Francuski premier Manuel Valls ogłosił we wtorek, że za pomocą dekretu przeforsuje w parlamencie swoją flagową ustawę w sprawie liberalizacji gospodarczej. W ten sposób uniknął buntu krytyków w swej partii, ale wystawił rząd na wotum nieufności.
Celem pakietu, który m.in. zwiększa liczbę niedziel handlowych w roku, a także wprowadza deregulację niektórych sektorów, jest pobudzenie wzrostu gospodarczego i przekonanie Komisji Europejskiej, by dała władzom w Paryżu więcej czasu na uporządkowanie finansów publicznych zgodnie z zasadami UE.
Ważny projekt
W porównaniu ze standardami panującymi w wielu unijnych krajach te liberalizujące reformy są łagodne, ale we Francji wywołały one ostry sprzeciw kilkunastu deputowanych z rządzącej Partii Socjalistycznej. Nie było pewne, czy rząd utrzyma większość w parlamencie. Dlatego Valls skorzystał z artykułu konstytucji, by bez głosowania przepchnąć projekt ustawy. Rząd zrobił to po raz pierwszy od 2006 roku. Nie było pewne, czy projekt otrzyma poparcie większości parlamentarzystów, "więc postanowiłem nie ryzykować" - powiedział Valls kilka minut przed planowanym głosowaniem. - Nie mogłem ryzykować tego, że tak ważny dla naszej gospodarki plan zostanie odrzucony - dodał. - Nic nie sprawi, że się poddamy, nic nie sprawi, że się cofniemy. Wymaga tego francuski interes narodowy - zaznaczył szef rządu.
Będzie wotum nieufności?
Główna partia opozycyjna, konserwatywna Unia na rzecz Ruchu Ludowego (UMP), natychmiast zaproponowała wotum nieufności wobec rządu. Debata i głosowanie w tej sprawie odbędzie się w ciągu 48 godzin, najpewniej w czwartek. Jeśli rząd przetrwa głosowanie, dekret zostanie uznany za przyjęty. Według ekonomisty Dominique'a Barbeta rząd powinien otrzymać wotum zaufania. Ustawa "Na rzecz wzrostu, aktywności i równych szans gospodarczych" ogranicza biurokrację w wielu obszarach. Zwiększa z 5 do 12 liczbę niedziel w roku, gdy sklepy będą mogły być otwarte. Łagodzi przepisy dotyczące zwolnień grupowych, liberalizuje dalekobieżny transport autobusowy oraz wystawia zawody prawnicze na większą konkurencję, poddając przeglądowi stawki notariuszy czy komorników.
Co się zmieni?
Nowe przepisy przewidują też, że zagraniczni kierowcy pracujący we Francji będą musieli otrzymywać francuskie średnie wynagrodzenie netto, czyli 2595 euro, w porównaniu z 1290 euro na Węgrzech czy 1524 euro na Słowacji. Związki zawodowe nazywają to rewolucją w walce z dumpingiem socjalnym - pisze AFP. Agencja przypomina też, że projekt wiosną będzie musiał jeszcze zatwierdzić Senat. Według badań 60 proc. Francuzów popiera nowe przepisy. Są one odpowiedzią na żądania Komisji Europejskiej, która od dawna domaga się od Paryża m.in. deregulacji zamkniętych zawodów, by pobudzić gospodarkę. Jednak lewicowa frakcja w Partii Socjalistycznej postrzega projekt jako zbyt sprzyjający biznesowi. Przeciwko ustawie protestowały już związki zawodowe, a także notariusze, komornicy czy protokolanci. "To przyznanie się do słabości, zaprzeczenie demokracji i broń antyparlamentarna" - napisała na Twitterze deputowana Zielonych Emmanuelle Cosse, nawiązując do wykorzystania dekretu.
Będzie lepiej?
Przedstawiciele rządu liczą, że projekt, którego autorem jest nowy minister gospodarki, 37-letni były bankier Emmanuel Macron, pobudzi wzrost. Nie podają jednak dokładnych szacunków. Analityk Societe Generale Michel Martinez twierdzi, że tzw. ustawa Macrona to dobry krok w kierunku zmniejszania biurokracji, ale "nie zmieni ona oblicza Francji" i będzie miała ograniczony wpływ makroekonomiczny. Jego zdaniem doprowadzi jedynie do ok. 0,5-procentowego wzrostu PKB rocznie w ciągu 5-10 lat.
Autor: msz/gry / Źródło: PAP