Wędkarze wyciągają ostatnie sztuki martwych ryb z Jeziora Koskowickiego. Najnowszy bilans jest taki, że łącznie padły prawie cztery tony sumów, sandaczy, płoci, tołpyg i innych gatunków. Powołany został sztab kryzysowy, który rozważy jak przywrócić życie w akwenie.
W zeszłym tygodniu z jeziora wyłowiono ponad dwie tony śniętych ryb. To efekt przyduchy (niski poziom tlenu w wodzie), spowodowanej wysokimi temperaturami, brakiem dopływu wody, a także dużej ilości glonów. Po zbadaniu próbek wody inspektorzy ochrony środowiska stwierdzili, że do masowego śnięcia doszło z przyczyn naturalnych.
Widok martwych ryb na brzegu jeziora przede wszystkim napawał niepokojem. Ale robił też wrażenie, bo największe okazy - sumy - miały prawie dwa metry długości i około 60 kilogramów wagi.
Nie wszystkie ryby dało się wyciągnąć z wody. Mniejsze płotki czy leszczyki pozostały w trzcinach, gdzie ulegają rozkładowi. Inne jeszcze nie wypłynęły na powierzchnię. Wiadomo było, że to nie koniec działań w tym jeziorze.
Prawie cztery tony martwych ryb
We wtorek wędkarze kolejny raz wypłynęli swoimi motorówkami, aby zebrać tyle, ile się uda.
- Wyszła z tego spokojnie ponad tona. Same tołpygi i sumy, po 40-50 kilogramów. Razem daje to prawie cztery tony - przyznaje Mariusz Ból z legnickiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego.
Zwołany został sztab kryzysowy, w skład którego wchodzą przedstawiciele Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, wojewody, starostwa powiatowego, czy Wód Polskich. Odbędzie się debata jak pomóc rezerwatowi przyrody.
- Odbędą się odłowy kontrolne. Ichtiolodzy zajmą się zbadaniem stanu wód, jakie ryby przeżyły i w jakich proporcjach należy zarybić jezioro na nowo. Najgorsze za nami. Ostatnio padało przez dwa dni, poziom jeziora podniósł się o 10 centymetrów. Martwe ryby już nie wypływają - cieszy się Mariusz Ból.
Autor: ib/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt24 | Dorota