Budowlani w 2018 roku mogą mieć pełne ręce roboty, ponieważ przyśpieszyć mają inwestycje. Tymczasem branża mocno narzeka na rosnące koszty zatrudnienia, ceny materiałów i usług podwykonawców. Nie wszyscy mogą podołać wyzwaniu. Będą upadki firm, ale nie kryzys – przekonują eksperci.
Ten rok dla branży budowlanej będzie wyzwaniem. Przyspieszyć mają uśpione długo inwestycje. Na dobre rozkręcą się przede wszystkim projekty infrastrukturalne finansowane z funduszy unijnych, więcej wydawać będą też samorządy. A to oznacza, że budowlani mogą mieć pełne ręce roboty, bo kolejne projekty będą się kumulować. Nie brakuje nawet opinii, że firmy budowlane mogą "zadławić się" od nadmiaru inwestycji. Branża już teraz potyka się o kolejne przeszkody – rosną pensję, a i tak brakuje rąk do pracy. Firmy muszą głębiej sięgać też do kieszeni, żeby opłacić zakup materiałów i transport.
Największa presja płacowa
Presja płacowa jest kolosalna - takie głosy z branży słychać już przynajmniej od jesieni. W październikowej analizie sytuacji sektora przedsiębiorstw, cyklicznie przygotowywanej przez Narodowy Bank Polski, czytamy m.in., że właśnie w budownictwie pracownicy najmocniej naciskają na podwyżki. Do tego rozwój firm mogą zaburzyć "większe niż w innych branżach trudności z pozyskaniem pracowników, które mogą się dalej nasilać ze względu na nadchodzące spiętrzenie inwestycji infrastrukturalnych".
Dariusz Blocher, prezes zarządu Budimeksu, jednego z liderów rynku budowlanego, komentując wyniki grupy po trzech kwartałach 2017 roku zapowiedział, że "ze względu na coraz trudniejszą sytuację na rynku – wzrost kosztów zatrudnienia, niedobór pracowników, rosnące ceny materiałów i usług podwykonawców" firma będzie ostrożnie podchodzić do nowych przetargów.
Budimex planuje w 2018 roku zatrudnić tysiąc nowych pracowników, ale prezes przyznaje, że firmie ciężko będzie utrzymać poziom zyskowności podobny do wypracowanego przez trzy pierwsze kwartały 2017 roku. Grupa miała na koniec września o 11 proc. wyższą rok do roku sprzedaż i wynik netto na poziomie 337 milionów złotych.
Wydaje się, że wykorzystaliśmy już wszelkie proste rezerwy w zakresie pozyskiwania pracowników na lokalnym rynku, niezależnie od tego, ile chcielibyśmy zapłacić Tomasz Starus
Budimex to tylko przykład. - Rosną obroty, a maleją marże, właśnie z powodów wzrostu kosztów robocizny czy zakupu materiałów. Skoro nie byliśmy w stanie zbudować rynku w sytuacji kiedy dochodzimy do szczytu koniunktury, to kiedy ta osłabnie, firmom będzie trudniej – mówi Jan Styliński, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
Z grudniowych danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że poprawę koniunktury sygnalizuje 11,9 proc. przedsiębiorstw budowlanych, a jej pogorszenie – 18,5 proc. Przed miesiącem było to odpowiednio 14,4 proc. i 16,3 proc. Generalnie firmy budowlane w ostatnim miesiącu 2017 roku oceniły koniunkturę bardziej pesymistycznie niż w listopadzie, ale lepiej niż w grudniu ostatnich ośmiu lat.
Gorszą końcówkę roku w odczuciach firm zanotowali też Pracodawcy RP w swoim cyklicznym badaniu optymizmu przedsiębiorców. Firmy budowlane są najmniej optymistyczne ze wszystkich ankietowanych.
- Rok 2018 będzie trudnym czasem dla branży – uważa Jan Styliński.
