Nie żyje 15-latek, który na początku maja został uderzony spadającym konarem w głowę. Nastolatek razem z kolegami chciał rozpalić ognisko. Śledczy ustalili, że chwilę przed tragedią chłopcy rąbali drzewo siekierkami.
Wypadek wydarzył się 3 maja nieopodal góry Świątek w Twardocicach (woj. dolnośląskie), gdzie grupka siedmiu nastolatków w wieku 14, 17 lat planowała rozpalić ognisko. Znajduje się tam popularny punkt widokowy na skraju lasu, gdzie można legalnie biwakować, czy właśnie rozpalać ogień.
W pewnym momencie, w trakcie przygotowań do ogniska, konar spadł na głowę 15-latka. Na miejsce wezwano służby ratunkowe, nieprzytomny chłopak został zaintubowany i przewieziony karetką na odległy o kilkanaście kilometrów stadion miejski w Złotoryi. Tam czekał już śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który przetransportował chłopca do szpitala we Wrocławiu.
Nastolatek nie żyje
Lekarze przez pięć dni walczyli o życie chłopaka. Tomasz Pisarski, p.o. prokuratora rejonowego w Złotoryi przekazał, że 7 maja 15 latek zmarł.
- Wszczęte jest śledztwo o czyny dotyczące narażenia małoletniego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i nieumyślne spowodowanie jego śmierci - mówi prokurator.
Z dotychczasowych ustaleń śledczych wynika, że tamtego dnia chłopcy zbierali chrust potrzebny do rozpalenia ogniska, ale postanowili również ściąć drzewo. Mieli przy sobie siekierki. W trakcie ścinania zaczęło mocniej wiać. Silniejsze podmuchy przewróciły drzewo, które miało uschnięty wierzchołek. Element ten ułamał się przy upadku. Konar uderzył 15-latka w głowę.
Sprawdzają udział każdego z osobna
Prokuratura ustala obecnie, czy tragedia była nieszczęśliwym wypadkiem, czy też mogły przyczynić się do niej inne osoby. Wszyscy nastolatkowie zostali przesłuchani w charakterze świadków. Udział każdego z nich ma być z osobna weryfikowany.
- Na miejscu zostały wykonane oględziny, mamy też zabezpieczone fragmenty tego odcinanego drzewa i narzędzia, które były do tego używane - dodaje Pisarski.
Sześciu nastolatków, z uwagi na swój młodociany wiek, nie może podlegać odpowiedzialności karnej. W nieodległej przyszłości sprawa może trafić do sądu rodzinnego. Jedyną osobą, która ewentualnie mogłaby usłyszeć prokuratorskie zarzuty, jest najstarszy, 17-letni uczestnik ogniska.
- Jego rola nie jest jeszcze dokładnie określona, dlatego prowadzimy dalej to postępowanie, nie przekazujemy go jeszcze do sądu dla nieletnich - kończy szef złotoryjskiej prokuratury.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Złotoryja 112 / Michał Kowalski