Szef Prokuratury Okręgowej w Białymstoku złożył apelację od wyroku wobec byłego kapłana Jacka M. i domaga się uniewinnienia oskarżonego. W lipcu wrocławski sąd skazał go na rok ograniczenia wolności poprzez wykonywanie w tym czasie nieodpłatnych prac społecznych. Jacek M. jest oskarżony o nawoływanie do nienawiści wobec osób narodowości żydowskiej i ukraińskiej.
- Argumenty prokuratury są absurdalne. Jak chociażby ten mówiący o tym, że sąd uznając, że banderowiec i talmudysta to synonimy słów Ukrainiec i Żyd wykroczył poza granice swobodnej oceny dowodów. Przecież są to określenia używane właśnie wobec Ukraińców i Żydów. To tak jakby stwierdzić, że mówienie o śledczych z Podlasia nie dotyczy podlaskich prokuratorów - mówi Konrad Dulkowski, prezes Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych.
Ośrodek wsparł Żydowskie Stowarzyszenie "B’nai B’rith", którego przedstawiciele wnieśli do sądu prywatny, czyli tzw. subsydiarny akt oskarżenia.
- Wcześniej prokuratura dwukrotnie umorzyła śledztwo - zaznacza Dulkowski.
Były ksiądz Jacek M. skazany na rok ograniczenia wolności
A chodzi o sprawę byłego księdza Jacka M., który w lipcu został nieprawomocnie skazany przez Sąd Rejonowy dla Wrocławia Śródmieścia.
Był oskarżony o to, że od kwietnia 2016 roku do marca 2017 roku we Wrocławiu, Białymstoku i innych miejscowościach "pod pozorem krzewienia postaw patriotycznych" publicznie znieważał oraz nawoływał do nienawiści wobec osób narodowości żydowskiej i ukraińskiej. W akcie oskarżenia przywołano na przykład słowa z listopada 2016 roku z Wrocławia "my nie chcemy rasistowskiego Talmudu, nie chcemy tej ksenofobicznej nauki, która nas Polaków i katolików nazywa bydlętami, zwierzętami, robactwem" czy też "Polska antybanderowska".
W akcie oskarżenia znalazły się też zarzuty za teksty w mediach m.in. o "talmudycznych Żydach z obrzydliwością wypowiadających się o polskim nacjonalizmie, stojącym na straży dziedzictwa" czy też "żydowskiej księdze nienawiści".
Sąd uznał, że określenia naruszały porządek prawny
- Oskarżony znieważył nie tylko Żydów czy Ukraińców, ale również Polaków. Używane przez niego określenia nie mieściły się w gwarantowanej przez konstytucję wolności do wypowiedzi, ponieważ naruszały one porządek prawny - powiedziała w uzasadnieniu lipcowego wyroku sędzia Aneta Talaga.
Były kapłan skazany został na rok ograniczenia wolności poprzez wykonywanie w tym czasie nieodpłatnych prac społecznych w wymiarze 30 godzin miesięcznie.
Teraz Andrzej Purymski, szef Prokuratury Okręgowej w Białymstoku - która wcześniej nadzorowała w tej sprawie śledztwo - złożył apelację, zaskarżając wyrok w całości na korzyść oskarżonego. A to oznacza, że prokuratura chce uniewinnienia Jacka M.
Rzecznik prokuratury o "odmiennej ocenie zgromadzonych w sprawie dowodów"
- Prokurator Okręgowy w Białymstoku wywiódł apelację od wyroku sądu I instancji z uwagi na odmienną ocenę zgromadzonych w sprawie dowodów w kontekście odpowiedzialności karnej oskarżonego - przekazał nam rzecznik prokuratury Łukasz Janyst.
Z pisma, do którego dotarliśmy wynika, że szef prokuratury uznał, iż sprawa "dotyczy określenia granicy dotyczącej podstawowych praw i wolności przysługujących w społeczeństwie demokratycznym i w debacie publicznej, a idąc dalej - możliwości przypisania odpowiedzialności karnej i skazania za wypowiadane treści".
