W czasie protestu we Wrocławiu przeciw orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego grupa kilkudziesięciu zamaskowanych mężczyzn zaatakowała uczestników manifestacji. Na nagraniu z zajścia widać, jak jeden z nich popycha kobietę, a ta pada i uderza o krawężnik. Wrocławska policja otrzymała dwa zgłoszenia - w sprawie naruszenia nietykalności cielesnej i spowodowania uszczerbku na zdrowiu. Zatrzymano mężczyznę podejrzewanego o atak na dziennikarkę.
W środę ulicami wielu polskich miast i miasteczek przeszły manifestacje przeciwników orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego kierowanego przez Julię Przyłębską, dotyczącego niezgodności z konstytucją przepisu o możliwości przerwania ciąży w przypadku ciężkiej i nieodwracalnej wady płodu.
Wielotysięczny tłum zebrał się także we Wrocławiu. Protestujący szli głównymi ulicami miasta, a do pieszych dołączyli także kierowcy aut, motocykliści i rowerzyści.
Atak na kobiety w czasie protestów
Wieczorem w stolicy Dolnego Śląska doszło do niepokojącego wydarzenia, gdy grupa około 40 mężczyzn zaatakowała maszerujących. Na nagraniu z incydentu, do którego według świadków miało dość w okolicach ulicy Krupniczej, widać, jak rosły, zamaskowany mężczyzna popchnął kobietę. Ta upadła na ziemię, uderzając o krawężnik.
- W trakcie uczestnictwa w proteście, na wysokości placu Wróblewskiego, koło nas przechodziła grupa mężczyzn w wieku około 30-40 lat ubranych na czarno. Widać było, że nie są zbyt sympatycznie do nas nastawieni. My szliśmy w jedną stronę, oni naprzeciwko nas i krzyczeli coś w stylu "wracajcie do szkoły" (…) Zostali wyśmiani i tyle - mówiła w rozmowie z TVN24 Sylwana Dimtchev, która brała udział w marszu.
Dodała, że godzinę albo półtorej godziny później, kiedy odłączyła się od marszu i stała w innym miejscu, na skrzyżowaniu ulic Krupniczej i Kazimierza Wielkiego, zauważyła, że "najpierw podbiegła do innej grupki wracających z marszu dziewczyna, która coś powiedziała w przejęciu, natomiast wszyscy dookoła naciskali klaksony, więc nie było słychać".
"Grupa mężczyzn zablokowała trasę marszu"
- Widać było tylko, że jest przestraszona i odbiegła. Chwilę po tym zza rogu, z ulicy Krupniczej wybiegła grupa 20-30 mężczyzn ubranych na ciemno, zamaskowanych, w kapturach i wbiegła prosto przez tory, blokując trasę marszu, który w tym czasie szedł od ulicy Kazimierza Wielkiego w kierunku Jana Pawła II - relacjonowała Dimtchev.
- Na początku tylko stali. Ludzie zaczęli uciekać, bo wiadomo było, że coś tutaj jest nie tak. Później oni wbiegli w ten tłum i co widać na nagraniu, na pewno jedna osoba została powalona i coś jej się musiało stać - dodała. Jak mówiła, to trwało około dwóch minut. Dodała, że mężczyźni pobiegli w stronę placu Solnego.
Dimtchev przyznała, że ją "sparaliżowało". - Jedyna rzecz, którą mogłam zrobić, to wyciągnąć kamerę i to nagrać, bo a nuż to będzie jakiś dowód w sprawie w przyszłości - powiedziała.
- Oni wiedzieli, co robią. Wbiegli, zablokowali ten marsz. Widać było, że przód marszu zauważył, że coś się dzieje i [ludzie - przyp. red.] próbowali ostrzec, krzyczeli, natomiast przebić się w tym zgiełku było bardzo trudno - mówiła. Dodała, że nie widziała żadnych klubowych emblematów, żadnych szalików kibiców.
- Trudno powiedzieć, kto to był. Dla mnie to byli po prostu bandyci. Pod jaką ideologię się podpinają, to już jest mniej ważne. Wbiegli tam i zrobili krzywdę ludziom - powiedziała Dimtchev.
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", zaatakowane zostały dwie reporterki tego dziennika.
Kolejnym świadkiem zdarzenia, który także nagrał całe zajście, jest dziennikarz Radia Gra Mateusz Czmiel. Wideo jego autorstwa również pokazywaliśmy na naszej antenie. Reporter TVN24 rozmawiał z nim w czwartkowy poranek.
- Nagrywałem wcześniej tańczących ludzi na ulicach, z banerami, siedzących na samochodach. Bawiących się, protestujących. Nagle grupa około 30-40 mężczyzn wyłoniła się nie wiadomo skąd i zaczęli zaczepiać ludzi. Szli zamaskowani, ubrani na czarno. Zaczęli krzyczeć, ludzie zaczęli krzyczeć. Jedna z dziennikarek, która relacjonowała to, podobnie jak ja stała najbliżej tej grupy. Została popchnięta przez jednego mężczyznę. Gdyby się nie odsunęła wcześniej, zostałaby też bardzo mocno uderzona. I tak jak szybko się pojawili, tak nagle zniknęli - mówi Czmiel.
Starcie niedaleko katedry
Gorąco było nie tylko w okolicach ulicy Krupniczej. Otrzymaliśmy też nagrania ze skrzyżowania ulic Wyszyńskiego i Szczytnickiej (okolice katedry na Ostrowie Tumskim), na których widać, jak grupka zamaskowanych, ubranych na czarno mężczyzn atakuje manifestantów. Jest krótka wymiana ciosów między mężczyznami. Słychać krzyki kobiet: "Policja! Policja! Gdzie jest policja?!" i "Róbcie coś".
