Do Polski, oprócz dorosłych migrantów, próbują dostać się także dzieci. Wyczerpane i wychłodzone trafiają między innymi do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Jak informuje dyrekcja tej placówki, mali pacjenci są w trudnej sytuacji zdrowotnej. A lekarze i personel medyczny mają problemy, by się z nimi porozumieć.
W poniedziałek minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński mówił o tym, że jest coraz więcej przypadków, w których migranci starają się dostać na terytorium Polski. Są to w większości ludzie z Bliskiego Wschodu oraz Afryki.
W grupach migrantów są nie tylko dorośli, ale też dzieci. - Wczoraj zatrzymaliśmy kobietę w ciąży, która prowadziła ze sobą 13 dzieci. To nie były jej dzieci. Wygląda na to, że zostały odłączone od swoich rodzin i siłą przepchane na polską stronę. Połowa tych dzieci trafiła do szpitala, bo są chore na COVID-19 - mówił w poniedziałek Tomasz Praga, komendant główny Straży Granicznej.
Trafiają one do szpitali w województwie podlaskim. Między innymi do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.
Dyrektorka szpitala: dzieci nie wiedzą, co dalej z nimi będzie
- Te dzieci znalazły się w sytuacji dla nich tragicznej. Nie wiedzą, co dalej z nimi będzie. Bardzo dużym wsparciem są dla nich na pewno pracownicy straży granicznej, którzy je tu przywożą. Często z nimi zostają i przy nich dyżurują. Po to, żeby dziecko miało przynajmniej do kogo się odezwać - mówiła, przed kamerą TVN24, prof. Anna Wasilewska, dyrektor Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. I dodawała, że mali pacjenci - którzy trafiają do jej szpitala - najczęściej są wychłodzeni i mają uszkodzone mięśnie.
Do tej placówki każdego dnia - jak relacjonuje Mateusz Grzymkowski, reporter TVN24 - trafia dwoje-troje dzieci migrantów. Lekarze i personel medyczny borykają sie z problemami komunikacyjnymi. Niektóre z hospitalizowanych dzieci nie mówią w żadnym z europejskich języków. Mali pacjenci, którzy trafiają do placówek w województwie podlaskim - jak przekazywał Grzymkowski - są w wieku od roku do 17 lat.
Nie wiadomo, jaki będzie los dzieci po zakończeniu hospitalizacji. Nie wiadomo też, gdzie znajdują się ich rodzice.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24