Policjanci z Wrocławia wyjaśniali sprawę kradzieży auta jednej z mieszkanek miasta. Kobieta upierała się, że zostawiła je przed domem i że tam najpewniej zostało skradzione. - Nagle przypomniała sobie, że samochód zaparkowała w innym miejscu, niż jej się wydawało - powiedział Dariusz Rajski z wrocławskiej policji.
Do policjantów z wrocławskiej Leśnicy zgłosiła się kobieta, która poinformowała, że jej auto zostało skradzione. - Była przekonana, że widziała swój zaparkowany na ulicy samochód jeszcze kilkanaście godzin wcześniej - relacjonował w piątek sierżant sztabowy Dariusz Rajski z biura prasowego wrocławskiej policji.
Sprawdzali, ale powątpiewali
Policjanci rozpoczęli sprawdzanie okolicy i przeglądanie zapisów z kamer monitoringu. Pod uwagę brali różne scenariusze wydarzeń. - Sprawdzali, czy auto nie zostało odholowane przez straż miejską, czy może nie zostało skradzione metodą na hol. Jednak im więcej mieli ustaleń, tym więcej nabierali wątpliwości. A wersja o kradzieży pojazdu stawała się coraz mniej prawdopodobna - przyznał Rajski. Pomimo tego kobieta i jej mąż przekonywali, że samochód jeszcze dzień wcześniej stał przed domem i że musiał zostać skradziony.
"Przypomniała sobie, że samochód zaparkowała w innym miejscu"
Gdy mundurowi przyjęli zawiadomienie o kradzieży i wypełnili niezbędne w takiej sytuacji dokumenty, właścicielka auta wyszła z komisariatu. Po chwili jednak wróciła. - Nagle przypomniała sobie, że samochód zaparkowała w innym miejscu, niż jej się wydawało. Pojazd zostawiła na parkingu jednego z centrów handlowych - powiedział policjant.
- Funkcjonariusze od kilku godzin niepotrzebnie prowadzili swoje czynności. Dobrze, że w tym przypadku nie doszło do kradzieży, ale w czasie, gdy poszukiwano samochodu, ktoś inny musiał czekać na interwencję i pomoc - dodał sierżant sztabowy Dariusz Rajski.
Źródło: policja Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock