W środę wieczorem za jedno euro trzeba było prawie 4,61 złotego. Coraz droższy jest także dolar amerykański. Zdaniem Bartosza Sawickiego, analityka Cinkciarz.pl "złoty przypomina boksera, który otrzymał potężny cios i zamiast przejść do kontrataku jest oparty o liny i tylko wyczekuje na gong".
W środę po godzinie 18 za jedno euro trzeba było zapłacić ok. 4,61 zł, za dolara amerykańskiego - 3,87 zł, franka szwajcarskiego - 4,17 zł, a funta brytyjskiego - prawie 5,37 zł.
"Z każdej strony mamy negatywne czynniki"
Bartosz Sawicki zwracał uwagę w TVN24 BiS, że "z każdej strony mamy negatywne czynniki". - Bo z jednej strony jest to globalna sytuacja, niesprzyjająca rynkom wschodzącym, czyli te obligacje skarbowe wyprzedawane z największą siłą od ośmiu lat. Z drugiej strony sytuacja w regionie, gdzie niestety tragiczne żniwo zbiera trzecia fala pandemii – tłumaczył.
- Do tego czynniki lokalne, czyli z jednej strony Narodowy Bank Polski, który dzisiaj dobitnie pokazał, że jest najbardziej łagodnie usposobionym bankiem centralnym w regionie i zbliżający się wyrok w sprawie kredytów frankowych – wyjaśnił analityk.
W ocenie Sawickiego "kolejne miesiące dla polskiej waluty będą już lepsze, bo fundamenty są cały czas dobre" - Ale te fundamenty w tej chwili są kompletnie przesłonięte przez przejściowe, ale bardzo negatywne czynniki, które nie pozwalają inwestorom pozytywniej spojrzeć na złotego – zaznaczył.
Ekonomista BNP Paribas Wojciech Stępień w rozmowie z PAP zauważył, że "informacja o nowych obostrzeniach nie wywołała specjalnej reakcji na notowaniach złotego". - Już wcześniej od rana było widać osłabienie, przy którym ważniejsze mogły być aspekty techniczne jak na przykład przebicie psychologicznego poziomu 4,60 zł za euro. Z jednej strony 3-tygodniowy lockdown może w jakimś stopniu przełożyć się na wzrost gospodarczy, jednak w szerszym kontekście kończący się kwartał i kolejny nadal pokażą poprawę – powiedział Stępień.
Zdaniem ekonomisty kurs EUR/PLN może "testować lub nawet przebić szczyty z końca grudnia w okolicy 4,64".
"Dodatkowy czynnik wpływający na inflację"
W połowie grudnia ubiegłego roku NBP interweniował na rynku walutowym. Była to pierwsza taka interwencja od 9 kwietnia 2010 roku. - Celem rozpoczętych w grudniu interwencji było ograniczenie presji na aprecjację złotego i wzmocnienie oddziaływania poluzowania polityki pieniężnej NBP na gospodarkę, której dokonaliśmy – tłumaczył na początku lutego Adam Glapiński, prezes banku centralnego.
Wcześniej szef NBP mówił, że to, że sytuacja polskich eksporterów jest dobra, nie oznacza, że nie może się pogorszyć. - Coś takiego nam właśnie groziło, nasza interwencja była skierowana na to, żeby nie nastąpił gwałtowny proces aprecjacji złotego, i cel został osiągnięty – powiedział Glapiński. Dodał, że działania banku centralnego były podyktowane skutkami szoku pandemicznego.
W ocenie publicysty ekonomicznego Kazimierza Krupy osłabienie złotego może być jednak "dodatkowym czynnikiem wpływającym na inflację".
- Oczywiście krótkookresowo, wiadomo, Polska eksportem stoi i ten eksport jest ważnym czynnikiem naszego wzrostu PKB i ten wzrost będzie, bo przedsiębiorstwa eksportujące będą miały rzeczywiście większe zyski. Natomiast import jest też istotny dla każdego Polaka – zwrócił uwagę w rozmowie z TVN24 BiS.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock