W czwartek po południu za jedno euro trzeba zapłacić prawie 4,62 złotego. W ocenie analityka Banku Millennium Mateusza Sutowicza w najbliższym czasie kurs EUR/PLN może próbować przebić ubiegłoroczne szczyty w okolicy 4,64. Drożeje także dolar amerykański.
- W czwartek złoty wyraźnie traci na wartości. EUR/PLN wyznaczył nowe tegoroczne maksimum na 4,6280, a do pandemicznych szczytów z końca grudnia ubiegłego roku brakuje około 2 groszy. Idziemy w kierunku 4,64 i trzeba przyznać, biorąc pod uwagę to, co dzieje się na rynku, że możemy ten poziom przekroczyć – powiedział Mateusz Sutowicz.
Analityk zauważył, że na przestrzeni ostatnich siedmiu dni złoty tracił na wartości mocniej od innym walut krajów rozwijających się, przy czym różnica między nimi była niewielka.
- Osłabiają się niemal wszystkie waluty Europy Środkowej i Wschodniej, co pozwala sądzić, że jest to trend globalny. To, co może w niewielkim stopniu powodować, że złoty traci nieco mocniej, jest sytuacja pandemiczna. Z drugiej strony waluta czeska, gdzie sytuacja jest nawet gorsza niż u nas, traci mniej. O tym może decydować kolejny czynnik, czyli inne podejście banku centralnego. Tam zapowiedziano, że w tym roku możliwe są podwyżki stóp – ocenił.
W środę poinformowano o przesunięciu posiedzenia Izby Cywilnej Sądu Najwyższego w sprawie kredytów frankowych z 25 marca na 13 kwietnia. Sutowicz nie wiąże jednak osłabienia złotego z tą informacją.
Zdaniem Przemysława Kwietnia, głównego ekonomisty XTB, spory wpływ na sytuacje walut z Europy kontynentalnej ma powolne tempo szczepień – niższe niż w Wielkiej Brytanii czy USA. Jak tłumaczył w rozmowie z TVN24 Biznes, ten czynnik może mieć znaczenie dla analityków i być prognostykiem mówiącym, kiedy zaczną otwierać się gospodarki.
W czwartek około godz. 17.40 za jedno euro trzeba było zapłacić nieco prawie 4,62 zł, za dolara amerykańskiego – 3,87 zł, franka szwajcarskiego – 4,17 zł, a funta brytyjskiego – ok. 5,40 zł.
"Dodatkowy czynnik wpływający na inflację"
W połowie grudnia ubiegłego roku NBP interweniował na rynku walutowym. Była to pierwsza taka interwencja od 9 kwietnia 2010 roku. - Celem rozpoczętych w grudniu interwencji było ograniczenie presji na aprecjację złotego i wzmocnienie oddziaływania poluzowania polityki pieniężnej NBP na gospodarkę, której dokonaliśmy – tłumaczył na początku lutego Adam Glapiński, prezes banku centralnego.
Wcześniej szef NBP mówił, że to, że sytuacja polskich eksporterów jest dobra, nie oznacza, że nie może się pogorszyć. - Coś takiego nam właśnie groziło, nasza interwencja była skierowana na to, żeby nie nastąpił gwałtowny proces aprecjacji złotego, i cel został osiągnięty – powiedział Glapiński. Dodał, że działania banku centralnego były podyktowane skutkami szoku pandemicznego.
W ocenie publicysty ekonomicznego Kazimierza Krupy osłabienie złotego może być jednak "dodatkowym czynnikiem wpływającym na inflację".
- Oczywiście krótkookresowo, wiadomo, Polska eksportem stoi i ten eksport jest ważnym czynnikiem naszego wzrostu PKB i ten wzrost będzie, bo przedsiębiorstwa eksportujące będą miały rzeczywiście większe zyski. Natomiast import jest też istotny dla każdego Polaka – zwrócił uwagę w rozmowie z TVN24 BiS.
Źródło: TVN24 Biznes, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shuttertock