We Włoszech nasilają się głosy, że jednym z lekarstw na kryzys może być otwarcie placówek handlowych w niedziele. Przedstawiciele wielkich sieci handlowych twierdzą, że liberalizacja w tej dziedzinie spowoduje wzrost PKB o pół procent.
Podczas gdy polscy sprzedawcy od kilkunastu miesięcy mogą cieszyć się ustawowo wolnymi dodatkowymi dniami w roku, a niektórzy politycy raz na jakiś czas przebąkują, że można by pójść dalej, to Włochy chcą zrobić krok w zupełnie przeciwną stronę.
Powodem jest globalne spowolnienie gospodarcze, którego skutkiem jest spadająca sprzedaż, produkcja - i rosnące bezrobocie.
A może jednak..?
- Gdyby super i hipermarkety czynne były w każdą niedzielę, to ich obroty wzrosłyby o dwa procent. Przybyłoby też kilka tysięcy nowych miejsc pracy w sektorze, który zatrudnia obecnie dwa miliony osób - argumentują zwolennicy pomysłu.
Od pewnego czasu zgodne są co do tego nie tylko organizacje pracodawców, ale i związki zawodowe. Ich wspólnym przeciwnikiem pozostają samorządy lokalne. O zasadach pracy handlu decydują bowiem władze regionów, prowincji, miast, a często nawet dzielnicy.
Stąd ogromne różnice w tej dziedzinie: od całkowitej liberalizacji w Lombardii, Abruzji, Lacjum, Apulii i na Sardynii, po wyjątkowe obostrzenia, zakrawające na absurd w przypadku Toskanii. Tam myśli się o powrocie do ośmiu handlowych niedziel, mimo iż region ten zajmuje czołowe miejsce na turystycznej mapie kraju.
Czterdzieści procent zakupów Włosi robią w czasie weekendu, wciąż nieco więcej w sobotę, niż w niedzielę.
Pomysł ma szansę na realizację, głównie dlatego że kryzys finansowy uderzył w i tak już osłabioną włoską gospodarkę, która od kilku lat zmagała się ze spadającą konkurencyjnością i dużym zadłużeniem publicznym. Według szacunków OECD w 2009 roku włoski PKB zmniejszy się o 1 proc.
Źródło: Polskie Radio
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu