Związkowcy protestowali przeciw zmianom w kodeksie pracy. - Rozum wam odebrało! Jeśli zakażecie demonstracji, to nie będzie legalnych strajków, ale będą lincze i płonące budynki. I to wy będziecie ofiarami – ostrzegał rząd lider Sierpnia ‘80 Bogusław Ziętek. Ulicami stolicy przeszło w piątek kilka demonstracji, m.in. górników i stoczniowców.
Związkowcy, głównie z Sierpnia '80 ale i "Solidarności", zatrzymali się na dłużej pod Kancelarią Premiera. Płomienną przemowę wygłosił Ziętek. - Nie ma żadnej różnicy między tym rządem, a tym, który odszedł. I tamten i ten dialog prowadził z nami zza pleców uzbrojonych policjantów - mówił Ziętek. Gmach kancelarii, tak jak inne budynki publiczne, pod którymi demonstrowano, był ogrodzony barierami i obstawiony policjantami.
Lider związku ubolewał nad brakiem dialogu społecznego. - Nie da się rządzić, rozmawiając ze społeczeństwem tylko z ekranu telewizyjnego, nie da się ciągle omijać problemów społecznych i slalomem przechodzić od jednego gładkiego zdania do drugiego. Kiedyś rzeczywistość przyjdzie pod te drzwi, wyważy je i wyciągnie tych, którzy obiecywali społeczeństwu cud, a chcą im zafundować nędzę, ubóstwo i upokorzenie – przemawiał.
"Nie będzie strajków, zapłoną budynki"
Nawiązał też do flagi UE, która powiewa na gmachu. - A może obok flagi powiesił by Pan sobie tablicę z napisem: 2,5 miliona Polaków żyje poniżej progu ubóstwa, żebyśmy wiedzieli, w jaki miejscu Unii jesteśmy? - ironizował lider związku. – Albo nazwiska tych ludzi, których kapitalizm zabił, jak chłopaków z Halemby? Może by wspomniano o tych, co nie mają żadnych praw, o zatrudnionych na umowach śmieciowych? – dodał.
Ziętek zapowiedział, że związki nie zgodzą się na uelastycznienie kodeksu pracy.
Zapewnił, że jeśli rząd wprowadzi ustawę, która zakaże strajków, w zamian związkowcy zorganizują „lincze, demolki i płonące budynki użyteczności publicznej”. - I to wy będziecie ofiarami, bo to nas jest więcej i my sobie poradzimy. Tak jak płoną biedne dzielnice Paryża, zapłonie pół Polski. I to my robimy wam łaskę, ze tu przychodzimy i bronimy biednych ludzi, a nie Wy, że nas słuchacie – mówił Ziętek.
Demonstracje w stolicy
Wcześniej ulicami Warszawy przemaszerowali stoczniowcy. Protestowali przeciw prywatyzacji ich miejsc pracy. W kancelarii prezydenta i premiera złożyli petycje.
- Prosimy Pana, Panie Premierze, o osobiste zaangażowanie w korzystne dla stoczni gdańskiej rozwiązania oraz spowodowanie, aby każda złotówka udzielonej pomocy publicznej była bardzo szczegółowo rozliczona i podana do publicznej wiadomości informacja, kto na tym skorzystał - napisali związkowcy ze Stoczni Gdańsk w piśmie do szefa rządu.
A przed kancelarią prezydenta na ul. Wiejskiej odczytali petycję do Lecha Kaczyńskiego. Prosili w niej, by ten przyjrzał się ich sytuacji i całemu przemysłowi stoczniowemu. "Skoro rząd Donalda Tuska poinformował Komisję Europejską, że Stocznia Gdańska otrzymała w różnej formie 742 mln 876 tys. 870 zł i 75 gr pomocy publicznej, to żądamy, aby każda złotówka tej pomocy była bardzo szczegółowo rozliczona" - napisali.