– Wydaje się, że wykorzystaliśmy już wszelkie proste rezerwy w zakresie pozyskiwania pracowników na lokalnym rynku niezależnie od tego, ile chcielibyśmy zapłacić. Stąd apele przedsiębiorców o pomoc państwa w zapewnieniu dopływu względnie taniej i odpowiednio wykwalifikowanej siły roboczej z bardzo odległych nawet krajów. Z pewnością zatem taniej w tym zakresie nie będzie, będzie za to trudniej, co wpływać będzie nie tylko na sam koszt wykonywania kontraktów, ale wręcz na możliwość ich terminowego wykonania – mówi nam Tomasz Starus, członek zarządu ds. oceny ryzyka w Euler Hermes.
Co z przetargami?
Wątkowi przetargów przyjrzeli się ekonomiści BZ WBK. Poddali analizie przetargi rozpisane przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad we wrześniu i październiku. Wśród zakończonych przetargów na ok. 170 mln złotych, tylko 26 proc. (na 44 mln zł) zakończyło się przyznaniem kontraktów.
"W innych przypadkach przetargi zostały anulowane ze względu na brak oferentów lub przekroczenie budżetu. W wielu sytuacjach najniższa oferta była nawet dwukrotnie wyższa od budżetu" – czytamy w "Makroskopie", w którym ekonomiści banku kreślą perspektywy na 2018 rok.
Po dodaniu przetargów niezakończonych, ale bliskich końca, ich łączna wartość rośnie do 310 mln złotych, a udział pozytywnie zakończonych postępowań do 47 proc. Tyle tylko, że to sporo mniej niż w analogicznym okresie 2016 roku, kiedy to aż 75 proc. przetargów kończyło się sukcesem.
Branża budowlana w 2018 roku
Branża ma za sobą udany rok. Z ostatnich badań GUS wynika m.in., że w listopadzie produkcja budowlano-montażowa (w cenach stałych) była aż o 19,8 proc. wyższa niż przed rokiem.
"W 2017 roku budownictwo było kołem zamachowym PKB, z dwucyfrowym wzrostem produkcji i wkładem ok. 1 pkt. proc. do wzrostu wartości dodanej. Szybki wzrost był jednak pochodną bardzo niskiej bazy i załamania w tym sektorze w 2016 roku. Naszym zdaniem 2018 rok nie będzie już tak mocny i budowlanka zwolni ze względu na wyczerpanie możliwości produkcyjnych" – piszą eksperci BZ WBK. Ich zdaniem wzrost produkcji budowlanej i inwestycji w budowle pod koniec roku znacznie spowolni - do ok. 5 procent.
Będą upadki firm budowlanych?
Niewykluczone, że w 2018 roku będziemy świadkami upadków firm budowlanych, ale eksperci przewidują, że taka sytuacja może mieć miejsce w przypadku mniejszych podmiotów, świadczących swoje usługi jako podwykonawcy. Tomasz Starus z Euler Hermes uważa, że nie grozi nam powtórka kryzysu w budowlance z 2012 roku.
- Wtedy upadło wiele naprawdę dużych podmiotów, kompletnie zaskoczonych woltą wykonaną przez państwo w zakresie trybu i tempa rozliczania kontraktów, akceptowania aneksów na roboty dodatkowe, zmianę kosztów – mówi nam Starus. – Obecnie przynajmniej część największych graczy na rynku dużo lepiej jest przystosowana do współpracy z publicznymi zamawiającymi, a i strona publiczna wykonała wiele pracy, by dostosować swoje działania do realiów rynku – dodaje.
Jego zdaniem problem z przetrwaniem mogą mieć mniejsi gracze, którzy nie mają wystarczająco dużej poduszki finansowej oraz dużego i stabilnego strumienia finansowania.
- Nie będziemy świadkami upadku firm budowlanych na skalę masową – uważa z kolei Jan Styliński z Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
Kłopot może pojawić się za kilka lat, kiedy skończą się duże projekty infrastrukturalne i wyschnie strumień pieniędzy z Unii Europejskiej. Wtedy na rynku może zrobić się "za ciasno".
Autor: Maciej Stańczyk / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock