Mirkowi powiedziała córka, Magdę na wózku przywiozła mama, Idze podszepnęła koleżanka z pracy, a Bogusława po prostu wiedziała, że jak jest problem, to trzeba zapukać do Klarki. Bo w wiosce mówią, że Klarka to uzdrowicielka. Do gabineciku na piętrze ustawiają się więc olbrzymie kolejki, nawet Niemcy szukają pomocy u staruszki z Opolszczyzny. W swoim reportażu Olga Bierut sprawdza, czego w XXI wieku szuka się u wiejskiej szeptunki.
Nikt nie mówi: Klara. Mimo, że postawna, wiekowa, życia nauczona na budowie, bo przez tyle lat na chleb zarabiała jako zwykły robotnik, trochę groźna, huknąć potrafi, krzyknąć na wszystkich, to oni dalej: Klarka, Klarka.
Klarka ma taki dar. Ludzie mówią, że Klarka to uzdrowicielka.
Duchem Świętym, skutecznie
Ale jak ta Klara uzdrawia?
- No jak. Duchem Świętym przecież – mówi Alojzy Kamiński, sołtys Jaryszowa (Opolszczyzna), w którym Klarka przyjmuje interesantów.
- Egzorcysta powiedział, że po bożemu – tłumaczy ksiądz Krystian Jan Krawiec, który w Jaryszowie jest proboszczem.
- Tak, że aż ciarki przechodzą po całym ciele – dodaje mama Magdy.
- Najważniejsze, że skutecznie – zaznacza Mirek.
Przez telefon też uzdrowi
Mogłoby się wydawać, że zakres uzdrawiania bardzo szeroki. Ci, co mają więcej czasu, mogą przyjść sami. Ci co trochę mniej, mogą dać swoje zdjęcie komuś innemu, bo Klara i ze zdjęcia potrafi. Dla najbardziej zabieganych jest i wersja wirtualna: można zadzwonić i doznać uzdrowienia po łączach.
Ale tak naprawdę z cudem graniczy już samo dostanie się do uzdrowicielki, która prawie jakby podlegała pod Narodowy Fundusz Zdrowia prowadzi zapisy na wizyty. Swoją książkę otwiera w lutym, wtedy przez tydzień pod jej gabinetem ustawia się kolejka do zapisów. Terminami obkłada sobie cały rok, do grudnia, więc, jeśli komuś tragedia wydarzy się w maju, może próbować zapisać się na za rok.
Albo wcisnąć się w kolejkę, wybłagać Klarkę, żeby jednak znalazła chwilkę. - Ale to od humoru i obłożenia zależy - zastrzega Halina i pokazuje karteczkę na drzwiach. Tam drukowanymi literami: osób niezapisanych nie przyjmuję. Pokazuje też kolejkę: kilkadziesiąt osób, niektórzy czekają od nocy, na parkingu samochody na niemieckich rejestracjach, ludzie zjeżdżają się nie tylko z całej Polski.
A może się dodzwonić? Zdobyty numer do domu uzdrowicielki jest wiecznie zajęty. Nawet w środku nocy.
Uzdrowicielka za pozwoleniem księdza
Drewniana chatka, w której ksiądz zorganizował salki katechetyczne, stoi zaledwie kilka kroków od potężnego kościoła i dokładnie naprzeciwko plebanii. Proboszcz ma dzięki temu oko na wszystko.
Wychodzi z domu i widzi kolejkę do Klarki, je kolację i za oknem znów: tłum do Klarki, wstaje rano do mszy się przygotować, a tam od świtu na parkingu w autach śpią ludzie z zaklepaną kolejką do uzdrowicielki.
Bo Klarka urzęduje w katechetycznych salkach w niewielkiej wiosce na Opolszczyźnie. Na parterze poczekalnia z toaletą, drzwi oklejone informacją o godzinach otwarcia (od 8.00 do 20.00 w poniedziałki, wtorki, czwartki i piątki). Gabinecik ma na piętrze, trzeba wspiąć się na górę po kręconych schodkach.
- Właśnie na górze się dzieją cuda – mówi Teresa. Sama dla cudów przejechała aż 700 kilometrów. Do auta zapakowała swoją córkę w ósmym miesiącu ciąży, której niemieccy lekarze powiedzieli, że dziecko będzie chore, przyjechały we dwie aż z Hanoweru. Sąsiadka opowiedziała im o uzdrowicielce z Polski.
- Tam cuda dzieją się w ciszy - uśmiecha się Teresa.
Wyglądają tak:
- Trzeba wejść na górę, powiedzieć dzień dobry, siąść na krzesełku i już się nie odzywać. Nie mówić Klarce co boli, z czym się przychodzi. Milczeć. Klarka wyciąga medalik święty i zaczyna nim krążyć wokół ciała. Nad głową, nad ramionami, przy brzuchu, kręgosłupie, stopach - opowiada Bogusława.
Umierający ojciec, dziecko co się nie chce urodzić
Sama w kolejce do Klarki stanęła właśnie piąty raz. - A potem, jak ona z tym medalikiem już skończy, a to może trwać kilkanaście minut, Klarka zaczyna mówić. Mnie na przykład powiedziała, że na moją rodzinę ktoś rzucił klątwę, dlatego mamy tak pod górkę.
I, że choruję na gronkowca złocistego, to akurat wiedziałam, ale lekarze przez lata nie mogli sobie poradzić. I, że moja córka ma krzywy kręgosłup, tego nigdy nie sprawdzaliśmy.
I co? Klątwę ściągnęła, mi problemy trochę ustały, a dziecko pierwsze co wysłałam na kontrolę i lekarz złapał się za głowę, że gdybyśmy nie przyszły, to Kasia za parę lat byłaby niepełnosprawna - mówi.
Iga przyszła, bo dwa dni wcześniej jej ojcu pękł w mózgu guz. Lekarze dali mu 1 proc. szans, po spotkaniu z Klarą powiedzieli: polepszyło się, dajemy pół na pół.
Mirek przyszedł ze zdjęciem swojej córki. Już trzeci raz. Kiedy pojawił się po raz pierwszy, jego osiemnastoletnia Ania nie chodziła. - Poszedłem do Klarki, pokazałem jej zdjęcie. Ona użyła medalika, puściła do domu. Wsiadłem do auta, odpaliłem silnik, ale zanim jeszcze ruszyłem, zadzwoniłem do Ani. A ta: tato, tato, ja chodzę - opowiada.
Halina przyjechała, bo była wiecznie zmęczona. Życie na roli męczy, wiadomo, ale, żeby tak ciągle, jak trup włóczyć się po wiosce, Halina wiedziała, że coś jest nie tak, Klarka potwierdziła: nowotwór. Lekarzom powiedziała kilka dni później: mam nowotwór. Śmiali się, rechotali, zlecili badania i wyszło: nowotwór. - Na szczęście nie był jest złośliwy, wyszłam z tego, a teraz to wpadam do Klarki tylko profilaktycznie - śmieje się.
Jej koleżanka przyjechała do Klarki tuż przed ciężką operacją serca. Klarka jej powiedziała: nie idź na stół, bo umrzesz. Nie poszła. - Jest chora, ale żyje - zaznacza Halina.
"Efekt pojawi się do 23 dni"
- Niby tak wszyscy tu chwalą, ale ja się tak boję, że zaraz się zagotuję od środka - szepcze w kolejce Katarzyna, która przyszła prosić Klarkę o dziecko, bo od lat się z mężem starają.
A można się przestraszyć. Wystarczy kliknąć na fora internetowe i przeczytać:
- Byłam z mężem chorym na demencję. Mam wszystkie badania i wyniki, a ona mi mówi, że go ukłuło sześć kleszczy - pisze "granula".
- Sama wizyta była dziwna. Ruszała cały czas medalikiem i zadawała różne pytania. Na koniec stwierdziła, że nic mi nie dolega. Nie muszę dodawać, że nie wybrałam się na wizytę bez powodu (kręgosłup, mięśniaki, depresja i inne). Czułam się po prostu zażenowana swoją łatwowiernością w "cuda"- dodaje "gość2".
- Większości, którzy chorują na gronkowca zabrania kontaktu z lekarzami, bo zaszkodzą. Natomiast gronkowiec rozwija się i okazuje się rakiem. Lekarze ze Strzelec Opolskich powiedzieli mi, że moja mama jest kolejną ofiarą Klarki. Już dwa lata nie żyje, a tak jej wierzyła - pisze "apolonia".
