Pracownik spółki gazowej, który remontował instalację w bloku w Kamiennej Górze, usłyszał w środę zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa zdarzenia, skutkującego zagrożeniem dla wielu osób - poinformowała prokuratura. Taki sam zarzut dzień później usłyszał drugi monter. Obaj zostali tymczasowo aresztowani. W wyniku wybuchu gazu ciężko ranna została 12-letnia dziewczynka. Ma poparzone 90 procent powierzchni ciała.
W poniedziałek w mieszkaniu na parterze bloku przy ul. Piastowskiej w Kamiennej Górze doszło do wybuchu gazu. Bardzo poważnie ucierpiała 12-letnia dziewczynka, która z poparzonym całym ciałem przetransportowana została śmigłowcem do Wielkopolskiego Centrum Leczenia Oparzeń w Ostrowie Wielkopolskim.
Jak poinformował ordynator oddziału chirurgii i traumatologii dziecięcej Witold Miaśkiewicz, dziewczynka ma poparzone 90 procent powierzchni ciała. - Ma dramatycznie mało skóry - przyznał lekarz, zapewniając jednocześnie, że zespół ma koncepcję jej leczenia.
Miaśkiewicz wyjaśnił, że lekarze pobrali fragmenty skóry i będą przystępować do hodowli komórek. Dodał, że jeżeli będzie potrzeba, to zostaną zastosowane też przeszczepy rodzinne.
- To jest bardzo długi proces. Zobaczymy, jak to dziecko wszystko przetrzyma. Te rokowania nie do końca są korzystne. Wszystko na razie jest wróżeniem z fusów, bo to jest przygotowywanie dziecka do zabiegów dość radykalnych, które są ogromnym obciążeniem, a musimy to zrobić - oświadczył ordynator.
"Środki ostrożności nie zostały zachowane"
Śledczy ustalają okoliczności zdarzenia. Już w poniedziałek pojawiały się informacje, że w bloku prowadzono prace przy wymianie instalacji gazowej. W środę na polecenie prokuratury zatrzymano dwóch monterów, którzy zajmowali się remontem instalacji.
- Dziewczynka czuła gaz, informowała o tym rodziców. Inni mieszkańcy również informowali obecnych na miejscu pracowników Polskiej Spółki Gazownictwa o tym, że ten gaz jest mocno wyczuwalny. Oni byli tam na miejscu, myślę, że i oni ten gaz wyczuwali. Zachowanie w tych warunkach środków ostrożności doprowadziłoby do uniknięcia tej tragedii. A te środki ostrożności, które były od nich wymagane, nie zostały zachowane - mówi Anna Kaczyńska, p.o. prokuratora rejonowego w Kamiennej Górze.
Pracujący na miejscu biegli ustalili, że gaz ulatniał się z rury doprowadzającej go do mieszkania. Na tę rurę miał być zamontowany licznik gazu. - Nie był do końca zamknięty zawór doprowadzający gaz do mieszkania i nie była zaślepiona rura, która powinna być zaślepiona - zaznacza Kaczyńska.
Według prokuratury, zadaniem monterów było dopilnowanie, aby we wszystkich lokalach elementy instalacji były bezpieczne dla mieszkańców, potem mieli przeprowadzić próbę szczelności i dopiero na końcu napełnić instalację gazem.
- W wyniku oględzin ustalono, że we wszystkich innych lokalach te zaślepki były. Natomiast w tym lokalu nie było zaślepki i prawdopodobnie nie do końca był ten zawór domknięty, co po wpuszczeniu gazu, i później jakimś impulsie, spowodowało eksplozję - mówi prokurator.
Kaczyńska poinformowała, że w środę po południu zakończyło się przesłuchanie jednego z dwóch pracowników Polskiej Spółki Gazownictwa. Przedstawiony został mu zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa zdarzenia, które skutkowało zagrożeniem życia i zdrowia wielu osób, a także mienia w wielkich rozmiarach, za co grozi do 8 lat więzienia. Prokuratura na razie nie zdradza treści jego zeznań. Informuje za to, że wniosła do sądu o tymczasowe aresztowanie. Sąd przychylił się do wniosku prokuratury. Mężczyzna został aresztowany.
Zgodnie z zapowiedzią drugi mężczyzna został przesłuchany w czwartek. Usłyszał taki sam zarzut, jak jego współpracownik. Prokuratura zawnioskowała o tymczasowy areszt. Podobnie, jak w pierwszym przypadku sąd podzielił argumenty prokuratury i aresztował pracownika gazowni.
Jeden się przyznał, drugi nie
Włodzimierz J. - przesłuchiwany w pierwszej kolejności - przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i złożył wyjaśnienia.
- Mężczyzna zrelacjonował to, co wydarzyło się w ciągu całego dnia, czyli jakie czynności wykonywali razem z kolegą. Nie ustosunkował się jednak do tego, że nie sprawdził dokładnie instalacji przed wpuszczeniem gazu - mówi Anna Kaczyńska, p.o. Prokuratora Rejonowego w Kamiennej Górze.
Drugi z podejrzanych, Bogusław J., nie przyznał się do zarzutu i odmówił składania wyjaśnień.
Strażak po służbie pomógł
Moment wybuchu gazu w mieszkaniu zarejestrowały kamery monitoringu. Na nagraniu widać jęzory ognia gwałtownie wydostające się przez okna.
Jedną z osób, które jako pierwsze pomagały na miejscu zdarzenia, był Marek Malich, strażak z komendy w Kamiennej Górze, mieszkający po sąsiedzku.
- Doszły mnie dźwięki eksplozji z bloku oddalonego około sto metrów od mojego mieszkania. Wiadomo, jak każdy, udałem się z pomocą. Pobiegłem do samochodu po gaśnicę, zobaczyłem dziewczynkę stojącą na balkonie. Niestety, z uwagi na wysoką temperaturę, nie można było wejść przez balkon. Obiegłem budynek, na miejscu znajdowali się pracownicy pogotowia gazowego - relacjonuje Malich.
Strażak zajął się dziewczynką. Jak mówi "zapewnił jej komfort psychiczny i fizyczny". Schładzał ją i wspierał słowem.
Burmistrz Kamiennej Góry zwrócił uwagę na bardzo duży odzew społeczny. - Wszyscy chcą pomagać - podkreślił Janusz Chodasewicz. - Bardzo szybko zaczęła się akcja społeczna, zbiórka na portalach społecznościowych. My także ogłaszamy zbiórkę. Uruchamiamy specjalne konto dla tej rodziny, na które każdy będzie mógł wpłacić - dodał. Podkreślił, że w mieszkaniu, w którym doszło do wybuchu gazu, "wszystko zostało zniszczone".
Dziewczynka przebywa w stanie śpiączki farmakologicznej. Jej stan lekarze określają jako bardzo ciężki.
Źródło: TVN24 Wrocław/PAP
Źródło zdjęcia głównego: Urząd Miasta w Kamiennej Górze