Uczestników mniej niż zapowiadano
Zabiorą ci emeryturę, zamkną twój szpital, wyrzucą cię z pracy, eksmitują z domu. Zniszczą kodeks pracy i związki zawodowe. Walcz! Przyjdź na demonstrację! Fragment odezwy "Sierpnia 80"
Marsz związkowców przez Warszawę rozpoczął się punktualnie o 13:00. Protestowali głównie stoczniowcy, górnicy i pracownicy Sanepidu.
Jeszcze rano lider związku Bogusław Ziętek zapowiadał, że "nie będzie ani palenia stolicy, ani wręczania kwiatów politykom". Ale już kilka minut po rozpoczęciu manifestacji, na ul. Wspólnej, przed siedzibą Ministerstwa Skarbu Państwa, palili opony i odpalali petardy. Musiała interweniować straż pożarna. Stoczniowcy obrzucili budynek jajkami i krzyczeli "Złodzieje, złodzieje", "Dość represji i wyzysku", "Łapy precz od kodeksu pracy". - Ludzie zarabiają skandalicznie mało, a rząd działa w imieniu bogaczy, dlatego tu jesteśmy - mówiła jedna z protestujących działaczek.
Piknik przed protestem
W południe działacze gromadzili się przed Pałacem Kultury. Atmosfera nie była zbyt bojowa, ale związkowcy odgrażali się, że ich piątkowa manifestacje to dopiero początek większej akcji.
- Następny protest rozpocznie się w poniedziałek w Brukseli. Pierwsze autobusy już wyjeżdżają do Belgii - poinformował Jacek Czarnecki z gdańskiej stoczni.
Komisja Europejska chce w połowie lipca zobaczyć umowy prywatyzacyjne stoczni gdańskiej i stoczni gdyńskiej. Jeśli Polska nie dotrzyma tych terminów, oba zakłady będą musiały oddać prawie 5 mld złotych pomocy publicznej. To nie podoba się stoczniowcom.
Czarnecki dodał, że na lipiec planowane są kolejne manifestacje w Warszawie. - Chcemy ustawić miasteczko namiotowe przed kancelarią premiera. A 29 sierpnia zorganizujemy wielką demonstrację na 100 tysięcy osób - zapowiedział związkowiec.
Czego chcą związkowcy?
Związkowi działacze - głównie górnicy i stoczniowcy - demonstrują swoje niezadowolenie z planowanych przez rząd zmian w Kodeksie pracy oraz ustawach o związkach zawodowych. Według nich proponowane zmiany w Kodeksie pracy "dramatycznie pogorszą sytuację tysięcy pracowników małych firm". Szczególnie groźne skutki miałyby pociągnąć: rezygnacja ewidencji czasu pracy w firmach zatrudniających do 10 pracowników, a także pozostawienie wyłącznemu wyborowi pracodawcy formy zatrudnienia pracownika.
Kto rozwiąże górnicze problemy?
W sprawie górników chodzi przede wszystkim o emerytury i zasady pracy kopalń w weekendy. - O naszych kłopotach nie mamy z kim rozmawiać, bo od 25 kwietnia nie mamy górniczego ministra - skarży się Bogusław Ziętek.
Gdy w kwietniu do dymisji podał się Eugeniusz Postolski, wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak obiecał związkowcom, że
Coraz mniej czasu dla stoczni
Kolejną grupą, która manifestuje swoje niezadowolenie z prac rządu są pracownicy stoczni. Komisja Europejska domaga się dokończenia prywatyzacji trzech polskich stoczni i przedstawienia planu ich restrukturyzacji. Przedstawiciele rządu zapewniają, że oba procesy są już w fazie końcowej. Do 26 czerwca Polska ma przesłać poprawiony program restrukturyzacji stoczni. Zdaniem stoczniowców do zakładu w Gdańsku dotarło około 50 mln zł, a nie - jak uważa Komisja Europejska - 740 mln zł pomocy. Stoczniowcy złożyli już do gdańskiej prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa w tej sprawie.
Źródło: PAP, TVN24, IAR
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, PAP