Inspiracją dla polskiego eksperymentu gospodarczego, który realizuje premier Mateusz Morawiecki, jest teoria ekonomisty i antykapitalisty Thomasa Piketty’ego – pisze Bloomberg. Zdaniem agencji Prawo i Sprawiedliwość może się jednak za bardzo spieszyć z rozdawaniem owoców tej koniunktury, a "przebudzenie ze snu" może być bolesne.
Nieczęsto bankier (były prezes BZ WBK - red.), który został konserwatywnym politykiem, cytuje z aprobatą Piketty’ego, ale tak jest w przypadku Morawieckiego. Jego ekonomiczne credo, jak i rządzącej partii PiS, jest oparte na założeniu, że w Polsce należy zmienić model rozwoju, który obecnie opiera się na zagranicznych inwestycjach – wyjaśnia Bloomberg. Morawiecki cytuje ekonomistów Andreasa Noelkego i Arjana Vliegentharta, którzy dla modelu wschodnioeuropejskiej gospodarki ukuli definicję "wolnorynkowe gospodarki zależne". Premier powołuje się też na pojęcie "krajów będących w posiadaniu (podmiotów) zagranicznych", które pojawiło się w artykule Piketty’ego i Filipa Novokmeta, opublikowanym w ubiegłym roku – relacjonuje agencja.
"Wyprzedaliśmy część gospodarki"
- Jest to brutalna konstatacja, ale z drugiej strony to realistyczny obraz tego, co się zdarzyło przez ostatnie 25 lat – mówi Morawiecki, cytowany przez Bloomberga. – Wyprzedaliśmy sporą część naszej gospodarki". Pieniądze są wysysane z Polski w postaci "dywidend lub odsetek od kapitału, odsetek od kredytów, depozytów i rachunków bieżących" – mówi premier. Jak wyjaśnia Bloomberg, ta ostatnia teza jest kolejnym odniesieniem do Piketty'ego. "W ubiegłym miesiącu antykapitalistyczny ekonomista napisał o odpływie dochodów z Europy Wschodniej, omawiając je jako jeden z powodów ukrytych nierówności: gdy dochody wypływają z kraju, instrumenty pomiaru nierówności nie wyłapują wzrostu zamożności i dochodów" – pisze agencja. Według Morawieckiego odpływ pieniędzy netto wynosi rocznie od 70 do 80 mld złotych i dotyczy głównie sektorów gospodarki o dużej marży, takich jak bankowość, ubezpieczenia i nieruchomości, które są kontrolowane w 40-90 procentach przez podmioty zagraniczne. Zdaniem premiera zagraniczne inwestycje wprowadziły do polskiej gospodarki korzystny element konkurencyjności, ale powstało "za dużo presji konkurencyjnej wywieranej na społeczeństwo, biznes i przedsiębiorców" – cytuje Bloomberg szefa polskiego rządu.
Zwrot w gospodarce
Swoją misję Morawiecki definiuje jako powolny zwrot ku "gospodarce podmiotowej", co oznacza tymczasowe zaprzestanie prywatyzacji, preferowanie zadłużenia krajowego zamiast zagranicznego (odsetek polskiego długu będącego w posiadaniu zagranicznych inwestorów spadł z 60 proc. do 50 w ciągu ostatnich trzech lat) oraz poleganie na inwestycjach polskich firm państwowych. Przedsiębiorstwa prywatne są bowiem w Polsce za małe i nie są nastawione w wystarczającym stopniu na ekspansję. Polska gospodarka, wbrew ostrzeżeniom liberalnych ekonomistów, ma się dobrze; Morawiecki chwali się tym, że "po raz pierwszy od 30 lat, a może od 130 lat" Polska miała w 2017 roku korzystny bilans płatniczy na rachunku bieżącym (transakcje między firmami polskimi i zagranicznymi - red.) – relacjonuje Bloomberg. Jednak PiS może się za bardzo spieszyć z rozdawaniem owoców tej koniunktury oraz uzdrowienia gospodarki europejskiej, które napędziły popyt i obniżyły stopę bezrobocia – ocenia agencja.
Potrzebne oszczędności
Główny ekonomista banku Credit Agricole w Warszawie Jakub Borowski mówi w rozmowie z Bloombergiem, że program PiS doprowadził do wzrostu popytu rzędu 25 mld zł rocznie, ale zastrzega, że taka koncepcja rozwoju, napędzana krajowymi inwestycjami, wymaga zwiększenia stopy oszczędności, podczas gdy społeczna polityka PiS-u prowadzi do jej obniżenia. Problemem polskich gospodarstw jest to, że nie oszczędzają; a w modelu gospodarki opartym na krajowych inwestycjach to biznes i rząd muszą jakoś zrekompensować ten brak oszczędności – wyjaśnia Borowski. Tymczasem rząd wydaje pieniądze na programy społeczne, które nie redukują biedy w stopniu wystarczającym, by na przykład powstrzymać emigrację. Zdaniem Borowskiego rząd nie powinien był obniżać ponownie wieku emerytalnego, zwłaszcza że nie ma do dyspozycji innych źródeł oszczędności – pisze Bloomberg. Fundamentalną sprzecznością - zdaniem agencji - w programie PiS-u jest kontrast pomiędzy socjalistycznym odruchem, nakazującym wydawać pieniądze w okresie dobrej koniunktury, a nastawieniem na krajowe inwestycje i środki. "Diagnoza premiera – że coś trzeba zrobić, by zwiększyć konwergencję – jest poprawna, ale najpierw muszą być krew, pot i łzy" – ocenia Borowski.
Przebudzenie może być bolesne
Na domiar złego skłonność partii rządzącej do generowania konfliktów prowadzi do kolejnych problemów – pisze Bloomberg. Według niedawnego sondażu Narodowego Banku Polskiego menedżerowie narzekają na rosnące bariery, które utrudniają wzrost gospodarczy: brak wykwalifikowanych pracowników będący pochodną obniżenia wieku emerytalnego i niepewny klimat inwestycyjny – kontynuuje agencja. Ponadto bardzo znaczącym czynnikiem wzrostu gospodarczego w Polsce jest wykorzystanie środków unijnych. Tymczasem cały szereg konfliktów z Unią Europejską zainicjowanych przez PiS grozi uszczupleniem tych funduszy. Przebudzenie z polskiego słodkiego, gospodarczego snu może być bolesne – ostrzega Bloomberg. "Nie można winić Morawieckiego za wolę wypróbowania innego modelu wzrostu gospodarczego. (…) Ale może być za wcześnie na to, by przekuwać apele Piketty'ego o bardziej sprawiedliwy (podział) majątku i dystrybucję dochodów w działania podejmowane przez rząd" – konkluduje Bloomberg i przypomina, że gdy skończy się obecny, korzystny cykl ekonomiczny, kuszące może się okazać uznanie zmiany modelu gospodarczego za politykę, która zawiodła. "Morawiecki i jego rząd nie dają sobie wystarczających środków" na realizację celu.
Autor: //dap / Źródło: PAP