Sąd Apelacyjny w Białymstoku podwyższył 72-latkowi z gminy Milejczyce (woj. podlaskie) wyrok za zabójstwo. Według śledczych oskarżony pchnął znajomego nożem w twarz oraz zadał wiele ciosów sztachetą, a potem odjechał, zostawiając nieprzytomnego bez pomocy. Sąd uznał, że kara 10 lat pozbawienia wolności była - mimo podeszłego wieku sprawcy - zbyt łagodna i skazał go na 13 lat. Wyrok jest prawomocny.
Do zbrodni doszło półtora roku temu w jednej ze wsi w podlaskiej gminie Milejczyce. Prokuratura zarzuciła oskarżonemu, że - działając w zamiarze ewentualnym zabójstwa - pchnął znajomego nożem w twarz, zadał też wiele uderzeń drewnianą sztachetą po całym ciele i odjechał, zostawiając nieprzytomnego bez pomocy. Do zgonu doszło wskutek zachłyśnięcia się krwią.
Dorabiał pomagając w gospodarstwie, zalegał z płatnościami
72-letni emeryt dorabiał pomagając w gospodarstwie tego znajomego i tam też mieszkał, miał ponosić koszty zużycia prądu, ale zalegał z płatnościami. Według śledczych, właśnie to mogło być podłożem tragicznej sprzeczki. W procesie w pierwszej instancji zeznawał jednak, że pokłócili się, bo odmówił wyjazdu po alkohol do sąsiedniej wsi.
Twierdził, że zaatakowany został jako pierwszy i niejako w reakcji obronnej zadał dwa uderzenia drewnianą sztachetą. Twierdził też, że - co prawda - miał w ręce nóż kuchenny, ale odrzucił go na ziemię i nie zadał nim żadnych ciosów.
Twierdził, że pojechał do rodziny, by wezwać pomoc
Oskarżony mówił również, że gdy znajomy upadł i się nie podnosił, on wsiadł na rower i pojechał około kilometra do rodziny, by od niej zadzwonić po pogotowie. Gdy wrócił, na miejscu była już policja i karetka. Wtedy też został zatrzymany.
Sąd pierwszej instancji skazał go nieprawomocnie na 10 lat więzienia. Wziął pod uwagę, że - jak ocenili powołani w tej sprawie biegli z zakresu psychiatrii i psychologii - sprawca miał w stopniu znacznym ograniczoną poczytalność kierowania swoim postępowaniem. Kara więzienia ma być wykonywana w systemie terapeutycznym, co zalecali biegli. Bliskim zmarłego przyznał w sumie 15 tys. zł zadośćuczynienia.
Sąd: znajomy uderzył go gumowym wężem, ale reakcja była niewspółmierna
Prokuratura chciała w tej sprawie 15 lat więzienia, oskarżyciele posiłkowi - 25 lat i łącznie 150 tys. zł zadośćuczynienia. Obrona wnioskowała o uniewinnienie lub nadzwyczajne złagodzenie kary.
ZOBACZ TEŻ: Matka podejrzana o próbę zabójstwa syna. Kobieta i 12-latek trafili do szpitala z ranami kłutymi
Białostocki sąd apelacyjny podwyższył karę do 13 lat więzienia. Ocenił, że nie ma w tej sprawie mowy o obronie koniecznej ze strony 72-latka. Uznał za udowodnione, że późniejsza ofiara uderzyła go raz gumowym wężem, jednak atak oskarżonego był niewspółmierny. Sprawca używał bowiem noża i drewnianej sztachety. Biegli wskazali, że na samej głowie ofiara miała pięć ran od uderzeń sztachetą.
- Nie jest więc tak, że to pokrzywdzony był stroną atakującą, wręcz odwrotnie. Oskarżony nie bronił własnego życia i zdrowia - mówił sędzia Sławomir Wołosik, uzasadniając ten wyrok.
Sąd uznał oskarżonego za osobę "mocno zdemoralizowaną"
Sąd odwoławczy przyznał, że kara 10 lat więzienia była zbyt łagodna, mimo faktu że sprawca jest już w podeszłym wieku. Biorąc pod uwagę - z jednej strony - okoliczności zbrodni i zachowanie 72-latka po jej dokonaniu, ale też fakt, że oskarżony działał w stanie ograniczonej poczytalności (to okoliczność umniejszająca winę) skazał go na 13 lat więzienia.
- To kara słuszna i sprawiedliwa - mówił sędzia Wołosik.
O skazanym powiedział, że to osoba mocno zdemoralizowana, której resocjalizacja wymaga dłuższego pobytu w więzieniu. - Być może dopiero wtedy nabierze on szacunku dla podstawowych praw każdego człowieka, jak życie i zdrowie - dodał.
Syn oraz siostra zmarłego mają dostać wyższe zadośćuczynienie
Sąd apelacyjny uznał też, że należy podwyższyć finansowe zadośćuczynienie do 100 tys. zł dla syna i 40 tys. zł dla siostry zmarłego.
Kwoty przyznane w pierwszej instancji uznał za "symboliczne i nieadekwatne do rozmiaru krzywdy"
Wyrok, który zapadł przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku jest prawomocny.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24