Czytaj też: Były ksiądz Jacek M. ponownie stanie przed sądem za obrażanie uczestników Marszu Równości
"W szczególności należy zauważyć, że kluczowym problemem w tej sprawie jest, że w ramach przypisanego oskarżonemu czynu brak jest sformułowań, które bezpośrednio i wprost stanowiłyby znieważenie czy nawoływanie do nienawiści na tle różnic wyznaniowych i narodowościowych wobec konkretnej i ściśle określonej grupy ludzi" - pisze prokurator Purymski w uzasadnieniu apelacji.
Jego zdaniem tylko tak można tłumaczyć konieczność powołania w toku postępowania kilku biegłych odpowiednich specjalności do oceny wypowiedzi oskarżonego, których "treść nie jest tak jednoznaczna, jak wskazywałoby na to stanowisko Sądu w uzasadnieniu wyroku".
Prokurator: sąd wykroczył poza granice swobodnej oceny dowodów
Prokurator stwierdził też, że sąd "wykroczył poza granice swobodnej oceny dowodów między innymi stwierdzając w ramach oceny wyjaśnień oskarżonego w kontekście zarzucanych mu treści, że oskarżony używał pojęć banderowiec i talmudysta jako synonimów słów Ukrainiec i Żyd. Tym samym przypisał oskarżonemu odpowiedzialność nie za to co oskarżony faktycznie powiedział, ale za to co - zdaniem Sądu - oskarżony chciał powiedzieć".
Czytaj też: Były ksiądz Jacek M. usłyszał zarzuty
Prokurator Purymski podnosi też, że choć oskarżony nie kwestionował autorstwa większości przypisanych mu sformułowań to "zasadniczo nie przyznał się" do zamieszczenia wpisu "Białostockie postępowanie umorzone! Zero tolerancji dla 'żydowskiego tchórzostwa'. Salut!", zasłaniając się niepamięcią. Zdaniem prokuratora, sąd nie uzasadnił dostatecznie z jakich powodów "przypisał sprawstwo oskarżonemu także w tym zakresie".
Prokurator o wątpliwościach biegłego
Prokurator pisze też, że sąd w toku postępowania uznał za w pełni wiarygodne tylko dwie opinie biegłych, podczas gdy trzecią uznał za istotną tylko w niewielkiej części. Natomiast w przypadku pierwszej i drugiej pominął fakty, które były korzystne dla oskarżonego. Przytaczając jedną z tych opinii Andrzej Purymski zacytował m.in., że jej autor miał wątpliwości kiedy mamy do czynienia z krytyką a kiedy z mową nienawiści.
Prokurator uznał też, że "poza samym przypisaniem oskarżonemu sformułowania określonych wypowiedzi i odtworzenia ich ewentualnego znaczenia, należałoby udowodnić - i to ponad wszelką wątpliwość - że oskarżonym kierował określony zamiar, to jest, że oskarżony chciał znieważyć określoną grupę ludzi i nawoływać do nienawiści do tej grupy".
- Nie spodziewaliśmy się, że prokuratura złoży apelację. Chociaż z drugiej strony nic już nas nie zdziwi - komentuje prezes OMZRiK.
O sprawie jako pierwsza napisała "Gazeta Wyborcza".
Były ksiądz, lider marszów narodowców
M. - jeszcze jako ksiądz - stał się znany z powodu swojej sympatii do Obozu Narodowo-Radykalnego oraz kontrowersyjnych wypowiedzi chwalących narodowo-katolicki radykalizm. Od przełożonych dostał całkowity zakaz wystąpień publicznych, a we wrześniu 2016 roku przestał być księdzem.
Już jako osoba świecka Jacek M. liderował wrocławskiemu środowisku narodowców. Co roku stawał na czele marszów, które 11 listopada przemierzały ulice stolicy Dolnego Śląska.
Źródło: tvn24.pl