Jest gorzej niż źle – tak o sytuacji Poczty Polskiej mówi Robert Czyż ze Związku Zawodowego Pracowników Poczty Polskiej. Zdaniem Bogumiła Nowickiego z NSZZ Solidarność Pracowników Poczty Polskiej, spółka "balansuje na granicy możliwości wykonywania usług". Co dalej z jednym z największych pracodawców w Polsce? Materiał programu "Polska i Świat".
Jak wygląda sytuacja w Poczcie Polskiej? - Mogę śmiało powiedzieć, że jest gorzej niż źle – ocenił Robert Czyż ze Związku Zawodowego Pracowników Poczty Polskiej.
"Sytuacja Poczty Polskiej jest dramatyczna, może tragiczna"
Mateusz Hołodecki, kierownik Laboratorium Rynku Pocztowego CARS, określił, że "sytuacja Poczty Polskiej jest dramatyczna, może tragiczna".
Jak zaznaczył Bogumił Nowicki z NSZZ Solidarność Pracowników Poczty Polskiej, "brakuje nam pracowników, stąd spada jakość usług".
"Rzeczpospolita" pisze, opierając się na nieoficjalnych informacjach, że strata Poczty Polskiej za ubiegły rok ma wynieść astronomiczne 700 milionów złotych. Wśród pracowników były obawy, że 10 stycznia nie zobaczą wypłat na swoich kontach.
- W czwartym kwartale ubiegłego roku spółka sprzedała, niektórzy nazywają to perełką, działkę w Warszawie przy ulicy Chmielnej. Według doniesień medialnych za około 150 milionów złotych, więc te pieniądze na wypłatę w styczniu się znalazły – wyjaśnił Robert Czyż.
Pocztowcy wysyłają sygnał SOS
Mniej więcej 80 proc., czyli około 50 tysięcy pracowników poczty zarabia pensję minimalną. Choć w umowach o pracę, jak twierdzą, nawet tego nie mają.
- Wynagrodzenie zasadnicze, które mają na swoich umowach o pracę, czy też stawka rekrutacyjna, jeżeli ktoś chciałby się zatrudnić na listonosza, to proponowane wynagrodzenie jest w kwocie 4023 zł. Czyli o 219 zł mniej niż wynosi minimalne wynagrodzenie w Polsce (4242 zł - red.). Te pozostałe 219 zł są pracownikowi dodawane albo dodatkiem wyrównawczym albo w ramach premii – doprecyzował Robert Czyż.
Pocztowcy wysyłają sygnał SOS. Mówią, że statek o nazwie Poczta Polska powoli tonie. Bez natychmiastowej naprawy i odważnych decyzji niedługo nie będzie czego ratować.
- Poczta jest w stanie z tego dołka wyjść, dlatego, że na tym rynku da się zarabiać. Pokazują to konkurenci Poczty Polskiej i rynek europejski. Natomiast jak w każdym biznesie dochodzimy do takiego miejsca, gdzie ten odwrót nie będzie możliwy. Czasu jest coraz mniej – zauważył Mateusz Hołodecki.
Spółka liczy na państwową kroplówkę
W przesłanej TVN24 wiadomości Poczta Polska pisze: "Pomimo trudnej sytuacji finansowej wynikającej z nieotrzymania rekompensaty z tytułu świadczenia nierentownej usługi powszechnej wszelkie zobowiązania są regulowane na bieżąco. Wypłaty wynagrodzeń nie są zagrożone. Pracownicy otrzymują pieniądze na czas".
Poczta Polska czeka na państwową kroplówkę w postaci rekompensaty za nierentowne usługi, które musi realizować, choć się kompletnie nie opłacają, ale wymagają tego przepisy.
- 80 procent naszych placówek to są placówki nierentowne. Gdyby to była rzeczywiście spółka prawa handlowego, na którą nie nałożone byłyby obowiązki obsługi obywateli w całym kraju, to wtedy wiadomo, że te placówki byłyby zamknięte. Problem wyglądałby zupełnie inaczej – stwierdził Bogumił Nowicki.
Żeby do Poczty Polskiej popłynęło państwowe wsparcie, zielone światło musi dać Komisja Europejska. Wniosek leży w Brukseli od roku. Chodzi o 700 milionów złotych za lata 2021 i 2022.
- Poczta francuska, która notyfikowała o taką zgodę, oczekiwała trochę ponad dwa lata – przypomniał Mateusz Hołodecki.
Poczta Polska tyle czasu nie ma, pracownicy odchodzą. Brakuje nie tylko listonoszy, ale też osób obsługujących klientów w okienkach. Do pozostania w pracy na pewno nie zachęca ich fakt, że nie otrzymali obiecanej premii za pracę w intensywnym okresie przedświątecznym, a obowiązków cały czas przybywa.
Bogumił Nowicki wytłumaczył, że "balansujemy na granicy możliwości wykonywania usług". - Natomiast gdyby doszło do sytuacji takiej, że pracownicy nie dostaliby pieniędzy, to oczywiście w potężnej grupie, dość szybko i łatwo z firmy by się oddalili. Wtedy zapaść, jeśli chodzi o obsługę rynku pocztowego w kraju, byłaby niewyobrażalna – dodał.
"Była traktowana jako ordynarny łup polityczny"
Obecnie Pocztą Polską kieruje zarząd powołany przez Jacka Sasina, byłego ministra aktywów państwowych.
- Tam jest wszystko. Mydło, widło i powidło. Jeden wielki miszmasz. Zrobili z tego naprawdę kabaretowy wystrój. Każdy się zastanawia, co oni z tą firmą, z takim potencjałem, z taką tradycją i historią zrobili - ocenił poseł Dariusz Joński (KO).
Krzysztof Kwiatkowski, senator niezależny, jest zdania, że "Poczta Polska była traktowana jako ordynarny łup polityczny i przystań dla wielu działaczy polityków Prawa i Sprawiedliwości za sute pieniądze".
Katarzyna Ueberhan z Nowej Lewicy zaznaczyła, że "trzeba przywrócić funkcję Poczty Polskiej taką, jaką tak naprawdę powinna pełnić". - Przecież to nie jest ani kwiaciarnia, ani sklep z gadżetami czy z zabawkami - dodała.
Pomysł na ratowanie Poczty Polskiej. "Tego się nie da przeskoczyć"
Nowe kierownictwo ministerstwa nie odpowiedziało na nasze pytania o pomysł na ratowanie poczty. Zdaniem ekspertów kierunek jest jeden.
- Biznes pocztowy związany z doręczaniem listów czy paczek, oparty jest na ludziach. Żeby to zrobić sprawnie i szybko, potrzebni są pracownicy. Tego się nie da przeskoczyć. To nie jest jak w telekomunikacji, gdzie za ten biznes zrobią maszyny. To muszą zrobić ludzie - powiedział Mateusz Hołodecki.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN