paryżu. Dodatkowe oddziały skierowano między innymi do Lyonu, Grenoble i Marsylii, w której w nocy z piątku na sobotę dochodziło do najpoważniejszych starć. Minister spraw wewnętrznych Gerald Darmanin przekazał na Twitterze, że dzięki zdecydowanej akcji sił porządkowych, ta noc była spokojniejsza.
O zamieszkach i o tym, co działo się ostatniej nocy mówił w niedzielę rano we "Wstajesz i weekend" w TVN24 korespondent "Gazety Wyborczej" Piotr Moszyński.
Zauważył, że uczestnicy zamieszek mieszczą się w w ogromnej przewadze przedziale wiekowym od 12 do 18 lat. Jak mówił, "doszło do zupełnego już oddzielenia pierwotnej przyczyny wybuchu tych rozruchów, czyli śmierci 17-latka z rąk policjanta, co wywołało oburzenie, które w pewnym sensie można by w początkowej fazie nawet nazwać słusznym". Dodał jednak, że "później to dosyć szybko przekształciło się w uogólnioną rebelię, wybuch frustracji, agresji, które sprowadzały się do niszczenia właściwie wszystkiego, co było w zasięgu wzroku wspomaganego rabowaniem sklepów". Zaznaczył, że doszło do zniszczeń "na dużą skalę, niespotykaną do tej pory we Francji".
"Nastąpiło osłabienie zasobów ludzkich tych najradykalniejszych grup"
- Trzeba powiedzieć, że ta ostatnia, piąta noc z rzędu rozruchów już przyniosła wydarzenia na mniejszą skalę niż były do tej pory - powiedział dziennikarz. Jego zdaniem, "zadziałały takie czynniki jak pobranie nauk z poprzedniej nocy przez siły porządkowe i władze". - One zorientowały się skąd mniej więcej przychodzą ci, nie wiem jak to nazwać, rebelianci, czy manifestanci, którzy wyrządzają najwięcej szkód, jaki jest ich profil społeczny. I w związku z tym lepsza była też organizacja reakcji władz i sił porządkowych na te wydarzenia - mówił.
- Poza tym nastąpiła rzecz, powiedzmy dosyć prosta, mianowicie w ciągu tych pięciu nocy, aresztowano kilka tysięcy osób. Sprawy wielu z nich są już w trakcie przygotowania do skierowania do sądów. Nie bardzo to już ich teraz zachęca do wychodzenia na ulice - wskazał. - Nastąpiło w pewnym sensie osłabienie zasobów ludzkich tych najradykalniejszych grup. W tej chwili wielu tych ludzi jest albo w aresztach albo owszem w domach, ale wiedzą, że jeżeli zostaną ponownie złapani, to będą już traktowani jak recydywiści, bo ich sprawy już są w drodze do sądów. To jest pierwsza sprawa - zauważył.
Moszyński: władze muszą liczyć się z opinią publiczną, która żąda radykalnych posunięć
- Druga jest taka, że w odpowiedzi na bardzo radykalne działania tych uczestników zamieszek, nastąpiła też z drugiej strony naprawdę poważna radykalizacja opinii publicznej. To znaczy, najnowsze sondaże wskazują, że żądania tego typu, jak wprowadzenie stanu wyjątkowego, czy wprowadzenie zasady, że nieletnich będzie się sądziło według takich samych zasad jak dorosłych, a więc, że będą grozić kary więzienia i to nie małe, sytuują się na poziomie 70 procent - powiedział Moszyński.
Zaznaczył, że "to już poważny poziom i można powiedzieć, że władze czują na plecach oddech opinii publicznej, która żąda jednak posunięć bardzo radykalnych w stosunku do tych wszystkich osób i zupełnie zwyczajnie jest powszechne żądanie przywrócenia porządku".
- Władze muszą się z tym liczyć i ostatniej nocy najwyraźniej się już z tym liczyły - dodał.
Źródło: TVN24, PAP