Za sprawą Karola Nawrockiego w ostatnich dniach cała Polska mogła usłyszeć o snusach i woreczkach nikotynowych.
Równocześnie specjaliści od uzależnień podkreślają, by z publicznego przyjmowania nikotyny przez kandydata na prezydenta nie robić sprawy politycznej. Zamiast tego wzmożone zainteresowanie tematem lepiej wykorzystać jako szansę edukacyjną. Bo lekcji o uzależniającej mocy oraz szkodliwości nikotyny nigdy za wiele.
Dlatego do rozmowy na temat snusów zaprosiłam dr Marię Banaszak, certyfikowaną specjalistkę w dziedzinie psychoterapii uzależnień i psychoterapeutkę poznawczo-behawioralną, pełnomocniczkę Zarządu Głównego Stowarzyszenia Monar. W sieci prowadzi profil edukacyjny: @pani_od_narkotykow
Justyna Suchecka: Wielu Polaków o snusach i woreczkach tytoniowych usłyszało po raz pierwszy w czasie kampanii wyborczej. W twojej pracy to nie nowość?
Dr Maria Banaszak: Słyszałam już o nich wcześniej w związku z zawodem, który na co dzień wykonuję. Ale muszę przyznać, że gdyby nie to, jako zwykła obywatelka pewnie w ogóle nie zwróciłabym na te produkty uwagi. A przecież korzystam z miejsc takich, jak małe sklepy i stacje paliw, gdzie woreczki tytoniowe nie tylko można kupić, ale są też eksponowane. Robi się to jednak w taki sposób, żebyśmy patrzyli, ale nie wiedzieli, co widzimy...
Nie zwróciłabyś na nie uwagi?
Pewnie nie, bo te produkty zwykle sprzedawane są w kolorowych opakowaniach, przypominających cukierki, na przykład landrynki w metalowych pudełkach. Jeśli człowiek ich nie szuka, to przy kasie nie wyróżniają się spośród wielu innych podobnych produktów.
Ale nie jesteś zwykłą obywatelką…
Odkąd usłyszałam o tym od pacjentów, zwracam na nie większą uwagę. Teraz już doskonale widzę, jak są wyeksponowane przy kasach sklepowych.
Dokładnie pamiętam ten moment, gdy usłyszałam o nich po raz pierwszy, mimo że już wtedy saszetki nikotynowe były legalne i dostępne na polskim rynku od kilku lat. Problem zgłosiła jedna z moich pacjentek, której udało się wcześniej pokonać inne uzależnienia, zarówno od nielegalnych narkotyków, jak i od palenia klasycznych wyrobów tytoniowych ale przyznała, że z tymi nieszczęsnymi saszetkami nie umie sobie poradzić. To zwróciło moją uwagę na te produkty. Nie ich skład, nie ich działanie, a forma, która powoduje, że są tak kuszące, a ich używanie tak wciągające.
Co w nich takiego kuszącego i wciągającego?
Substancję psychoaktywną, konkretniej psychostymulującą - a pamiętajmy, że taką jest nikotyna - można dostarczyć do organizmu dyskretniej niż dotąd. Kiedy człowiek pali klasyczne papierosy, to od razu to czuć, a takie woreczki nie sprawiają takiego problemu. I nie chodzi mi tylko o osoby nieletnie, które kryją się przed rodzicami i nauczycielami. Dorośli też często kryją się z paleniem, bo jest coraz więcej środowisk, miejsc i sytuacji, gdy - choć jest to dozwolone - to po prostu jest to nie na miejscu lub niemile widziane.
Mówisz o woreczkach. To nie to samo co snusy?
To różne produkty, choć zdarza się, że nazwy snus używa się do określenia wszystkich produktów, które służą do bezdymnego dostarczania nikotyny do organizmu poprzez umieszczanie woreczków w ustach.
Formalnie jednak snusy to woreczki zawierające m.in. zmielony tytoń, o bardzo wysokiej zawartości nikotyny, w Polsce nielegalne. Natomiast woreczki nikotynowe to produkt legalny i to właśnie je można kupić w większości sklepów. Te woreczki nie zawierają tytoniu, tylko nikotynę. I czasem nazywane są white snusami. Stąd różne nieporozumienia.
Wyjaśnisz różnice?
Nikotyna jest substancją czynną zawartą w tytoniu, ale można ją z niego wyekstrahować, wyciągnąć. To tak z marihuaną - z konopi można wyodrębnić THC.
W przypadku woreczków nikotynowych - tą substancją są nasączone materiały roślinne, różnego rodzaju włókna, zazwyczaj celuloza, które same w sobie nie są psychoaktywne.
Snusy - z tego, co mi wiadomo, w Europie legalne jedynie w Szwecji - zawierają przede wszystkim tytoń. Taki jak w papierosach, tylko zmielony, co sprawia, że snus jest o niebo silniejszy. W jednym papierosie mamy zwykle między 7 a 15 miligramów nikotyny, no - 20, jeśli ktoś pali bardzo mocne papierosy. Woreczki nikotynowe mogą mieć różne poziomy mocy, dodatki smakowe, żeby wydawały się przyjemniejsze w przyjmowaniu i nie kojarzyły się z paleniem, ale zwykle jest w nich tyle nikotyny, co w takim bardzo mocnym papierosie. Snus jest jak kilka papierosów naraz.
I woreczki, i snus przyjmuje się w podobny sposób. Wkłada się je między dziąsło a wargę, co pozwala wchłaniać nikotynę przez błony śluzowe.
Temat snusów jest dla mnie bardzo zbliżony do tematu przypominających musy owocowe alkotubek.
Dlaczego?
Tubki i woreczki wpisują się w dzisiejsze trendy związane z uzależnieniami. Chodzi o to, że substancje psychoaktywne podaje się tak, by nawet sam uzależniony nie miał poczucia, że sięga po jakąś używkę - robi coś niewłaściwego czy niebezpiecznego.
One mają ładne opakowania, ciekawe smaki, przyjemne zapachy. Są dyskretne. Nałóg można pielęgnować jednocześnie wykonując właściwie każdą inną aktywność.
Palacze mówią często: "nie ma dymu, więc są bezpieczniejsze". To prawda?
Przestrzegam zawsze przed rankingowaniem używek, bo to prowadzi do różnych uproszczeń i racjonalizacji.
W tym przypadku sprawa również jest złożona. Choćby dlatego, że znaczenie ma też droga podania.
Na przykład wiemy, że w przypadku narkotyków najbardziej niebezpieczne jest podanie ich drogą dożylną. Wtedy najszybciej trafiają do krwiobiegu i najszybciej powodują zmiany w naszym układzie nerwowym. A im szybsze działanie, tym szybsze objawy odstawienne i tym łatwiej się uzależnić. Wchłanianie substancji przez błony śluzowe jamy ustnej i nosa jest wolniejsze niż w przypadku podania dożylnego, ale szybsze niż w drodze wchłaniania przez błony śluzowe płuc. Palenie powoduje też najwięcej strat w substancji czynnej. Dosłownie i w przenośni najwięcej substancji idzie z dymem.
A jak się ma do tego wkładanie substancji pod dziąsło?
Podanie przez drogi śluzowe jamy ustnej szybciej dostarcza nikotynę do krwiobiegu niż palenie. Nie musi przechodzić przez "barierę" płuc i nic nie "marnuje" się w powietrzu. I jasne, ktoś zaraz powie, że nie wdycha się wtedy szkodliwych substancji smolistych, więc to “bezpieczniejsze”. Ale pomija się w ten sposób inne zagrożenia związane z przyjmowaniem samej nikotyny.
Jakie?
Zacznijmy od tego, że nikotyna jest bardzo silnie i szybko uzależniająca. Ludzie oburzają się, gdy słyszą, że ktoś bierze klasyczne, nielegalne narkotyki jak np. amfetamina. Ich czujność słabnie, gdy coś można kupić w sklepie.
A nikotyna należy do grupy stymulantów, wpływa silnie na układ nerwowy, ale też zwiększa częstość akcji serca i ciśnienie krwi. Ludziom wydaje się, że nikotyna ich wycisza i uspokaja.
A nie uspokaja?
To uspokojenie pojawia się, ale wynika z pewnego rodzaju błogostanu związanego z pobudzeniem receptorów nikotynowych w mózgu, a co za tym idzie z wyrzutem dopaminy i stymulacją ośrodka nagrody. Po krótkim czasie uczucie wyciszenia pojawia się też jako efekt łagodzenie napięcia związanego z głodem nikotynowym. To jest ulga od głodu, a nie od życia samego w sobie.
Stymulanty pobudzają, na krótki czas poprawiają samopoczucie i pozornie usuwają uczucie zmęczenia oraz pozwalają się bardziej skupić na wybranych bodźcach. W przypadku palenia znaczenie ma też koncentracja na rytuale - wdech, wydech. Pomijamy to, że wszystko, co pozwala nam się na chwilę zrelaksować czy skupić, tym mocniej powoduje, że trudno nam ten stan osiągnąć bez tego. To działa w przypadku wszystkich narkotyków, nikotyna nie jest tu wyjątkiem. I zaczyna się samonapędzająca się spirala: im silniejsze uzależnienie, tym większe problemy z koncentracją i uwagą, ale też częstsze i silniejsze podenerwowanie i ogólnie obniżone samopoczucie.. Do tego dochodzą skutki uboczne przyjmowania nikotyny, nieważne jaką drogą, w postaci problemów związanych z układami krążenia i naczyniowym. Bo stymulanty z jednej strony zwężają nasze naczynia krwionośne, a z drugiej powodują, że krew szybciej płynie, co zwiększa ciśnienie krwi, obciąża serce i może prowadzić do uszkodzenia naczyń krwionośnych oraz utrudnia transport tlenu do tkanek. Używanie nikotyny zwiększa też krzepliwość krwi. Więc może dzięki woreczkowi ktoś czuje, że unika tytoniu i substancji smolistych, ale ściąga na siebie inne zagrożenia.
I nie chodzi tylko o raka płuc związanego z dymem tytoniowym?
Zdecydowanie nie, a rzadziej się niestety o tym mówi. Nikotyna to problem również dla układu pokarmowego, zwłaszcza trzustki. Więc może dzięki woreczkowi ktoś czuje, że unika substancji smolistych, ale ściąga na siebie inne zagrożenia.
To co powiedziałabyś palaczom, którzy mówią, że dzięki woreczkowi walczą z nałogiem?
Dobudowywanie otoczki o mniejszym złu, usprawiedliwianie jakiejś formy przyjmowania używki nie sprawia, że ona przestaje nią być. Mało tego, powoduje, że jeszcze trudniej ją rzucić. Psychologiczne mechanizmy nałogowe są podtrzymywane m.in. przez racjonalizacje.
Woreczki z nikotyną trudniej rzucić, ponieważ nie odczuwamy w związku z ich używaniem strat. Konsekwencje zdrowotne są odległe i abstrakcyjne. Łatwo je wypierać. A innych nie na co dzień nie odczuwamy. Gdy palisz papierosy, to śmierdzisz. Widzisz, że inni ludzie się odsuwają. Matki z wózkami cię przeganiają na ulicy, koledzy z pracy krzywo patrzą, gdy znów robisz sobie przerwę. Sam czujesz, że włosy i ubrania śmierdzą, czujesz niesmak w ustach. Masz świadomość strat związanych z nałogiem. Gdy przyjmujesz substancje w formie, która te straty niweluje, to nie sprawia, że staje się bezpieczniejsza, tylko łatwiej i dłużej możesz się z nią ukrywać. Również przed sobą samym.
Wtedy trudniej wyrwać się ze szponów nałogu?
Tak, bo uzależnienia są związane nie tylko z utratą kontroli nad naszym zachowaniem, ale też z utratą możliwości regulowania emocji. Dochodzi do zniekształceń poznawczych. Tracimy możliwość oceny rzeczywistości w sposób obiektywny. Mówimy sobie: "nie ma problemu", "to ostatni raz", "to nie ja mam problem, tylko ten, kto się czepia".
Albo przy woreczkach: "przecież wam nie śmierdzi i nie przeszkadza".
Dokładnie! "Nie przeszkadza i wam nie szkodzi, więc w czym problem!?"
A skoro wydaje nam się, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby kolejny "wrzucić" na dziąsło, to będziemy to robić coraz częściej .Mózg szybko dostaje to, co uważa za nagrodę, ale też szybciej mówi "chcę więcej".
W tym miejscu często pojawiają się argumenty, że to nie takie najgorsze uzależnienie, bo po nikotynie "nikt nie bije żony", czy "nie ląduje na ulicy". Ale uzależnienie od nikotyny, jak każdy nałóg, też nie jest neutralne. Człowiek ma problemy z regulacją napięcia emocjonalnego, pojawiają się zaburzenia nastroju, szybciej wpada w złość, gdy nie może kontynuować swojego rytuału, jest poddenerwowany. Zaczyna mieć problemy z uwagą, koncentracją, pamięcią. Może też dojść do zaburzeń rytmu snu.
Czyli nie ma neutralnych uzależnień?
Nie ma.
Na tym polegają uzależnienia. Na utracie kontroli i na tym, że czujemy przymus i powtarzamy różne czynności, mimo że są one szkodliwe. Jeśli jakiś rytuał jest neutralny lub korzystny dla naszego zdrowia i funkcjonowania psychosomatycznego, oraz jeśli nie czujemy dyskomfortu, gdy nie możemy go powtarzać, to nie jest to uzależnienie.
Osobom uzależnionym od nikotyny udziela się zwykle wsparcia psychoterapeutycznego w formie ambulatoryjnej. Na przykład zapraszamy na godzinną sesję raz w tygodniu. Pomagamy zrozumieć, jak na nie działają rytuały, po co im są. Edukujemy, uczymy jak inaczej radzić sobie z napięciem, dostarczać relaksu czy przyjemności, zamienić rytuał na inny, nieszkodliwy. Istnieją również różne formy wsparcia farmakologicznego w leczeniu uzależniania od nikotyny.
Takie lekcje przydałyby się też pewnie młodzieży?
Zainteresowanie mediów woreczkami to na pewno dobra okazja, by o tym rozmawiać z nastolatkami. Mówić szerzej o problemie uzależnień - o zagrożeniach związanych z używaniem różnych substancji, ale też w ogóle o emocjach, różnych sposobach ich regulowania i tym, które są konstruktywne, a które niekoniecznie.
Jest jeszcze jedna rzecz, na którą chciałbym zwrócić uwagę rodzicom. Legalne produkty nikotynowe są fabrycznie zgrzewane, mają kształt prostokątnych poduszeczek. Natomiast jeśli zobaczymy, że mają kształt bliższy cukierkowi, skręconą jak w joincie końcówkę, to jest możliwość, że ten produkt został zmodyfikowany. Ktoś mógł sobie do tych włókien z nikotyną czy tytoniu coś dołożyć. Nie mówię, że tak musi być, ale z doświadczenia zawodowego wiem, że szczególnie młodzi ludzie mają wielką satysfakcję z takich modyfikacji. To atrybut świata, do którego dorośli - ich zdaniem - nie mają dostępu. I później chwalą się między sobą, że przez pół roku nikt nie zauważył, gdy wrzucali coś na lekcjach na dziąsło. Testują przyjmowanie substancji, patrząc dorosłym niemalże prosto w oczy. Wymieniają się tymi historiami w internecie. To mocno nakręca i daje poczucie wyjątkowości.
I ja nie chcę straszyć, bo nie o to chodzi. To jest apel o rozmawianie o używkach z dziećmi.
Czyli teraz dobrze przyjść do nastolatka i zapytać, czy słyszał o snusach?
Tak, w rozmowach o substancjach psychoaktywnych właśnie o to chodzi, by prowadzić je wprost. I by rozmawiać, a nie tylko przemawiać.
Narkotyki były, są i będą. Dostęp do nich staje się coraz łatwiejszy. Z informacjami o nich zetknie się nawet najmądrzejsze, najambitniejsze i najlepiej wychowywane dziecko. Dobrze by było, żeby docierały do niego nie tylko informacje z losowych źródeł w internecie, ale przede wszystkim te sprawdzone, zachęcające do krytycznego myślenia. My dorośli powinniśmy być ich źródłem.
Czasem prowadzę warsztaty z młodzieżą. Mówię im wtedy: kto jak kto, ale wy umiecie myśleć krytycznie, buntować się i nie zgadzać. Wykorzystujcie to również w temacie używek. Pamiętajcie, że ktoś zarabia na tym, że wy coś przyjmujecie i się od tego uzależniacie. A to, że zarabia, nie oznacza, że wasze zdrowie i dobro jest w jego interesie.
Źródło: TVN24+
Źródło zdjęcia głównego: Jakub Kaczmarczyk/PAP