W Sądzie Rejonowym w Białymstoku rozpoczął się proces Andrzeja G., który został oskarżony o wyrzucenia z czwartego piętra psa należącego do jego brata. Ten wraz z żoną wziął go dla swojego syna, aby lepiej się rozwijał, ponieważ ma ADHD i stwierdzono u niego niepełnosprawność intelektualną. Zwierzę przeżyło upadek. Jest teraz u innej rodziny. Oskarżony przyznał się do winy i powiedział, że żałuje tego, co zrobił.
- Sytuacja była tak tragiczna, że byłam w takim samym szoku, albo i chyba większym, niż ten piesek. Zwierzę przelewało się przez ręce. Nie mogło złapać tchu. Dla mnie najważniejsze było ratowanie życia tego stworzenia – powiedziała przed kamerą TVN24 Dorota Ofmańska z Fundacji Zwierzęta Niczyje.
Była obecna w czwartek (27 kwietnia) w Sądzie Rejonowym w Białymstoku, gdzie rozpoczął się proces 48-letniego Andrzeja G. Mężczyzna został w grudniu zatrzymany przez policję po tym, jak wyrzucił z balkonu z czwartego piętra dwumiesięcznego szczeniaka. Usłyszał zarzut znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem i trafił na trzy miesiące do aresztu.
Powiedział, że żałuje tego, co zrobił
Policja informowała, że w momencie zatrzymania miał w organizmie ponad 2,5 promila alkoholu i dopuścił się przestępstwa w warunkach recydywy, stąd też grożąca mu kara do pięciu lat pozbawienia wolności może być zwiększona o połowę.
Mężczyzna przyznał się do winy i powiedział na sali rozpraw, że żałuje tego, co zrobił.
Pies boi się wejść na balkon
Pies przeżył upadek. Zaopiekowała się nim wspomniana fundacja. Obecnie jest w rodzinie, która zdecydowała się na adopcję. Pani Joanna, której córka zajmuje się dziś zwierzęciem, mówiła przed salą rozpraw, że pies wyzdrowiał i jest wesoły, niemniej jest straumatyzowany, bo boi się balkonu i wysokich mężczyzn.
Natomiast cytowana wcześniej Dorota Ofmańska, stwierdziła przed naszą kamerą, że ma nadzieję, iż oskarżony dostanie najwyższą z możliwych kar.
- I że zaczniemy traktować zwierzęta tak samo jak ludzi. To żywe istoty, które czują. To nie są rzeczy – powiedziała.
Andrzej G. czasami zajmował się psem pod nieobecność domowników
Pies należał do rodziny brata oskarżonego, z którą - pochodzący z Hajnówki – 48-latek mieszkał w Białymstoku, mając w tym mieszkaniu od pół roku swój pokój. Gdy wyrzucił szczeniaka przez balkon, był w domu sam. Mówił, że od czasu do czasu się nim zajmował pod nieobecność domowników.
- Ja go wyrzuciłem przez balkon, bo on szczekał i ja byłem pijany - wyjaśniał w śledztwie.
Jego bratowa powiedział, że chce, aby mężczyzna trafił do więzienia
Sąd rejonowy przesłuchał w czwartek sześcioro świadków, w tym brata i bratową oskarżonego, którzy nie skorzystali z prawa do odmowy składania zeznań.
Bratowa powiedziała, że przywiozła psa około dwa tygodnie przed zdarzeniem od znajomej swojej mamy. Natomiast brat oskarżonego zeznawał w śledztwie, że nie miał żadnych zastrzeżeń, jak ten odnosi się do psa i nic nie wskazywało na to, że szczenię mu przeszkadza, na przykład szczekaniem. Oboje małżonkowie mówili, że nie chcą mieć z 48-latkiem żadnych kontaktów po tym, co zrobił. Kobieta wprost mówiła, że chce, by został on ukarany i trafił do więzienia. Pies już do nich nie wrócił.
- Żona wzięła zwierzę dla starszego synka, który ma ADHD i ma opóźniony rozwój, żeby synek lepiej się rozwijał przy piesku. Bo wiadomo – zwierzę dużo daje – powiedział łamiącym się głosem przed kamerą TVN24 Dariusz G., brat oskarżonego.
Podczas spaceru usłyszała pisk psa
Natomiast jak wyglądało ratowanie szczeniaka, który po upadku na zmrożoną ziemię był bliski śmierci, mówiły przed sądem kobiety, które się nim zajęły. Jedna z nich podczas spaceru ze swoimi psami usłyszała pisk i wycie wyrzuconego zwierzęcia i wulgarne słowa oskarżonego, gdy ten był wciąż na balkonie. Zadzwoniła po pomoc do znajomej, ta do kolejnej. Wezwana została policja, która zajęła się poszukiwaniem potencjalnego sprawcy, a psa kobiety zawiozły do weterynarza.
- Tak zwierząt nie można traktować, nie można wyrzucać przez balkon. Nie wyobrażam sobie, jak można coś takiego zrobić bezbronnej, słabszej istocie - mówiły w emocjach te panie, zeznając przed sądem.
Kolejna rozprawa w maju
Ostatecznie zwierzę udało się uratować, zaopiekowała się nim Fundacja Zwierzęta Niczyje, która opłaciła opiekę weterynaryjną. Po dojściu do zdrowia zwierzę trafiło do innego domu. Gdy poprzedni właściciele oglądali w sądzie aktualne zdjęcia psa, płakali.
Sąd odroczył proces do końca maja. Chce wówczas przesłuchać tych świadków, którzy nie stawili się na rozprawie. Wyznaczył też oskarżonemu obrońcę z urzędu.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Fundacja Zwierzęta Niczyje