Na wokandę Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu trafiła sprawa oskarżonych o zgwałcenie i zabójstwo 15-letniej Małgosi. Za zbrodnię sprzed 24 lat dwóch mężczyzn usłyszało - przed sądem pierwszej instancji - wyroki 25 lat pozbawienia wolności. Jednak żaden z nich do winy się nie przyznaje. Ich obrońcy chcą uniewinnienia, a prokuratura domaga się dożywocia dla jednego z oskarżonych.
We wrześniu 2020 roku Sąd Okręgowy we Wrocławiu skazał Ireneusza M. i Norberta Basiurę (zgodził się na podawanie swoich danych) na kary po 25 lat pozbawienia wolności. Mężczyźni przed sądem odpowiadali za zgwałcenie i zabójstwo 15-letniej Małgosi. Sąd wskazał, że mężczyźni działali wspólnie i w porozumieniu z nieustalonymi dotąd osobami. OGLĄDAJ TELEWIZJĘ NA ŻYWO W TVN24 GO >>>
Sąd pierwszej instancji: po 25 lat więzienia
O działaniu oskarżonych Marek Poteralski, sędzia Sądu Okręgowego we Wrocławiu, mówił wtedy tak: - Dopuścili się zbiorowego zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem (…), pozostawili ją nagą, leżącą na ziemi i w miejscu ogólnie niedostępnym i nieoświetlonym, a sami wrócili na dyskotekę, nie interesując się jej dalszym losem.
Jeśli chodzi o wymiar kary, sąd pierwszej instancji wziął pod uwagę, że zabójstwo zostało dokonane z zamiarem ewentualnym, w związku z czym nie orzekł kary dożywocia. A to właśnie dożywocia dla M. domagała się prokuratura.
Z kolei oskarżeni od początku do winy się nie przyznawali. - Jestem niewinny, nie wiem, kto to zrobił. Chciałbym się dowiedzieć - mówił Ireneusz M.
A Norbert Basiura przekonywał: - Nie znałem Małgorzaty K. Nie pamiętam jej z dyskoteki, nie wyprowadzałem jej z dyskoteki, nie zgwałciłem i nie zamordowałem Małgorzaty K. Cały akt oskarżenia oparty jest na zlepku domysłów prokuratora. Jestem niewinny.
Wyrok ogłoszony przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu nie był prawomocny.
Obrońcy chcą uniewinnienia, prokuratura - dożywocia dla M.
Po kilku miesiącach sprawa wraca na wokandę. Od nieprawomocnego rozstrzygnięcia odwołały się wszystkie strony. Prokuratura w apelacji wnosi o zaostrzenie kary wobec Ireneusza M, bo zdaniem oskarżyciela publicznego ta orzeczona nieprawomocnie jest niewspółmierna do winy mężczyzny. Prokuratura chce, by sąd zmienił orzeczoną wcześniej wobec niego karę na dożywocie.
Z kolei obrońcy oskarżonych wnoszą o uniewinnienie swoich klientów lub uchylenie wyroku i przekazanie sprawy do ponownego rozpatrzenia przez sąd pierwszej instancji. Obrońcy w apelacji podnoszą przede wszystkim wątpliwości dotyczące badań DNA. Choć te wcześniej przez biegłego zostały ocenione jako "ekstremalnie mocne" w przypadku Norberta Basiury i "bardzo mocne" w przypadku Ireneusza M.
Basiura: idziemy walczyć o sprawiedliwość
- Stawiam się na wezwanie sądu. Nie mam nic do ukrycia, chcę pokazać swoją niewinność. Idziemy walczyć o sprawiedliwość - powiedział przed wejściem na salę sądową Norbert Basiura. A Renata Kopczyk, obrończyni oskarżonego, wyjaśniała, skąd decyzja o odwołaniu się od wyroku sądu pierwszej instancji: - Wskazujemy na naruszenie prawa procesowego i materialnego. Przede wszystkim odnosimy się do kwestii dotyczących postępowania dowodowego przeprowadzonego przez sąd okręgowy i wielu braków, które to postępowanie ze sobą niosło.
Jak dodała Kopczyk, w trakcie procesu przed sądem pierwszej instancji "wszystkie wnioski dowodowe oskarżenia były rozpatrywane, a nasze - w większości - były oddalane". - Ani sąd, ani prokurator, nie udowodnił, że mój klient był na tej posesji, że brał udział w gwałcie, że dokonał morderstwa, że znał się ze współoskarżonym, że działał wspólnie i w porozumieniu. Żaden z tych elementów nie został udowodniony - powiedziała mecenas.
W środę sąd przesłuchiwał biegłego, który był na miejscu zbrodni, wykonywał sekcję i sporządzał analizy we wszystkich procesach. Także w tym, w którym niesłusznie skazano Tomasza Komendę. Przesłuchanie biegłego będzie kontynuowane 9 czerwca, bo na ten dzień wyznaczono kolejną rozprawę.
Zbrodnia miłoszycka
Do gwałtu i zabójstwa nastolatki doszło w sylwestrową noc z 1996 na 1997 rok. Impreza w dyskotece w Miłoszycach miała być dla dziewczyny pierwszą spędzaną poza domem.
Gdy Małgosia nie wróciła o umówionej godzinie do domu, rodzice rozpoczęli poszukiwania. Pojechali do Miłoszyc. Jednak córki nie znaleźli. O zaginięciu telefonicznie powiadomili policję. Feralnego poranka pomiędzy swoim domem a Miłoszycami kursowali kilka razy. W pewnym momencie dołączył do nich policjant. Rozpytywał sąsiadów. Z rodzicami Małgosi jeździł po wiosce. Po dziewczynie nie było jednak śladu. W końcu rodzice nastolatki pojechali do komisariatu oficjalnie zgłosić zaginięcie.
Gdy po godzinie 13 ponownie pojawili się w Miłoszycach, zobaczyli mnóstwo policji i mieszkańców wsi. Powiedziano im, że przy stodole leży dziewczyna. Nieżywa, naga i poobijana. To była ich córka.
Ciało Małgosi leżało na sukience. Tej samej, którą włożyła kilkanaście godzin wcześniej. Lekarz pogotowia jako wstępną przyczynę zgonu zapisał: zgwałcenie, wykrwawienie, zamarznięcie. Obok znaleziono czarną wełnianą czapkę. Było też kilka włosów. Na ciele ktoś zostawił ślady zębów. Ten ślad przyczynił się później do niesłusznego skazania Tomasza Komendy, a teraz jest jednym z dowodów świadczących przeciwko Ireneuszowi M.
Zdaniem śledczych oprawców Małgosi było nie dwóch, a trzech. Wciąż jednak nie wiadomo, kim był trzeci mężczyzna.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24