Rezygnacja ze zmiany czasu w Polsce może nas sporo kosztować i spowodować wiele problemów. Według Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, jej skutki odczują zarówno osoby prywatne, jak i firmy, które będą musiały wymienić stary i nienadający się do aktualizacji sprzęt. Autor ustawy znoszącej czas letni uspokaja.
Pomysł odejścia od zmiany czasu zgłosiło Polskie Stronnictwo Ludowe, a w środę podczas posiedzenia sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych nieoczekiwanie jednogłośnie poparli go posłowie wszystkich innych klubów.
Pomysł - jak wynika z sondaży - popiera także wielu zwykłych Polaków, choć nie każdy zdaje sobie sprawę, jak poważne może nieść za sobą konsekwencje. Bo zmiana czasu wiosną i jesienią, to już nie jest tak prosta operacja jak jeszcze czterdzieści lat temu, gdy w Polsce zadekretowano wprowadzenie czasu letniego. Wtedy wystarczyło cofnąć lub popchnąć wskazówki mechanicznych zegarów, lekko skorygować nocny rozkład jazdy pociągów dwa razy do roku i praktycznie były to jedyne reperkusje.
Dziś niemal wszędzie otaczają nas urządzenia sterowane procesorami. Większość automatycznie rozpoznaje datę i godzinę samoczynnie przestawia czas na letni w marcu, a na zimowy w październiku.
Proces automatyczny
Posiadacze smartfonów czy nowszych komputerów nie muszą się kłopotać zmianą. Systemy przestawiają czas samoczynnie, bo są tak zaprogramowane. Niestety programiści, którzy je stworzyli, nie przewidzieli, że cywilizacyjno-legislacyjna myśl polskich posłów, podważy obowiązujący od dziesięcioleci rytm co półrocznych zmian czasu.
Efekt może być taki, że Sejm formalnie zlikwiduje zmianę czasu, a komputery, telefony, systemy komputerowe w bankach i urządzenia sterowania ruchem na kolei mogą nadal samoczynnie zmieniać czas w swoich zegarach.
Jeżeli prawo o jednolitym czasie w Polsce zostanie uchwalone, oczywiście wszystkie instytucje będą musiały przeprogramować swoje systemy. Pytanie tylko czy zdążą przed październikiem przyszłego roku, ile to będzie kosztować i co z systemami, do których producenci nie przewidzieli już żadnych aktualizacji.
Czy odejście od zmiany czasu nie stanie się przypadkiem pluskwą milenijną bis? Siedemnaście lat temu ludzkość zupełnie serio obawiała się, że na przełomie wieków procesory rozpoznają rok dwutysięczny jako zerowy i dojdzie do poważnych zakłóceń. Wtedy na szczęście nie było katastrofy, ale też komputery rządziły mniejszą niż obecnie częścią rzeczywistości.
Ogromna skala, duże koszty
- Penetracja naszych systemów informatycznych w porównaniu do roku 2000 jest znacznie większa. Proponowane zmiany będą dotyczyły tak naprawdę każdego obywatela i każdej instytucji - twierdzi Wiesław Paluszyński, wiceprezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. - To jest naprawdę ogromna skala. Począwszy od zegarków, smartfonów, komputerów, a zakończywszy na skomplikowanych urządzeniach takich jak chociażby sterowniki przemysłowe na rurociągach. Przykłady można wymieniać w nieskończoność. Każdy system informatyczny korzysta z czasu, który w większości przypadków zmienia się automatycznie - wylicza ekspert.
Według Paluszyńskiego, jedynym rozwiązaniem aby uniknąć problemów z funkcjonowaniem sprzętów będzie aktualizacja ich oprogramowania lub całkowita wymiana, albo sprzętu albo software'u.
- Zastanówmy się, kto to przeprowadzi. Co będzie ze starszymi urządzeniami, które dawno straciły wsparcie producenta? Wiemy, że są chociażby wersje systemu Windows, które nie są już wspierane w zakresie aktualizacji, a korzysta z nich na przykład policja. Takie komputery nadawać się będą na śmietnik - zauważa wiceprezes PIIiT
Nieznane konsekwencje - ostrzegają eksperci
I dodaje, że nie sposób przewidzieć tego, jak zachowałyby się niezaktualizowane urządzenia. - Konsekwencje mogą być dowolne, bo będzie kolizja czasu. Trzeba zastanowić się i sprawdzić na co ma on wpływ. Co jeśli pociąg będzie miał inną synchronizację, niż na przykład rogatki? Jak zadziałają systemy telekomunikacyjne, bankowe i informatyczne? - mnoży wątpliwości Paluszyński.
Przystosowanie do zmian wszystkich urządzeń, to działania bardzo czasochłonne i kosztowne. Zdaniem specjalistów należy to policzyć i oszacować zanim przystąpi się do jakichkolwiek zmian w prawie.
- Trzeba będzie to wszystko zinwentaryzować, policzyć, sprawdzić, co można zrobić. Koszty dla ludzi będą monstrualne. Weźmy za przykład samochody, gdzie cena aktualizacji chociażby nawigacji jest wysoka. Wątpię, że producenci zrobią ogromną darmową akcję serwisową - zaznacza ekspert izby.
Nie przesadzajmy - uspokaja poseł
Innego zdania niż ekspert z Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, jest współautor projektu, były minister rozwoju wsi Marek Sawicki. Powołuje się na ustalenia własnych ekspertów, a konieczność odejścia od zmiany czasu uzasadnia sondażami.
- Nie przesadzajmy. To czy czas się zmienia to jest kwestia zarządzającego głównym serwerem, a nie konkretnego urządzenia. Przekraczamy granicę i telefon się automatycznie przestawia. My mamy dużo specjalistów z którymi konsultowaliśmy ten projekt. Ważniejszą kwestią są tutaj ludzie. Według sondaży 70 procent osób nie chce zmiany czasu - podsumował Sawicki.
Poselskie projekty ustaw procedowane są w uproszczony trybie. W odróżnieniu od rządowych, nie wymaga się od nich sporządzanie profesjonalnych tzw. ocen skutków regulacji. Wiele więc wskazuje na to, że poselskie poczucie potrzeby odejścia od zmiany czasu zweryfikuje samo życie.
Autor: md/jp / Źródło: tvn24bis.pl