- Przyszłość jest naturalną konsekwencją naszych działań tu i teraz. Tylko na nią jeszcze mamy wpływ. Dlatego tak ważne, żeby dobrze się do niej przygotować - mówi Natalia Hatalska, założycielka i dyrektorka infuture.institute – instytutu badań nad przyszłością. W rozmowie z tvn24.pl wskazuje, że kolejnym obszarem, który ludzkość będzie próbować cyfryzować są zmysły. -Doświadczenia cyfrowe mają w ten sposób stać się pełniejsze - wyjaśnia.
Na czym polega pani praca?
- Porównuję to do pracy kartografów. Wyobraźmy sobie niezbadane tereny. Nie wiemy, co tam się kryje, może bagna, w których można ugrzęznąć? Albo gęste lasy, rwące rzeki? Jeśli to sprawdzimy i przygotujemy mapę, mamy większą szansę na to, by przejść suchą stopą.
Podobnie jest z badaniem trendów. Też zaznaczamy pewne potencjalne ryzyka, niebezpieczeństwa, których przedsiębiorstwa, organizacje, NGOs-y nie biorą jeszcze pod uwagę, a naszym zdaniem powinny. To takie obszary, które warto mieć w pamięci, planując kolejne kroki.
To, co pani mówi, niekoniecznie kojarzy się z trendami.
- To prawda, potocznie mówi się o "trendach" na przykład w kontekście mody. My rozumiemy to trochę inaczej. Dla nas trendy to istotne zmiany, których konsekwencje można dostrzec w różnych obszarach. Mają wpływ na gospodarkę, społeczeństwo, ale też na działania konkretnych marek.
Dlatego analiza trwa stale. I uwzględniamy naprawdę duże ilości materiałów.
Na przykład?
- Źródeł jest mnóstwo. Śledzimy bazy patentowe z całego świata. Jesteśmy na konferencjach, żeby się przekonać, nad czym teraz pracują badacze. Ważne są też artykuły naukowe, analizujemy około 200 tysięcy takich artykułów miesięcznie. Śledzimy wyniki finansowe spółek giełdowych.
Przyglądamy się trendom zarówno pod względem ich wpływu na rzeczywistość i tego, jak bardzo są popularne. To nie zawsze idzie w parze, zdarzają się sytuacje, że media ogłaszają jakąś rewolucyjną zmianę, dużo się o niej mówi, ale realny wpływ jest niewielki.
Stawiamy zarówno na badania jakościowe, na przykład wywiady pogłębione, badania terenowe, ale też ilościowe. I nie ukrywam, że wykorzystujemy tu mechanizmy oparte o uczenie maszynowe i sztuczną inteligencję ze względu na ogromną ilość danych, które gromadzimy.
I w ten sposób powstają potem mapy trendów. A czym są "megatrendy”?
- Trend to zmiana, na którą jeszcze możemy wpłynąć, powstrzymać ją lub zmienić. A na megatrend już nie, przeobrażenia zaszły za daleko, lawina ruszyła.
W 2025 roku wśród megatrendów wymieniacie państwo Świat Lustrzany i Światy Alternatywne. Brzmi podobnie.
- Ale to dwie różne tendencje. Świat Lustrzany jest związany z postępującą cyfryzacją naszego życia.
To znaczy?
- Zmiana ta zaczęła się wraz z nadejściem internetu. Pierwszą rzeczą, którą scyfryzowaliśmy, były informacje. Dzięki temu mamy niemal nieograniczony dostęp do wiedzy.
Wraz z upowszechnieniem social mediów zaczęliśmy cyfryzować relacje. Wystarczy dziś spojrzeć na dane dotyczące tego, gdzie ludzie poznają swoich partnerów. Według ostatnich badań ponad 60 procent osób deklaruje, że znalazła miłość przez internet. Wiele relacji utrzymujemy za pośrednictwem sieci. Możemy spotykać się rzadko albo i wcale, ale jesteśmy w stałym kontakcie.
Kolejny etap to internet rzeczy. Urządzenia mobilne, pralka, którą można włączyć zdalnie, ale też cyfrowe odpowiedniki naszych aktywności w świecie realnym.
Zliczanie kroków?
- Na przykład. Ale to o wiele szersza tendencja. Rzeczy istniejące w świecie fizycznym zyskały cyfrowych bliźniaków, idealne kopie w świecie cyfrowym. W latach 50., kiedy NASA wysyłała rakiety w kosmos, tworzyła ich fizyczne repliki w skali jeden do jednego, które zostawały na Ziemi. Chodziło między innymi o to, żeby w razie awarii, szybko pomóc kosmonautom, żeby mogli się uratować. W ten sposób ocalał Apollo. Teraz te kopie też powstają, ale są już cyfrowe. Robią to też na przykład fabryki. Właśnie wróciłam z Niemiec, gdzie oglądałam zakład produkcyjny pewnego dużego producenta. Tam niemalże nie było ludzi. Fabryka była w 90. proc. zautomatyzowana. Szłam przez halę i widziałam same wózki, które rozwoziły elementy, odkładały je na miejsce, jechały dalej.
Niepokojący widok?
- Robiło to wrażenie. Trochę się bałam, żeby żaden wózek na mnie nie najechał. Miałam swoje wyznaczone ścieżki, a roboty swoje, ale jednak czułam niepokój, czy on na pewno mnie, cóż, zauważy.
Tutaj widzimy też inny trend, czyli bardzo silne parcie na produktywność, zwłaszcza w Europie. Cyfryzacja i automatyzacja ma być sposobem na zwiększenie konkurencyjności gospodarki. Widzimy to nawet w dyskontach czy drogeriach, gdzie kasy samoobsługowe zastępują kasjerów. To się dzieje na naszych oczach.
Bo maszyna nie potrzebuje przerw, nie musi iść na obiad. A człowiek tak.
- Człowiek jest niestety wolniejszy od maszyn, po prostu. I pewnych rzeczy nie jest w stanie zrobić, choćby nie wiem jak się wysilił.
Jaki będzie kolejny krok cyfryzacji?
- Internet of Senses, czyli cyfryzacja zmysłów. Próbuje się odwzorować zapach, smak czy dotyk. Doświadczenia cyfrowe mają w ten sposób stać się pełniejsze. Mocno interesuje się tym branża gier, ale też oczywiście branża pornograficzna.
Ta cyfryzacja ma jakiś kres?
- Docelowo, w jakimś bardzo odległym scenariuszu, zmierzamy w stronę całkowitego przeniesienia człowieka do internetu. Potrzebne są do tego takie rozwiązania, które pozwolą na bezpośrednią komunikację pomiędzy mózgiem a urządzeniem zewnętrznym. Prace trwają, na przykład należący do Elona Muska start-up Neuralink tworzy rozwiązania umożliwiające obsługiwanie urządzeń za pomocą myśli. Tego typu rozwiązania stosuje się dziś także w grach. Mamy też przykłady innych rozwiązań, które działają, na przykład Stephen Hawking komunikował się za pomocą mrugnięcia powieką.
Są rzeczy, których nie da się przenieść do lustrzanego świata?
- Rozwój tych technologii rodzi oczywiście wiele pytań. Czy żeby przenieść człowieka do świata cyfrowego wystarczy przerzucić tam jego wspomnienia, poglądy, wygląd, powiedzenia, głos? Czy to będzie ta osoba? A jeśli tak, to czy nasi bliscy będą mogli zostać z nami po śmierci? A może potrzebne jest coś jeszcze? Na ten moment nie mamy odpowiedzi.
A czym w takim razie są Światy Alternatywne?
- Ten trend dotyczy zakończenia paradygmatu, w którym żyjemy.
Chodzi o głębokie przekonania o świecie? Takie, których nie podważamy, bo uważamy, że "jest jak jest"?
- Tak, dotyczy to na przykład surowców. Dziś do produkcji komputerów wykorzystujemy krzem. Potrzeba go coraz więcej, a dostępność wcale nie rośnie. Jesteśmy w dużej mierze uzależnieni choćby od Chin.
Tymczasem wiemy, że ten kto kontroluje materiały, kontroluje technologię. A dzisiejszy świat jest na niej oparty.
Megatrend Światy Alternatywne pokazuje, że można zakwestionować te paradygmaty, zacząć budować komputery z innych materiałów. I to otwiera nowe możliwości. Na przykład tworzenie biokomputerów, które wykorzystują molekuły o biologicznym pochodzeniu, takie jak DNA czy białka, żeby przechowywać dane czy wykonywać obliczenia.
Pomocne mogą być też materiały syntetyczne, np. grafen, który jest uważany za potencjalnego następcę krzemu.
Technologia jest w centrum tego trendu?
- Tak jak wspominałam – dzisiejszy świat opiera się na technologii. Ale warto tu patrzeć szerzej. Mamy mało zasobów, kryzys surowców, narastający problem z dostępnością wody. Do tej pory tych zasobów szukaliśmy w innych krajach. A może trzeba szukać jeszcze dalej? Poza Ziemią? Stąd pomysły górnictwa księżycowego.
Zmienia się klimat, w związku z tym mamy do czynienia z gwałtownymi zjawiskami pogodowymi, które mają ogromny wpływ na produkcję żywności. A może należy zmienić perspektywę na produkcję żywności? Mówi się już o biologii syntetycznej. Do tej pory w tym kontekście mówiliśmy o inżynierii genetycznej, czyli modyfikacji organizmów żywych.
Rozumiem, że to jeszcze nie koniec.
- W ubiegłym roku na jednej z konferencji pewna naukowczyni opowiadała o tworzeniu syntetycznych organizmów. Jeszcze daleka droga przed nami, ale powoli zaczynamy tworzyć syntetyczny genom.
To kluczowe w kontekście bezpieczeństwa żywności. Być może powstaną rośliny, które będą w stanie funkcjonować bez wody, odporne na susze, na gwałtowne zjawiska pogodowe. To zupełnie inny sposób myślenia o naszej rzeczywistości.
A co tworzenie syntetycznego genomu oznacza dla człowieka?
- To temat na inną dyskusję. Obszar, który może mieć ogromne konsekwencje dla naszego funkcjonowania i ewolucji. Rodzący ogromne dylematy etyczne. To możliwość leczenia chorób genetycznych, rozwiązanie problemu związanego z dawstwem narządów. Idąc dalej: pytania o to, czy w przyszłości w ogóle będziemy potrzebować ciała? Może będziemy tylko umysłem?
Kilka lat temu rozmawiałam z Maxem More, futurologiem i transhumanistą, który założył fundację, zajmującą się krioprezerwacją ludzi. Oznacza to, że jak człowiek umiera, to zostaje zamrożony.
Dlaczego?
- Ponieważ uważają, że w przyszłości dostępna będzie technologia, która zmarłego wskrzesi, ale też wyleczy tę chorobę, na którą zmarł. Płaci się za to gigantyczne pieniądze. Kiedy rozmawiałam z Maxem More, powiedział, że 80 proc. osób, które przechowują, to neuropacjenci. Oznacza to, że przechowywane są tylko ich głowy, bo zakładają, że w przyszłości będą mogli hodować ciała.
To nie jest niemożliwe. Umiemy już wyhodować nerkę, syntetyczną skórę, pracujemy nad syntetycznym okiem i tak dalej. Jeszcze nie umiemy ich przeszczepiać, ale to zapewne też w końcu się uda.
Chociaż uważam, że do pełnego ludzkiego doświadczenia ciało jest niezbędne. Nawet sztuczna inteligencja potrzebuje go, żeby osiągnąć poziom inteligencji człowieka.
Jak to?
- Steve Wozniak, współzałożyciel Apple’a, uważa, że AI osiągnie poziom inteligencji człowieka wtedy, kiedy będzie mogła przejść przez test kawy. Polega on na tym, że sztuczna inteligencja jest w stanie wejść do dowolnego domu i zrobić sobie kawę. To brzmi absurdalnie, ale zobaczmy, ile po drodze jest problemów. Trzeba wejść do domu, znaleźć kuchnię, tam zlokalizować kubek i czajnik albo ekspres, podstawić kubek, wlać kawę i tak dalej. To się wydaje bardzo proste, ale po drodze jest mnóstwo problemów, których rozwiązanie wymaga inteligencji. Ten wymiar manualny, cielesny, to coś, czego AI jeszcze przez jakiś czas nie będzie umiało przekroczyć. A dla nas jest on kluczowy.
Wśród trendów zauważyłam zanikanie innej kluczowej umiejętności. Piszą państwo o Analfabetyzmie Funkcjonalnym. Co to takiego?
- To trend związany z tym, że ludzie tracą zdolność rozumienia tego, co czytają oraz zdolność samodzielnego, krytycznego myślenia. Widzimy tu daleko idący wpływ internetu, mediów społecznościowych, walki o uwagę, TikToków, shortów i tak dalej. Informacje przyswajamy, czytając nagłówki albo szybkie newsy.
Wszyscy cierpimy na zaburzenia uwagi. Kiedy czytam albo pracuję, muszę wyłączyć wszystkie powiadomienia, ale i tak skupienie się przez półtorej godziny jest bardzo trudne. Kiedyś potrafiłam godzinami siedzieć i czytać książki. Teraz muszę sobie robić przerwy, dlatego że mój mózg jest nauczony, że ciągle dostaje nowe bodźce. Utrata umiejętności czytania ze zrozumieniem ma gigantyczne konsekwencje społeczne. Kiedy ludzie nie czytają ze zrozumieniem, łatwiej można nimi sterować.
Czy można temu przeciwdziałać? Czy można ten trend odwrócić? Bardzo bym chciała. Tutaj jest ogromna praca do wykonania, która wymaga zaangażowania wielu graczy, mediów i edukacji, rządu, rodziców, właściwie całego społeczeństwa.
A czy w badaniach trendów zdarzają się błędy? Ogłaszają państwo nadejście jakiejś tendencji, a z czasem okazuje się, że jednak nie była aż tak istotna?
- Nie pamiętam takiej sytuacji.
Jest taka teoria dotycząca czarnych łabędzi, czyli nieprzewidywalnych zjawisk, które pojawiają się nagle i wszystko wywracają do góry nogami. Ja w to nie wierzę. Uważam, że dzięki dokładnej obserwacji i analizie jesteśmy w stanie przewidzieć niemal wszystko. Nasz świat to system. Jedna rzecz wynika z drugiej. Jeżeli się odpowiednio łączy kropki i myśli się systemowo, to jesteśmy w stanie to zauważyć.
Przyszłość jest naturalną konsekwencją naszych działań tu i teraz. Tylko na nią jeszcze mamy wpływ. Dlatego tak ważne, żeby dobrze się do niej przygotować.
Źródło: tvn24.pl