To drugie wezwanie prawdopodobnie kierowane było do będących na miejscu funkcjonariuszy. Na środku skrzyżowania stał radiowóz z włączonymi kogutami. Na nagraniu widać jednego z policjantów, który przebywał blisko całego zdarzenia i widział, co się dzieje. Mimo to nie reagował.
Wszystko trwało może kilkadziesiąt sekund. Zamaskowani mężczyźni uciekli.
Tak relacjonowała to zdarzenie kobieta będąca jego świadkiem:
- Zaczęli podbiegać nagle, jeszcze nie szturchać, ale były słowne zaczepki. Nie wszystko dokładnie słyszałam. W pewnym momencie jeden z tych chłopaków tak już zupełnie wybiegł z tej grupy i podszedł do jednego chłopaka po naszej stronie i go pchnął. Potem się już bardzo szybko zadziało - mówi.
"To politycy wyprowadzili ludzi na ulice"
O komentarz w sprawie wieczornych ataków poprosiliśmy prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka. Jak przyznał, mieszkańcy miasta wysyłają mu nagrania i proszą o reakcję. Sutryk określił zachowanie grupki zamaskowanych mężczyzn jako "wyjątkowo niebezpieczne i haniebne".
- Rzeczywiście mało brakowało, aby doszło do tragedii. Ja dzisiaj rozmawiałem z poszkodowaną dziennikarką. Tam naprawdę była sytuacja wyjątkowo niebezpieczna. Ale ja bym powiedział tak: to politycy wyprowadzili ludzi na ulice w czasie, kiedy powinniśmy troszczyć się o nasze zdrowie i życie w kontekście covidu. To ja teraz oczekuję od polityków, że oni przynajmniej sprawią i zatroszczą się o to, aby ci ludzie, którzy pokojowo manifestują i dopominają się rzeczy najważniejszych, żeby mogli się czuć bezpiecznie. To jest dzisiaj odpowiedzialność tych polityków, którzy doprowadzili do tego, że ludzie na ulice wyszli - zaznacza prezydent Wrocławia.
Jedna osoba zatrzymana
Wrocławscy policjanci zabezpieczali w środę kilka manifestacji w mieście. W większości przebiegały one w sposób spokojny.
Funkcjonariusze wylegitymowali i ustalili tożsamość 180 osób, między innymi w rejonie ulicy Kazimierza Wielkiego, Traugutta, placu Dominikańskiego oraz terenu Ostrowa Tumskiego. Zabezpieczony został monitoring z tych miejsc.
Początkowo policjanci informowali, że nie otrzymali żadnego oficjalnego zawiadomienia od osób, które miały zostać w jakikolwiek sposób poszkodowane w wyniku tych incydentów, nie licząc zgłoszenia dotyczącego zniszczenia sprzętu elektronicznego na Przedmieściu Oławskim.
Po południu sytuacja się zmieniła. Wpłynęły do nich dwa zgłoszenia w sprawie naruszenia nietykalności cielesnej i spowodowania uszczerbku na zdrowiu.
- Została zatrzymana jedna osoba. To mężczyzna, który może mieć związek z wczorajszym zdarzeniem, dotyczącym spowodowania uszczerbku na zdrowiu dwóch osób. Mężczyzna jest doprowadzany, będą prowadzone z nim czynności, policja próbuje dotrzeć też do innych osób związanych ze sprawą - mówił rzecznik dolnośląskiej policji Kamil Rynkiewicz w rozmowie z TVN24.
Jak dodał, przy tak dużej skali wydarzenia, skupiającego kilkadziesiąt tysięcy osób, nie da się wykluczyć incydentów.
Przed godziną 16 wrocławska policja poinformowała, że kryminalni "wytypowali, a także zatrzymali mężczyznę podejrzewanego o atak na dziennikarkę podczas wczorajszego strajku". Do zatrzymania doszło na jednej z ulic wrocławskiego Grabiszynka.
"Protestujemy przeciw barbarzyństwu"
W czwartek redakcja "Gazety Wyborczej" wydała oświadczenie w związku z atakiem na dziennikarki. Poniżej jego pełna treść:
Wczoraj, 28 października we Wrocławiu ok. godz. 20.30 grupa 30 ubranych na czarno, zamaskowanych mężczyzn - ośmielona wezwaniami wicepremiera ds. bezpieczeństwa Jarosława Kaczyńskiego - zaatakowała nasze reporterki, gdy prowadziły relację dla "Gazety Wyborczej" z manifestacji Strajku Kobiet.
Magda Kozioł została uderzona w brzuch i powalona na ziemię. Joannie Urbańskiej-Jaworskiej wytrącono aparat, przewrócono ją i szarpano.
Atak na Magdę Kozioł i Joannę Urbańską-Jaworską stanowi nie tylko naruszenie ich nietykalności cielesnej. Był też próbą uniemożliwienia im wykonywania obowiązków dziennikarskich.
Redakcja "Gazety Wyborczej" protestuje przeciw temu barbarzyństwu. Zapewniamy, że zrobimy wszystko, aby doprowadzić do identyfikacji i ukarania sprawców. Powiadomimy też o sprawie międzynarodowe organizacje dziennikarskie i praw człowieka.
Źródło: TVN24, Onet
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Czmiel/Radio Gra Wrocław