Rząd postanowił, że w weekendy bramki na prowadzącej nad morze autostradzie A1 (odcinek Gdańsk-Toruń) znów będą zamknięte - pisze "Gazeta Wyborcza". Skąd ta zmiana? Po pierwsze budżet na otwartych bramkach tracił dużo pieniędzy - w ub. roku nawet 50 mln zł. Po drugie, kierowcy niewiele zyskiwali, bo i tak stali w korkach - z tym że już nie na autostradzie, tylko na trójmiejskiej obwodnicy i drogach prowadzących nad morze.
Po raz pierwszy od dwóch lat bramki na autostradzie A1 nie będą otwarte w wakacyjne weekendy. Oznacza to, że kierowcy znów staną w korkach przed wyjazdem z autostrady.
Jak podkreśla "GW" ta decyzja z pewnością wzburzy wielu kierowców, ale wydaje się odpowiednio uzasadniona.
Niewiele się zmieniło
Bramki na autostradzie A1 na odcinku Toruń - Gdańsk po raz pierwszy otwarto w sierpniu 2014 roku po narzekaniach kierowców, którzy w każdy letni weekend stali przed bramkami w gigantycznych korkach. "Otwarcie bramek nie usunęło jednak problemu z korkami, bo kierowcy już wcześniej tracili czas nie tylko przed bramkami, ale też (a może przede wszystkim) za nimi. W efekcie przejazd potoku aut przez bramki bez zatrzymywania spiętrzał ruch na innych drogach prowadzących nad morze" - czytamy w dzienniku. Chodzi m.in. o obwodnicę Trójmiasta, ale także drogi prowadzące do nadmorskich miejscowości: Pucka czy Władysławowa. W efekcie czas przejazdu sprzed bramek A1 na półwysep - około 4-5 godz. - wcale się nie zmienił. Ponadto, na otwartych bramkach cierpiał budżet państwa. W 2014 r. straty wyniosły 20 mln zł, a w 2015 r. na pokrycie braku wpływów z opłat w Krajowym Funduszu Drogowym rząd PO i PSL wydał już ok. 50 mln zł.
Autor: ToL//bgr / Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN