|

Jesz kolację na wakacjach, czujesz metaliczny posmak, a potem jest tylko gorzej

Potrawa z lucjana czerwonego - jednego z gatunków najczęściej powodujących ciguaterę
Potrawa z lucjana czerwonego - jednego z gatunków najczęściej powodujących ciguaterę
Źródło: Shutterstock

Objawy pojawiają się przeważnie od 6 do 12 godzin od momentu zatrucia. Większość pacjentów początkowo uskarża się na biegunkę, wymioty i ból głowy, u części występuje nadmierne pocenie się, odrętwienie czy ból w obrębie mięśni i stawów. Później dochodzą dziwniejsze objawy: metaliczny, palący smak w ustach czy poczucie, że ciepłe powierzchnie są lodowato zimne. Skóra zaczyna intensywnie swędzieć, serce nieregularnie bije. Większość objawów utrzymuje się przez kilka dni, ale niektóre mogą prześladować pacjentów przez tygodnie lub miesiące, niekiedy dłużej. Czasami wracają one ze wzmożoną siłą, na przykład po spożyciu alkoholu.

Artykuł dostępny w subskrypcji
Kluczowe fakty:
  • Ciguatera to choroba tropikalna, na którą rocznie zapada nawet 50 tysięcy osób.
  • Kontakt z toksyną odbywa się niezauważenie.
  • Produkujące toksynę glony zaczynają pojawiać się w bliższych nam geograficznie miejscach.
  • Wiele wskazuje na to, że wraz z ocieplaniem się wód morskich glony będą występować także w wodach strefy umiarkowanej.

Opisany powyżej nieprzyjemny zestaw objawów to efekt ciguatery, zatrucia morskimi substancjami z grupy ciguatoksyn. To najczęstsza na świecie niebakteryjna choroba powiązana z owocami morza - rocznie zapada na nią około 20-50 tysięcy osób - ale wielu z nas prawdopodobnie nigdy o niej nie słyszało. Nic w tym zresztą dziwnego - wywołujące ją toksyny produkowane są przez algi w ciepłych wodach Morza Karaibskiego, Oceanu Indyjskiego i Pacyfiku, w naszej szerokości geograficznej pojawiają się jedynie przypadkiem. W ogrzewającej się Europie czeka nas jednak prawdopodobny wzrost przypadków ciguatery.

Anatomia zatrucia

Obecność ciguatoksyn w ciepłych wodach związana jest z działalnością bruzdnic - jednokomórkowych, opancerzonych glonów z rodzaju Gambierdiscus i Fukuyoa. Organizmy te bytują w bentosie, czyli przydennej warstwie morza, gdzie osadzają się na większych glonach i koralowcach. Chociaż same w sobie nie stanowią ważnego źródła pokarmowego, bardzo często są przypadkowo połykane przez pływające blisko dna ryby.

Różne gatunki bruzdnic z rodzaju Gambierdiscus pod nikroskopem
Różne gatunki bruzdnic z rodzaju Gambierdiscus pod nikroskopem
Źródło: NOAA CCFHR/Mark Vandersea

Wśród produkowanych przez bruzdnice substancji są ciguatoksyny - długie łańcuchy polieterowe, które w odpowiednim stężeniu mogą wykazywać działanie neurotoksyczne. Pojedynczy organizm potrafi wytworzyć zaledwie niewielką dawkę substancji. Zazwyczaj ryba połyka jednak więcej niż jedną komórkę glonu, a w jej organizmie stopniowo dochodzi do akumulacji związku. Łańcuchy ciguatoksyn dobrze rozpuszczają się w tłuszczach, więc toksyna zbiera się w tkance tłuszczowej, mięsie i narządach zwierząt. Większe ryby pożerają mniejsze, doprowadzając do dalszej akumulacji związku. To właśnie drapieżne ryby rafowe charakteryzują się najsmaczniejszym mięsem i są najbardziej cenione przez konsumentów.

Ciguatoksyny chętnie łączą się nie tylko z tłuszczami. W odpowiednim stężeniu stają się niebezpieczne dla układu nerwowego, a konkretnie mechanizmu przekazywania impulsów nerwowych. W przesyłaniu sygnału biorą udział kanały sodowe bramkowane napięciem, czyli struktury aktywujące się pod wpływem zmian napięcia w otoczeniu. Zazwyczaj otwierają się one jedynie w momencie, gdy otaczająca kanał błona komórkowa ulegnie nagłej depolaryzacji w odpowiedzi na przekazywany sygnał. Ciguatoksyny sprawiają jednak, że kanały otwierają się pod wpływem jakiegokolwiek bodźca, nawet najmniejszego. W efekcie układ nerwowy zaczyna przewodzić sygnały, których nie ma. Pierwsze objawy zatrucia mogą pojawić się w zaledwie pół godziny od spożycia ryby.

Przeciwdziałanie ciguaterze jest dość trudne. Ciguatoksyny są trudne do usunięcia z mięsa na etapie obróbki. Dzięki wysokiej stabilności termicznej nie ulegają one rozkładowi podczas termicznego przygotowywania ryb. Na dodatek toksyn nie da się w żaden sposób wyczuć w gotowym daniu - są bezbarwne, bezwonne i pozbawione smaku. Stwierdzenie zatrucia jest możliwe jedynie w przypadku wystąpienia objawów, udania się do lekarza i przeprowadzenia odpowiedniego testu laboratoryjnego - o ile oczywiście dojdzie to postawienia prawidłowej diagnozy, co w dopiero poznającej to zagrożenie Europie nie zawsze musi być regułą.

Tropiki po sąsiedzku

Pierwsze przypadki ciguatery po zjedzeniu europejskich owoców morza zanotowano w 2004 roku na Wyspach Kanaryjskich. Zatrucie wprawiło lekarzy w zdumienie - pacjenci twierdzili, że zjedli złowioną w przybrzeżnych wodach seriolę (Seriola sp.), a nie kupiony w sklepie gatunek z tropików. Dopiero kolejne badania potwierdziły obecność mikroskopijnych bruzdnic z rodzaju Gambierdiscus, jednego z producentów toksyn, w wodach otaczających archipelag. Z czasem przypadków zatrucia rodzimą produkcją było coraz więcej, aż w 2008 roku zanotowano pierwsze przypadki na portugalskiej Maderze.

Miejsca, w których stwierdzono rodzime zatrucia ciguatoksynami
Miejsca, w których stwierdzono rodzime zatrucia ciguatoksynami
Źródło: scaliger/tvnmeteo.pl za AECOSAN/U.S. National Office for Harmful Algal Blooms

Ciguatoksyny nie są jedynie problemem wysuniętych na południe atlantyckich wysp. Przeprowadzone w latach 2016-2020 badanie EuroCigua pokazuje, że produkujące je bruzdnice od pewnego czasu występują także w Morzu Śródziemnym, chociaż jeszcze nie w zagęszczeniu powodującym znaczącą akumulację toksyn w organizmach ryb i jedzących je zwierząt. "Punkty zapalne" zidentyfikowano na Balearach oraz u wybrzeży Grecji i Turcji - Gambierdiscus pojawiły się na Majorce, Krecie czy Rodos, a w wodach opływających Cypr czy Samos naukowcy doszukali się śladów występowania rodzaju Fukuyoa.

Miejsca, gdzie w Europie stwierdzono występowanie bruzdnic z rodzaju Gambierdiscus (żółte punkty) i Fukuyoa (czerwone trójkąty) do roku 2018
Miejsca, gdzie w Europie stwierdzono występowanie bruzdnic z rodzaju Gambierdiscus (żółte punkty) i Fukuyoa (czerwone trójkąty) do roku 2018
Źródło: GoogleMaps/tvnmeteo.pl za Jorge Diogene/EuroCigua

Naukowcy wiążą obecność tropikalnych glonów w regionach o umiarkowanym klimacie ze zmianami klimatu - chłodne wody, które niegdyś blokowały ich rozrost, stają się coraz cieplejsze. W opublikowanej w 2019 roku analizie badacze z Uniwersytetu w Vigo podali, że nie powinny być one uznawane za jedyny napędzający je czynnik, ale bez wątpienia są tym najważniejszym. Przeżyźnione wody, intensywne rybołówstwo i duży ruch turystyczny sprzyjają rozwojowi bruzdnic, jednak bez ocieplenia się mórz i oceanów nawet nie zawitałyby one do Europy.

Czy istnieje ryzyko, że bruzdnice zawędrują dalej na północ? W tym momencie trudno odpowiedzieć na to pytanie - możemy jedynie monitorować zagrożenie i reagować na jego pojawienie się w nowych miejscach. Według Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA), kluczową rolę pełni tutaj gromadzenie danych na temat czynników środowiskowych towarzyszących zakwitom i obserwacja, jak wpływają one na toksyczność rybiego mięsa. Tylko na tej podstawie będziemy mogli opracować modele matematyczne do przewidywania zakwitów, oceny akumulacji związku w organizmach żywych i ryzyka wystąpienia przyszłych epidemii przy użyciu różnych scenariuszy klimatycznych.

Zagrożenie z importu

Ciguatera nie pojawia się w Europie jedynie za sprawą rodzimych źródeł. Pierwszą poważną serię przypadków związanych z importowanym mięsem zanotowano w Niemczech w 2012 roku. Świeże, próżniowo zapakowane filety ze złowionego u wybrzeży Indii lucjana czerwonego (Lutjanus campechanus) trafiły do sklepów w dwustu miastach. W siedmiu z nich - od wybrzeży Bałtyku po Bawarię i tereny położone nad Renem - do szpitali nagle zaczęły zgłaszać się osoby z nietypowymi objawami neurologicznymi. Zatrucie ciguatoksynami potwierdzono wtedy u 23 pacjentów.

Jak wynika z danych Niemieckiego Federalnego Instytutu Oceny Ryzyka, pierwsza seria przypadków okazała się zresztą dość poważna. Po miesiącu od zatrucia u wszystkich pacjentów wciąż występowały objawy neurologiczne. W badaniach kontrolnych przeprowadzonych prawie trzy lata od zdarzenia dwie osoby nadal uskarżały się na problemy, które wystąpiły u nich w wyniku zatrucia. 27-letnia kobieta opowiadała, że chociaż tamtego dnia zjadła tylko niewielką porcję, niemal cały czas męczyło ją osłabienie, drgawki i zimne poty.

Lucjan czerwony (Lutjanus campechanus) - jeden z gatunków najczęściej wiązanych z ciguaterą
Lucjan czerwony (Lutjanus campechanus) - jeden z gatunków najczęściej wiązanych z ciguaterą
Źródło: NOAA Fisheries

To nie jedyna "importowana" ciguatera w Europie. W Niemczech w latach 2012-2018 do służb weterynaryjnych zgłoszono 75 przypadków. Choroba wystąpiła także we Francji, gdzie od 2012 do 2019 roku do szpitali zgłosiło się 130 pacjentów. Wśród gatunków wymienianych przez Francuską Sieć Kontroli Zatruć jako najczęściej powodujące zatrucia pojawiły się wspomniane już lucjany, ale także graniki (Epinephelus spp.), barrakudy (Sphyraena spp.) czy mureny (Muraena spp.). Niektóre przypadki powiązane były ze skażonym mięsem sprzedawanym we francuskich sklepach, ale do szpitali trafiły także osoby, które zatruły się na zagranicznych wycieczkach lub w zamorskich terytoriach kraju.

Może się wydawać, że nie mamy wpływu na występowanie tych przypadków. Skoro ciguatoksyny są niewykrywalne i niemożliwe do usunięcia, zawsze będzie istniało ryzyko ich wystąpienia w mięsie ryb sprowadzanych z regionów, gdzie bruzdnice występują naturalnie. Naukowcy twierdzą jednak, że prawdopodobieństwo zatrucia będzie coraz większe, co związane jest z pewną zależnością zauważoną już w latach 50. ubiegłego wieku.

Wojna i blaknięcie

Tuż po II wojnie światowej amerykańscy badacze pracowali nad analizą trujących gatunków ryb w okolicach Atolu Johnstona i polinezyjskich wysp Line. W regionach tych prowadzono intensywne działania wojenne, a u żołnierzy stacjonujących w regionie dochodziło do wielu przypadków zatruć po spożyciu pozyskanego lokalnie mięsa. Jak zauważono, wiele gatunków dotychczas uważanych za bezpieczne okazało się toksycznych dla myszy laboratoryjnych. Szczególnie widoczne było to w archipelagu Line, gdzie przed 1943 rokiem nie zanotowano ani jednego przypadku zatrucia mięsem ryb.

Kolejne badania doprowadziły do odkrycia, że to nie same ryby zaczęły produkować toksyny, ale mikroorganizmy, które zaczęły masowo rozwijać się na uszkodzonych przez działania wojenne rafach. To wtedy choroba otrzymała również swoją nazwę - ciguatera.

Od tego czasu badacze zaproponowali kilka hipotez wiążących utratę ekosystemów rafowych z częstszym występowaniem bruzdnic. Jedna z nich jako winne wskazuje "murawy glonów", które w uszkodzonych ekosystemach zastępują utracone gatunki morskich roślin - stanowią one doskonałe miejsce rozwoju dla mikroorganizmów. Inna zwraca uwagę na zmianę warunków środowiskowych - mniejsza dostępność składników pokarmowych na uszkodzonej rafie może faworyzować bruzdnice, podobnie jak zmiany w dostępności światła słonecznego.

Bruzdnica Gambierdiscus sp. pod mikroskopem elektronowym (z lewej) i optycznym (z prawej)
Bruzdnica Gambierdiscus sp. pod mikroskopem elektronowym (z lewej) i optycznym (z prawej)
Źródło: M. Richlen/U.S. National Office for Harmful Algal Blooms/WHOI

W 2025 roku na łamach czasopisma "Toxins" ukazało się badanie przychylające się do jeszcze innej hipotezy. Według badaczy w toni wodnej dookoła uszkodzonych raf koralowych może unosić się mniej organizmów planktonowych, co zmusza żywiące się nimi ryby do poszukiwania pokarmu gdzie indziej. To problem dla zjadających je drapieżników - nagle muszą one znaleźć alternatywne źródło pożywienia. Mogą stawać się nim pływające bliżej dna ryby bentosowe, które podczas żerowania połykają więcej toksycznych bruzdnic. W ten sposób dochodzi do akumulacji ciguatoksyn w wyższych ogniwach sieci pokarmowej, a ostatecznie trafiają one także na nasze stoły.

Naukowcy zaznaczyli, że na chwilę obecną nie możemy z całkowitą pewnością stwierdzić, która hipoteza jest prawdziwa - być może za zjawiskiem stoi zupełnie inny, nieznany mechanizm. Zbierane od lat 50. XX wieku dowody silnie wskazują jednak na zależność między uszkodzeniem raf a częstszym występowaniem ciguatery, co nie napawa optymizmem przy pogarszającym się stanie raf świata. Blaknące, kurczące się ekosystemy mogą stawać się coraz lepszym siedliskiem dla bruzdnic - i coraz większym niebezpieczeństwem dla nas.

Problem nie tylko dla zdrowia

Raport końcowy projektu EuroCigua wskazał, że informacje na temat ognisk ciguatery w Unii Europejskiej były fragmentaryczne, a przypadki prawdopodobnie niedoszacowane - w najlżejszych przypadkach zatrucie można pomylić z grypą lub chorobą układu pokarmowego. Na dodatek w regionach, gdzie zatrucie toksyną należy do rzadkości, lekarze mogą mieć problemy z postawieniem właściwej diagnozy, a leki nie zawsze będą dostępne od ręki.

Należy pamiętać, że poza ogromnym obciążeniem dla zdrowia publicznego ciguatera stanowi także problem gospodarczy. W 2020 roku ukazał się raport Morskiej Organizacji Badawczej Północnego Pacyfiku (PICES), w którym grupa badaczy przyjrzała się wpływowi choroby na niewielkie kraje wyspiarskie, utrzymujące się głównie z rybołówstwa i turystyki. Badacze wskazali kilka głównych sposobów, jak zatrucia ciguatoksynami zagrażały gospodarce - kraje ponosiły koszty zdrowotne związane z rozpoznaniem i leczeniem choroby, zmniejszały się dochody rybaków, a turyści rezygnowali ze spożywania ryb, zadając tym samym cios sektorowi usług gastronomicznych. Co ciekawe, również mieszkańcy obawiali się zatrucia mięsem ryb, co doprowadziło do zubożenia ich diety, a tym samym dalszego osłabienia rodzimego rybołówstwa.

Chociaż od lat 50. sporo dowiedzieliśmy się na temat ciguatery, jej obecność w nowych wodach wymaga dalszych badań. Obecnie w Europie prowadzona jest druga tura programu EuroCigua, w ramach której naukowcy chcą opracować pełen zestaw procedur identyfikacji ognisk zatruć i przewidywania, gdzie w przyszłości może dojść do zakwitów toksycznych bruzdnic. Prace komitetu mają zakończyć się jesienią 2025 roku.

Sygnał ostrzegawczy

W 2024 roku anomalia średniej temperatury powietrza na świecie po raz pierwszy wyniosła ponad 1,5 stopnia Celsjusza na plus. Wartość ta ma szczególne znaczenie - w porozumieniu paryskim została określona jako próg, którego nie powinniśmy przekraczać. W podsumowującym ten smutny rekord raporcie Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO) podkreśliła, że 2024 wcale nie pogrzebał naszych szans na realizację postanowień zawartych w porozumieniu paryskim. Jeden rok ze średnią temperaturą powyżej 1,5 st. C względem wartości bazowej nie oznacza niepowodzenia w walce ze zmianami klimatycznymi. Jest to raczej sygnał ostrzegawczy, że dookoła nas dzieją się coraz bardziej niepokojące rzeczy. Niektórych z nich nie widzimy na pierwszy rzut oka, co wcale nie czyni ich mniej niebezpiecznymi. Wręcz przeciwnie, w momencie, gdy zaczną widocznie wpływać na naszą codzienność, może być już za późno, by je zidentyfikować, poznać i ograniczyć.

Czytaj także: