Mięso z nielegalnego uboju krów w polskich rzeźniach trafiło do 14 krajów Unii Europejskiej, w tym Polski - poinformowała w piątek na konferencji prasowej rzeczniczka Komisji Europejskiej Anca Paduraru.
"Superwizjer" TVN ujawnił kwitnący w Polsce rynek obrotu chorym i martwym bydłem. Jeden z dziennikarzy zatrudnił się w ubojni, do której trafiało chore bydło.
Materiał wywołał falę reakcji w całej Europie. Dziś rzeczniczka Komisji Europejskiej Anca Paduraru poinformowała, że mięso z nielegalnego uboju krów w polskich rzeźniach trafiło do 14 krajów Unii. Oprócz Polski są to: Czechy, Estonia, Finlandia, Francja, Węgry, Litwa, Łotwa, Portugalia, Rumunia, Hiszpania, Szwecja, Niemcy i Słowacja. Przypomnijmy, że początkowo mówiono o 10 krajach.
Paduraru podkreśliła, że trwa weryfikacja tego, gdzie mogło trafić mięso z nielegalnego uboju, więc ta lista może się jeszcze zmienić.
Rzeczniczka wskazała także, że KE pozostaje w bliskim kontakcie z polskimi władzami, a sprawa jest badana. W poniedziałek do Polski przylecą inspektorzy KE, aby zbadać sprawę nielegalnego uboju krów.
Polska wołowina w szkołach na Słowacji
W czwartek do sprawy odniósł się szef słowackiej służby weterynaryjnej Jozef Biresz. Jak powiedział, dostawy wołowiny z chorego bydła otrzymały trzy przetwórnie we wschodniej części kraju i że jedna z nich nie ma licencji. Dodał, że trudno stwierdzić, czy przetwórnie importowały tę wołowinę ze względu na cenę, ale że z pewnością nie kierowały się jakością ani bezpieczeństwem.
Agencja TASR poinformowała, że Biresz przekazał te informacje władzom słowackiej służby zdrowia, która je obecnie analizuje. Biresz powiedział, że bardzo go niepokoi, iż to mięso trafiło do spożycia i że jadły je także dzieci, bo mięso trafiło m.in. do szkół. Agencja podała, że słowacki resort rolnictwa rozpoczął inspekcje zaraz po wybuchu skandalu. Minister rolnictwa Gabriela Mateczna oświadczyła, że słuszne było zainicjowanie kontroli "mimo faktu, że polskie władze twierdziły, iż ta wołowina nie była eksportowana do państw UE".
Kolejne kraje badają polskie mięso
Prawie 800 kilogramów mięsa z chorych krów z Polski znaleziono z kolei we Francji. - Służby sanitarne znalazły je w dziewięciu firmach sektora rolno-spożywczego we Francji - poinformował minister rolnictwa i gospodarki żywnościowej Didier Guillaume.
W sumie "150 kg mięsa zostało zabrane" z tych "oszukanych" francuskich firm - powiedział minister w wywiadzie dla francuskiej telewizji informacyjnej CNews. "Myślę, że w ciągu dnia dowiemy się, gdzie jesteśmy", jeśli chodzi o pozostałe 650 kg. - Rozpoznawanie produktów, które trafiają do Francji, działa całkiem dobrze - zapewniał Guillaume. - Nie wiemy, czy weszły one do handlu, czy pozostały w chłodniach - dodał. Minister podkreślił, że jest "to straszne oszustwo, oszustwo gospodarcze, oszustwo zdrowotne w polskiej rzeźni". - Dowiedzieliśmy się o tym przedwczoraj wieczorem i oddelegowaliśmy do tej sprawy wszystkie nasze zespoły - zaznaczył.
Na Słowenii w Kebabach
Mięso chorych krów z Polski trafiło również do Słowenii. - Badana jest część kebabów, które dotarły do Słowenii przez Niemcy - poinformowała Andreja Bizjak, dyrektor inspektoratu ds. bezpieczeństwa żywności, którą cytuje słoweńska agencja STA. Urzędniczka nie sprecyzowała pod kątem jakich chorób mięso jest badane. Potwierdzono jednak, że trafiło ono do Słowenii z Niemiec już w formie przetworzonej jako mięso do kebabów.
Także w Polsce
W czwartek Główny Lekarz Weterynarii Paweł Niemczuk poinformował, że mięso z nielegalnego uboju trafiło także do ponad 20 punktów w Polsce. Jest ono obecnie wycofywane; mięso, które jest w sklepach, jest bezpieczne.
Na prośbę Komisji Europejskiej Polska uruchomiła 29 stycznia system szybkiego ostrzegania dotyczący żywności i paszy oraz poinformowała państwa członkowskie o wydarzeniach. System ten pozwala na śledzenie transportu mięsa i wycofywanie go z obrotu. Polskie władze poinformowały też Komisję, że rzeźnia została zamknięta.
Minister rolnictwa i rozwoju wsi Jan Krzysztof Ardanowski, który w środę był gościem radiowej Jedynki, zapytany o reportaż "Superwizjera", odpowiedział, że "mamy kłopot, bo to przypadek incydentalny, ale niewątpliwie psuje wizerunek polskiej żywności".
Według szefa resortu rolnictwa takie przypadki muszą być "gorącym żelazem wypalone". - Dlatego sprawą zajmuje się policja i prokuratura, zakład został zamknięty, mięso będzie wycofane, taką decyzję podjął główny lekarz weterynarii - wyjaśniał. Minister uprzedził, że jeżeli gdziekolwiek w Polsce podobna sytuacja miałaby miejsce, to będą wyciągane "konsekwencje dramatyczne", łącznie z zamknięciem zakładu i karnymi konsekwencjami wobec wszystkich, którzy w całym procederze będą brali udział. Chodzi, jak zaznaczył, nie tylko o właścicieli czy pracowników, ale też rolników, "którzy zdychające zwierzęta gdzieś próbują jeszcze ulokować". - Tu nie może być pobłażania, to nie jest problem tego jednego zakładu, to jest problem wizerunku Polski na świecie - wskazał.
Autor: mb//bgr / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN