Trzy dni trwało blokowanie ciężarówek na granicy polsko-białoruskiej. W poniedziałek premier Mateusz Morawiecki powiedział, że "każdy TIR na granicy polsko-białoruskiej jest sprawdzany, czy nie przewozi towarów "podwójnego użytku", które mogłyby posłużyć Putinowi do jego zbrodniczych zamiarów". - Mamy ogromną nadzieję, że tak naprawdę jest - mówią protestujący.
Jak tłumaczy Natalia Panczenko, jedna z organizatorek akcji blokowania tirów, protest na polsko-białoruskiej granicy jest inicjatywą oddolną. W weekend protesty odbywały się między innymi na przejściu granicznym w Koroszczynie oraz przed kancelarią premiera w Warszawie.
- Wczoraj i przedwczoraj było dużo ludzi, bo był weekend. Dziś jest poniedziałek, więc aktywistów jest mniej, ale cały czas jesteśmy tu na granicy, staramy się trzymać tę blokadę. Ale zainterweniowała policja, zgarnęła wszystkich aktywistów, krótko mówiąc wyrzucili nas w pole, i zaczęli przepuszczać tiry. W tej chwili nie wiem, czy możemy to nazywać blokadą. Trzy dni udawało nam się to trzymać, dziś na naszych oczach te tiry zaczęły granicę przekraczać – relacjonuje Panczenko.
"Mamy ogromną nadzieję, że te tiry są naprawdę sprawdzane"
W poniedziałek premier Mateusz Morawiecki powiedział, że "każdy TIR na granicy polsko-białoruskiej jest sprawdzany, czy nie przewozi towarów "podwójnego użytku", które mogłyby posłużyć Putinowi do jego zbrodniczych zamiarów".
- Mamy ogromną nadzieję, że te tiry są naprawdę sprawdzane. Na przykład przed chwilą granicę przekroczył tir na tablicach włoskich, oznakowany flagami Ukrainy. Podejrzewam, że to celowe działanie, żeby zmylić. Z przodu miał wielki krzyż czerwony. Kierowca powiedział, że wiezie pomoc dla dzieci poszkodowanych z Mińska. Ale jakie dzieci poszkodowane z Mińska, jaka pomoc medyczna, o czym pan mówi? Jak zaczęliśmy prosić o listę tego co wiezie, to kierowca oczywiście powiedział, że on takowej nie posiada, że nie będzie nic komentować i się schował. Trochę poczekał i policja go przepuściła – mówi aktywistka.
Panczenko skrytykowała też niewystarczające działania Unii Europejskiej w obliczu ataku Rosji na Ukrainę. - Bardzo dużo rzeczy mówią, ale tu widzimy ponad 20 kilometrów tirów, które są wypełniane po brzegi w krajach Unii Europejskiej, takich jak Włochy, Niemcy i Francja.
Kilku kierowców, z którymi udało się aktywistom porozmawiać, powiedziało im o swoim ładunku.
- Jeden wiezie stal, o czym otwarcie powiedział, bo pewnie nie wiedział, z czego się robi czołgi i kule. Drugi wiezie "pomoc da dzieci z Mińska". Bardzo dobrze wiemy, że granica między Białorusią a Rosją nie istnieje, więc to, co trafiło do Mińska, za kilka godzin będzie już w Moskwie, i najprawdopodobniej będzie opatrywana armia rosyjska, a nie dzieci z Mińska – wskazuje Panczenko.
Zobacz reportaż "Czarno na Białym" w TVN24 GO: Na A2 tropi rosyjskie i białoruskie tiry. "To jest karmienie agresora"
Zakończyli protest przed towarowym przejściem granicznym w Koroszczynie
Komisarz Barbara Salczyńska-Pyrchla z Komendy Miejskiej Policji w Białej Podlaskiej poinformowała, że w poniedziałek późnym popołudniem uczestnicy zakończyli protest przed towarowym przejściem granicznym w Koroszczynie.
- Z uwagi na narastające napięcie między protestującymi a kierowcami, rozdzieliliśmy obie grupy. Pomiędzy nimi stanął kordon policjantów, by nie dopuścić do eskalacji, zapewnić bezpieczeństwo protestującym. Podczas działań policji nie zostały użyte żadne środki przymusu - powiedziała kom. Salczyńska-Pyrchla.
Natalia Panchenko z inicjatywy społecznej Euromaidan-Warszawa przekazała, że w momencie zakończenia protestu uczestniczyło w nim ok. 30 osób. - Nasza akcja od początku była akcją pokojową. My nie mamy zamiaru z nikim walczyć i przeciwstawić się policji, ale uważamy, że w taki sposób blokada nie może się odbywać - powiedziała Panchenko i poinformowała o zakończeniu protestu.
Premier: każdy TIR sprawdzany jest na wszystkie możliwe sposoby
Premier Mateusz Morawiecki w ubiegłym tygodniu spotkał się wiceprezydent USA Kamalą Harris i premierem Kanady Justinem Trudeau. - Muszę zapewnić, że myślimy właściwie jednakowo o tym, że te sankcje muszą być mocniejsze, muszą jeszcze bardziej zaboleć gospodarkę rosyjską - mówił szef rządu podczas briefingu prasowego w poniedziałek.
Dodał, że wśród tych sankcji "jesteśmy gotowi także - i namawiamy do tego naszych europejskich partnerów - wprowadzić dalsze ograniczenia w handlu". - One już są, na polsko-białoruskiej granicy każda ciężarówka, każdy TIR sprawdzany jest na wszystkie możliwe sposoby, czy nie przewożone są tam materiały nie tylko wojskowe, o charakterze tzw. podwójnego użytku, takie, które mogą być użyte na cele wojskowe" - powiedział. Wyjaśnił, że chodzi o to, by sprawdzić, "czy nie ma tam jakiegokolwiek przemytu, który mógłby posłużyć Putinowi do jego zbrodniczych zamiarów".
Towary podwójnego zastosowania to takie, które choć zostały przez producenta zaprojektowane do zastosowań cywilnych, mogą zostać wykorzystane przez użytkowników również do celów militarnych, np. w konstrukcji, wytwarzaniu lub do badań i rozwoju broni masowego rażenia lub nowoczesnych broni konwencjonalnych.
Rzecznik rządu Piotr Müller zapewnił z kolei, że "Polska prowadzi bardzo drobiazgowe kontrole na granicy". "Ma to zapewnić, że żaden towar objęty sankcjami nie przekroczy polskich granic. Dodatkowo rząd ukraiński przekazuje nam wszelkie możliwe informacje, żeby zapewnić skuteczność tych działań. Mówił o tym premier Ukrainy Denys Szmyhal" - napisał na Twitterze Müller.
Oglądaj telewizję na żywo w TVN24 GO
Źródło: TVN24 Kraków / PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24