Ale niedowiarków uspokajają inne wpisy. Na przykład takie, że na cuda i dobrą moc Klarki trzeba czekać, dobro nie spływa od razu. - Trzeba czekać aż to zadziała, około 23 dni - informuje na forum "gość".
Robotnik po podstawówce
Klarka nie bierze pieniędzy za uzdrawianie. Jeśli ktoś chce jej coś zostawić, odmawia, prosi, żeby zanieść i położyć księdzu na tacę. Żyje z emerytury, której się dorobiła pracując prawie trzydzieści lat na budowie. Nie ma medycznego wykształcenia. Podobno skończyła tylko podstawówkę.
- I tak sobie żyła, aż zmarł jej mąż. Długo chorował i lekarze go nie uratowali. Klarka wtedy wymodliła sobie taki dar, wyprosiła, żeby pomagać wszystkim, którym lekarze nie umieją pomóc. I go dostała - mówi Bogumiła, która mieszka na jednej ulicy z Klarką.
Mówi, że się wtedy cała wioska zleciała, bo nagle, nad domem Klarki, pojawiła się biała łuna. Mimo, że to była noc, to nad jej dachem jasno. - Powiedzieliśmy jej to, a ona, że wie. Że zmarły mąż do niej przyszedł i powiedział: teraz będziesz uzdrawiać. I ona już tak od piętnastu lat uzdrawia - opowiada.
Jak to możliwe, że w budynkach parafii, tuż obok kościoła i za pozwoleniem księży działa uzdrowicielka? Pacjenci są zadowoleni, ci, którzy nigdy u Klarki nie byli, grzmią: zabobony, diabeł wcielony, oszustka.
Za zgodą Kościoła?
Ksiądz Krystian Jan Krawiec, który w Jaryszowie jest proboszczem, mówi, że to krzyż do niesienia przez życie i olbrzymi dar. Sam do Klarki nie chodzi. Mówi, że jest zdrowy, ale parafianom poleca. - To przecież kontakt z Duchem Świętym, a taki w życiu zawsze pomoże. Kiedyś przyjechał ktoś z Opola, powiedział, że Klarka to diabeł, żeby ją uwolnić z piekielnych mocy. Przyjechał egzorcysta, godzinę rozmawiał z uzdrowicielką. I wydał zgodę na uzdrawianie - opowiada ksiądz.
Kiedy jednak dowiaduje się, że rozmawia z dziennikarką tvn24.pl, przestaje być tak rozmowny. - Ona nie potrzebuje już reklamy. Tu dużo ludzi i tak przychodzi. Powodzenia, z Bogiem - urywa i więcej nie chce powiedzieć.
Rzecznik prasowy diecezji jest bardziej rozmowny, wie za to o wiele mniej. - Egzorcysta? Nie słyszałem - dziwi się ksiądz Krzysztof Faber. Dziwi się też, że Klarka przyjmuje w katechetycznych salkach, bo był pewien, że w swoim domu. - No cóż. Ale wiem, że dzień zaczyna od Eucharystii. A potem cały dzień się z tymi ludźmi modli i podobno jest skuteczna - dodaje.
Lekarze wiedzą, kto to Klara
Najbliżej od gabinetu Klarki jest do szpitala w Strzelcach Opolskich i Kędzierzynie Koźlu. Lekarze znają tam historię starszej kobiety, do której pewnie chodzi część ich pacjentów. Nie kojarzą, za to żadnego przypadku, żeby któryś trafił do nich w gorszym stanie właśnie przez wizyty u niej.
- Na pewno ludzie w sytuacjach krytycznych korzystają ze wszystkich możliwości. Czasami są tacy pacjenci po przejściach, którzy przeszli nasze wszystkie placówki, wszystko zaliczyli i dla nich może to ostateczne wyjście - komentuje Beata Czempiel, dyrektor szpitala powiatowego w Strzelcach Opolskich. - Jak człowiek jest zdrowy, to wydaje się, że logika nigdy nie pozwoliłaby mu w to uwierzyć. Ale ja słyszałam, że ona potwierdza lekarskie diagnozy, że mówi po wizycie często podobne rzeczy jak my po badaniach - dodaje. Sama jednak u Klary nie była.
Autor: Olga Bierut / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl